4. Dramat

54 3 0
                                    

Marinette wreszcie dotarła do piekarni jej rodziców. Nino puścił ją wolno, aby mogła sobie na spokojnie wszystko przemyśleć, z dali od Adriena. Trochę głupio było tutaj wracać po tym, jak kilka godzin bez uprzedzenia wyszła w szale emocji. Jednak wiedziała, że rodzice ją zrozumieją. Nie zamierzała zostać u nich długo, jedynie wypytać o kilka rzeczy. Postanowiła także pozostać w Paryżu tydzień lub dwa, aby rozwiązać nierozwiązane problemy, po czym wrócić do Nowego Jorku i Mirandy (z którą codziennie rozmawiała przez rozmowy video).

Tak jak się jej wydawało, rodzice natychmiast zrozumieli, przez co przechodziła. Po chwili rodzinnych czułości wypytała ich o to, gdzie mieszkają Luka z jego rodziną — był to jej następny punkt do odwiedzenia.

Kiedy weszła na łódź (nieproszona tak właściwie), nie widziała na niej żywej duszy.

– Juleka! Pani Couffaine! – Krzyczała tak Marinette, mając nadzieję, że któryś z mieszkańców łódki ją usłyszy. Nagle pojawił się Luka. Był on chyba w piżamie, miał rozczochrane włosy oraz wory pod oczami. Marinette ostrożnie do niego podeszła, mając nadzieję na jakąś reakcję od apatycznego Luki. – Cześć...
– Marinette, co ty tu robisz? – Spytał zaspanym głosem.
– Jestem tu, aby rozwiązać... problemy. Nie cieszysz się, że tutaj jestem?
– Normalnie skaczę z radości.

Marinette czuła się, jak gdyby miała gulę w gardle, której nie mogła przełknąć. Kiedy ostatni raz go widziała, był załamany odkryciem przez nią (niepełnej) prawdy. Teraz był wrakiem człowieka.

– Co się z tobą stało? – Spytała nagle Marinette.
– Pytanie raczej co się z nami stało. Nie uważasz, że powinniśmy o tym porozmawiać?

Usiedli na leżakach, patrząc na piękny widok Sekwany. Chociaż czuli się niezręczne, byli w stanie się dogadać. Luka wyjaśnił sytuację z Chloe i porwaniem Juleki, przez co zrobiło się Marinette głupio. Jedna głupia intryga blondynki spowodowała, że obaj tyle złego przeszli. W pewnym momencie Marinette spojrzała na dłoń Luki, którą trzymał szklankę z wodą.

– Wciąż go masz... – Powiedziała.
– Co takiego mam?
– Pierścionek
– Chcesz swój odzyskać? Wciąż wiem, gdzie on jest
– Nie trzeba. To nie wyjdzie
– Co masz na myśli?
– Chcę rozwodu. – Luka zaskoczony szybko odwrócił głowę od widoku Sekwany na Marinette. – Za kilka dni wracam do Nowego Jorku. Tam aktualnie żyję i wolę, aby tak już zostało. Nic nie jest w stanie mnie tu przytrzymać.
– Nie mówisz serio! – Luka podniósł głos. – Czekałem tyle czasu, aby cię odzyskać, ale po to, aby cię znowu stracić?!
– Nie jestem twoim rycerzem na koniu, Luka. Musimy się ruszyć. Jesteś moim przyjacielem i ciebie kocham, jednak... Wiem, że to nie da rady po prostu. Przepraszam, że to tak wyszło.

Luka zamilknął. Zaczął się intensywnie patrzeć w podłogę, jak gdyby miała mu dać rozwiązanie na wewnętrzną rozterkę. Ukradkiem kilka łez spłynęło po jego poliku, jednak od razu je dyskretnie starł dłonią, aby nie pokazać, że jest poruszony. To pierwszy raz od paru tygodni, kiedy apatia ustąpiła jakiejś skrajnej emocji.

– Nie, to ja przepraszam. – Powiedział niespodziewanie Luka stanowczym głosem. – Wracaj sobie do tego swojego zapchlonego blondaska. Nie będę już wam przeszkadzał.
– Nie rozumiem?
– Z Agrestem się pewnie świetnie bawiłaś w czasie tych paru miesięcy. Podobno ostatnio się spotkaliście. Mam nadzieję, że się przynajmniej zabezpieczaliście.

Nazwisko jej blondwłosego przyjaciela uderzyło Marinette, jak grom z jasnego nieba. Patrzyła zszokowana na Lukę, który właśnie oskarżał ją o zdradzenie go z Adrienem. Sam Luka, obwiniając ją o nieprawdziwe przewinienia, zdawał się być bardzo pewien swoich słów. Aż Marinette z wrażenia wstała z leżaka, po czym mocno tupnęła nogą.

MIRACULOUS  ‖ KiedyśOù les histoires vivent. Découvrez maintenant