Rozdział 4

650 38 63
                                    

Następnego dnia z samego rana Sayaka stała pod pałacem i żegnała się z Osamu i Chuuyą.
- Będę za wami tesknić! - powiedziała ocierając łezkę

- My za tobą też Sayu - powiedział brunet  i poczochrał ją po włosach. Przed bramami pojawił się już sługa z królestwa Sayaki, który po nią przyjechał...

- To na mnie juz czas! - powiedziała Sayaka biorac swój bagaż i biegnąc w stonę bram palacu - wróce tu jak bedziecie małżeństwem! - Krzyknęła w biegu i po chwili znikła im z oczu.

Dazai i Chuuya stali lekko osłupieni.
- Czyyylii... już nigdy? - odezwał się Dazai .

Chuuya pomachał jej na pożegnanie a jego wyraz twarzy z uśmiechniętego stał się markotny.
Nizołek tak jak by zamknął się w sobie i udał się do zamku wracając do swoich obowiązków, byle by jak najszybciej skończyć.
Nie wiadomo czemu Sayaka miała w sobie coś, co sprawiało uśmiech na jego twarzy. Może to dla tego, że przypominała mu siostre.
Co jak co, to już nie był ten sam uśmiechnięty chuuya co wczoraj . Nizołek w ciszy szedł przez korytarz ze szmatką w ręce co chwilę coś przecierając.

Dazai przyglądał mu sie z drugiego końca pomieszczenia aż w końcu postanowił do niego podejść.
- Chuuya... jest coś o czym chce ci powiedzieć...

Rudowłosy odwrócił się w jego stronę z uniesioną brwią.

- myślałem nad tym troche i uznałem że to za szybko żeby cie wypuścić ale pomyślałem, żeee... pozwole ci sie spotkać z twoją matką i siostrą. Ale pod nadzorem!

Chuuya stał jak wmurowany nie widząc co ma powiedzieć, jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-  mogę iść się z nimi zobaczyć? - zapytał próbując ukryć swój zaciesz jaki rozpierał go od środka.

- Oczywiście. Bedziesz mógł z nimi porozmawiać, spędzić czas... w sumie co tylko chcesz. Ale dla pewności zebyś nie uciekł to pójde ja i dwaj strażnicy.

Chuuya westchnął w duchu.
- jak już musisz... Ale lepsze to niż nic... O której wychodzimy ? - zapytał a szeroki uśmiech co chwilę pchał mu się na usta.

- Już zaraz. Jeśli ci pasuje oczywiscie...

- czekaj chwilę !  - nizołek pobiegł szybko w kierunku kuchni zamkowej po czym odłożył tam szmatkę zabrał swoją chustke, którą ubrał na szyję a następnie pobiegł spowrotem do Osamu.
- to chodźmy w takim razie ! Znaczy... Możemy już iść - odparł nie umiejąc powstrzymać zacieszu.

Dazai z Chuuyą opuścili pałac. Chuuya szedł z przodu i prowadził strażników i Osamu do jego domu. Wszyscy w mieście momentalnie odrywali się od swoich zajęć i patrzyli na księcia który jak gdyby nigdy nic sobie wychodzi na miasto. Zawsze jak wychodził to było minimum 8 strażników i zdażało się to bardzo rzadko. Dazai z dumną miną szedł przed siebie a w ręku pilnował sakiewki z monetami, którą miał przeznaczyć matce Chuuyi, żeby choć troche im ułatwić życie.

Rudowłosy z zacieszem szedł przez ulice kiedy powoli zaczęli zbliżać się do jego domu.
Nizołek zamarł w pewnym momencie, kiedy przy jego chatce zebrało się dosyć dużo ludzi.
- nie... - chuuya Wydukał jedynie tyle a następnie wdał się w bieg do swojej chatki.

Ludzie widząc Chuuyę odsunęli się natychmiast aby zrobić mu miejsce i powoli zaczęli się rozchodzić.

Chuuya w pewnym momencie stanął jak wryty a łzy napchały my się do oczu.
Rudowłosy szybko uklęknął przy matce.
- m-mamo... - nizołek drżącą dłonią ujął policzek kobiety, który niestety był już chłodny.
Po policzku rudego zaczęły kapać łzy jedna po drugiej.
- Nie.. NIE ! MAMO BŁAGAM CIĘ OBUDŹ SIĘ ! - chuuya zaczął dławić się łzami które strumyczkiem płynęły mu po policzku. Rudowłosy wziął w ramiona martwą kobietę i mocno ją przytulił.
- N-nie zostawiaj mnie ! Proszę... M-mamo ... - wydukał łamiącym się głosem a jego łzy kąpały na policzki kobiety.
- Dlaczego teraz... Dlaczego ?! - chuuya płakał jak dziecko nie przejmując się już nikim, po prostu wylewał łzy w rozpaczy a ból jaki rozrywał go od środka był wrecz nie do opisania.

" Kwiat Pustyni" / soukoku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz