6.

5.1K 274 18
                                    

Pare chwil po tym jakiś inny facet, w ogóle nie wyglądający na pracownika szpitalu, przyniósł mi śniadanie. Dostałem jajecznice i czarny przypalony chleb. Chciałem dowiedzieć się coś od faceta, który czekał jak skończę, żeby zabrać talerz, ale nic nie odpowiadał. Tak jak by nie rozumiał w naszym języku. Skończyłem, facet wyszedł a ja znów zostałem sam. Cholernie sie nudziłem. Strasznie chciało mi sie szczać, poszedłem do drzwi i zacząłem w je walić pięścią. Nikt nie odpowiadał, nikt... No żesz kurna. Spojrzałem na okno z kratami na zewnątrz. Jak by dało się je otworzyć? Spróbowałem. Na szczęście były otwarte i wykonałem co musiałem zrobić. Wielka ulga. I znowu leżałem na łóżku, ta cisza i nuda dobijała mnie. Przecież czuje sie już dobrze, mogą mnie wysłać z powrotem do domu. O co im chodzi? Głupi szpital na prawdę.
Nadszedł czas obiadu, tak pomyślałem bo znów mój brzuch domagał sie jedzienia. Wiec czekałem na pana "od żarcia". Czekałem i czekałem, ale dziad nie przychodził. Teraz to sie wkurwiłem. Postanowiłem, że jak wyjdę z tąd to złoże na nich skargę. Żeby pacjentów zaniedbywać... Chamstwo.
Wtem drzwi otworzyły sie, a za nimi stał jeszcze inny facet. Ale ten wygladał gorzej, niż jego poprzednicy. Miał wytatułowane ręce, nogi, szyję i twarz. Troche się przestraszyłem.
- Wstawaj i chodź!- powiedział grubym głosem.
Nawet nie protestując wstałem. Przeszedłem przez drzwi i zobaczyłem szary zagrybiały korytarz. "to nie jest szpital" ta myśl przemkneła przez głowę. - Dawaj idź.- wytatułowany facet mnie popchnął.
Szliśmy przez korytarz przez dobre dziesięć minut, cały czas mijając różne drzwi. Wreszcie zatrzymaliśmy się przy dużych czarnych drzwiach. Po prawej stronie był mały monitorek a pod nim cyferki. Facet zakrył ręką cyferki i zaczął wbijać PIN. Drzwi otworzyły się, wytatułowany facet popchnął mnie i tak wylądowałem w ciemnym pokoju. Na środku niego stało duże stare biurko a pod ścianami stały szafki z książkami. Stanąłem przed biurkiem, a facet usiadł za mną na czerwonej sofie.
- Nie ruszaj się, bo oberwiesz.
Przestraszyłem się, jego głos był tak przekonywujacy. Wiedziałem, że mówi prawdę. Teraz dopiero strach zawitał w moim umyśle.
- Zaraz przyje szef, wyluzuj. Bądź naturalny. Spraw, żeby cie polubił.
Drzwi za mną otworzyły się, usłyszałem bardzo blisko mnie kroki. Mężczyzna stanął za mną i powiedział do faceta siedzącego na sofie.
- Naprawdę? Taki chuderlak...haha, przecież oni na zewnątrz zabiją go dwa razy za nim powie "mamusiu".
- No ale szefie, lepsze to niż nic. A po za tym widziałem jak spokojnie do niego podchodził, jak by sie ich nie bał.
- Jak ty tak Josh w niego wierzysz, to musi być jedyny w swoim rodzaju.
- Mam taką nadzieję, bo jak nie, to go zabiję. Własnymi rękami.
Wtedy po mojej twarzy przeleciały kropelki potu. Oni chcą mnie zabić! Nie! Nie! Nie!
- Ile masz lat?
- Cz..czternaście.
- Naprawdę... Jesteś tego samego wzrostu co ja.
Mężczyzna nazywanym szefem. Podszedł do biurka i usiadł przy nim. Miał długie bląd włosy, a bużke miał dziecięca i gładka jak u niemowlaka. W ogóle nie wyglądał jak zły typ.
- Od dziś, będziesz naszym dzieciakiem od brudnej roboty. Pilnujesz tyłów, zabijasz zombie. Zgadasz sie?
Aż ze zdziwienia zrobiłem duże oczy.
- Kogo zabijać?- spytałem po cichu, żeby go nie wkurzyć.
- No zombie.. Halooo. Nie wiesz co to za zombi? Haha z choinki sie urwałeś!
Moja mina wyrażała chyba zakłopotanie, bo odrazu zaczął sie śmiać.
- Josh kogo tyś mi tu przypałętał. Zaprowadz go do celi i wytłumacz "co to są zombi", bo aż żygać mi sie chce jak na niego patrze.
"Josh" wypchnął mnie z pokoju i nawet nie wiem kiedy siedziałem juz na swoim łóżku. Josh usiadł przede mną na własnym krześle i wyjął pistolet, którym zaczął sie bawić na kolanach.
- Wiec, dzieciaku skąd się urwałeś, że nic nie wiesz o zombie i apokalipsie.
- Mieszkałem z rodzicami na pustkowiu.
- Ahh, tak? Ciekawe. Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko, powiedz mi wszystko.
- Hmmm no co... Umarli ludzie zaczęli wracać do życia i zjadać żywych. Na początku to była masakra, całe wojska oblegały miasta, żeby jakoś powstrzymywać nawałnice wariatów. Hehe ale te panienki wytrzymywały może ze dwa dni, nie więcej. Ludzie, którzy przetrwali robią co ty albo ja, kryją się w najdalszych zakamarkach świata. Żeby przetrwać.
- Jak to sie stało? Jak zmieniali się w zombie?
- Przez wirusa, to jedyne normalne wytłumaczenie.
- Boże i ja nic nie wiedziałem. Dlaczego ojciec mi nic nie powiedział? Dlaczego...-zacząłem gadać jak wariat do siebie.
- Młody, może nie chciał cie martwić... To ja już ide, przemyśl to sobie na spokojnie. Robi dobrze na psychikę.
- Nie! Czekaj...- podniosłem głos.
- No- odwrócił sie do mnie przed drzwiami.
- Dlaczego mnie tu trzymacie? Jestem już zdrowy. Chce zobaczyć swoją rodzinę.
Na twarzy Josha pojawił sie ironiczny uśmieszek.
- Ale jesteś głupi. Sądzisz, że pomogliśmy ci z dobroci serca. Pamiętasz co powiedział szef? Będziesz naszym małolatem od brudej roboty. Tylko szef wyznaczy, kiedy wracasz do domu, narazie my jesteśmy twoja rodziną. Rozumiemy się?

Świat vs Zombieजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें