Rozdział 5

653 42 39
                                    

Tak zaczęły mijać trzy dni a chuuya przestawił się na tryb nocny. Inaczej mówiąc w nocy pracował i jadł, przez co wieża wyglądała jak by przeszedł po niej  huragan , jednak nie było tam jakoś brudno, tylko po prostu wszędzie widniały jakieś obliczenia czy szkice konstelacji, lub opisane fazy księżyca. W dzień zaś po prostu spał. Co za tym wszystkim idzie? Przestał widywać się z kim kolwiek i rozmawiać z kim kolwiek, był teraz sam ... Całkiem sam...

Był juz ranek. Brunet nareszcie uwolnił się od marudzenia wezyra. Ileż można tego samego słuchać i to z samego rana?! Idąc do ogrodu książę minął wieże i na chwilę stanął przed schodami. Ile to juz nie widział Chuuyi? W ogóle nie wychodził z wierzy... a co jesli..! Nie... to głupie. Mimo wszystko brunet postanowił iść i zobaczyć czy u niego wszystko w porządku.

Po długiej i meczącej wspinaczce po schodach Dazai znalazł się w końcu przy drzwiach i lekko zapukał.
- Chuuya? - cisza - mogę wejść?
Znów cisza. Lekko uchylił drzwi i pierwsze co zobaczył to sterte papierów. Otworzył szerzej drzwi i wszedł do środka. Bałagan. Duży bałagan. Usłyszał jakis mamrot i sie wzdrygnął. Oh... to tylko Chuuya, spał w najlepsze. Brunet podszedł do niego i poprawił mu koc. Domyślał się, że większość nocy niebieskooki był na nogach, musi naprawdę lubić astronomię. Czyli ta komnata to była dobra decyzja. Osamu pochylił się i pocałował Chuuye delikatnie w czoło, a rudowłosy jeszcze głośniej mamrocząc przewrócił się na drugi bok. Osamu przestraszył się i natychmiast wybiegł z komnaty. Dlaczego on to zrobił? Czy on...? Nie! Yy.. Ranek! Obowiązki! Nie powinien tu być! Chwila... od kąd on tak się przejmuje obowiązkami?

Cóż..dzień zaczął powoli mijać i dochodziła 21. Chuuya akurat co się przebudził i podniósł do siadu. Rudowłosy przeskanował pokój wzrokiem.
- ... Miałem dziwny sen... - wymamrotał sam do siebie - śniło mi się że mnie pocałował... - śmiechnął - NIEE ! To na pewno był sen, ale czemu wtedy uznałem że to było... M-miłe ..NIE CHUUYA ! OGARNIAJ SIĘ! Wariuje już chyba... - wydukał a następnie wstał i rozejrzał się - wypadało by tu posprzątać... Jeszcze mam trochę czasu nim się ściemni, więc czemu by nie ? - odparł a następnie zaczął porządkować wszystkie papiery.

W nie całą godzinę pokój był wysprzątany a wszystko było posegregowane na biurku.
Nizołek usiadł przy stole, rozłożył na nim mapę nieba a następnie zaczął odmierzać cyrklem odległości gwiazd do konstelacji.
- ... Więc... 7 kroków od gwiazdy polarnej... Na wschód jest pas Oriona... - wydukał cicho sam do siebie szkicując sobie wykresik.

Maya w tym czasie podawała kolację brunetowi zastanawiając się też co dzieje się z Chuuyą.
- oh um... Wasza wysokość wybaczy że racze przerywać... Ale wie może książę co dzieje się z Chuuyą? Nie widziałam go od 3 dni a mówił że będzie przychodzić porozmawiać... A sama nie miałam czasu by sprawdzić co u niego... Nie boi się książę że po tym wszystkim popadł w jakieś choroby psychiczne...? - zapytała nieśmiało nalewając herbaty do filiżanki bruneta - właściwe od czasu kiedy powiedział żeby mu nie nosić jedzenia to nie widziałam go w kuchni...

Dazai wziął łyk herbaty i odłozył filiżankę.
- Nawet powinnaś. - powiedział po chwili - nie zrozum mnie źle, będzie lepiej jak ty tam pójdziesz. Mam wrażenie, że Chuuya może wciąż być niezbyt pozytywnie do mnie nastawiony.

Maya kiwła głową i wyszła. Oczywiście wezyr musiał się przyczepić.
- Naprawdę sądzi pan, że może zastąpić królewskiego astronoma? Bez wykształcenia?

- Nie dowiemy się dopuki nie damy mu szansy.

- Jak się zbyt dobrze tu poczuje to może cię okraść. Albo co gorsza cię zabić!

- O to bym się nie martwił. Całego dobytku nie ukradnie, a mnie pilnuje straż i ciebie też. Poza tym nie ma gdzie uciec.

Kunikida mierząc go wzrokiem napił się herbaty.
- Wciąż uważam, że to zły pomysł...

" Kwiat Pustyni" / soukoku Where stories live. Discover now