14.

2.8K 175 6
                                    

Przez moją głowę przelatywały rozmyte obrazy. Były okropnie jasne, próbowałem zamknąć oczy, ale to nie działało. Ostatni obraz był bardzo wyraźny, była to moja matka. Tak... Tak czułem, że to ona, chodź długo jej nie widziałem. Siedziała na białej ogrodowej huśtawce, w okół jej rosły wielkie krzaki z białymi kwitami. Jej długie bląd włosy opadały jej na białą sukienkę. Poczułem się taki szczęśliwy, uradowany, że moja kochana mama żyje. Zacząłem biec w jej stronę, jak najszybciej chciałem ją przytulić. Biegłem i biegłem, ale ona nadal siedziała w oddali. Zatrzymałem się. Moja matka nerwowo wstała i rozejrzała się do okoła siebie. Wtedy za krzaków zaczeły wychodzić chmary tych przeklętych kreatur. Ze wszyskich stron obeszły moją matke, pierwsze z nich już...... Zacząłem szaleńczo biec, żeby ją uratować. Ale żeby nie wiem jak bym biegł, nie zbliżałem się do niej. A co gorsza zauważyłem, że się oddalam. Jeden zombiak przewrócił moją matke i ugryzł ją bark. Usłyszałem przerażający krzyk, moje serce rozrywało się na million kawałeczków. Z łzami w oczach biegłem dalej. Musze ją uratować!!!!!!! Nagle wszytko zniknęło... Moja matka, zombi i ta okropna scen. Wtedy uświadomiłem sobię, że to był tylko wybryk mojej chorej wyobraźni. Poczułem ból z tyłu głowy i ciasne więzy na rękach i kostkach. Otworzyłem oczy i zobaczyłem tą samą babcie, z przed chaty. Gotowała coś przy wielkim starym piecu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, koło mnie stał mały stół na którym stały malutkie zapalone świeczki. Za stołem było okno, tak sądziłem, bo było zamurowane. Dalej stała dużą szafa i sofa. A w drugim rogu stał piec. Wtedy zwróciłem uwagę na babcie. Patrzyła się na mnie i bez słowa odwróciła się do garnka, wzięła talerz. Nalała coś do niego, położyła na stole koło mnie i wyszła. Tak bez żadnego słowa. Wtedy mój brzuch dał o sobie znać. Odruchowo chciałem dostać się do talerza, ale głupi sznur nie pomagał. Zacząłem wiercić się i skakać wraz z krzesłem. Wtem drzwi się otworzły, a przez nie przeszedł mężczyzna. Był wysoki, miał krótko ścięte czarne włosy i ubrudzone ubranie. Podszedł do stołu, nie patrząc na mnie. Jak by mnie w ogóle tu nie było. Przysunął talerz do siebie i zaczął jeść. Patrzyłem nieobecnym wzrokiem, jak zjada z apetytem moja zupe. Oblizałem suche wargi, jak by miało mi to w czymś pomóc. A facet jadł dalej z zadowoleniem. Minęło może z pięć minut, a on na reszcie skończył, odepchnął od siebie talerz i pierwszy raz popatrzył mi prosto w oczy.
- Kim ty jesteś? Co zamierzałeś zrobić?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Prawdę, czy go okłamać. Wiedziałem, że mogę za wszytko co odpowiem, dostać w ryj. Więc powiedziałem to co on chciał by usłyszeć.
- Szukałem pomocy..... Nic złego nie chciałem zrobić.... Naprawdę...... Przepraszam.
Wtedy facet uśmiechnął się lekko.
-Młody nie okłamuj mnie... Mów prawde!!- Jego dłonie zacisnęły się pięści.
-Okej, jestem głodny, rozumiesz!! I chciałem napaść na tą bezradna staruszke i zabrać jej jedzenie. Ale spoko, nie chciałem zabić.
- Noo teraz mówisz jak człowiek....Dostaniesz jedzienie za odpowiedzi. Okej?
Dobra... Powiem mu "prawie" wszystko.
-Okej.
Mężczyzna wstał, wziął nowy talerz i nalał zupy z garnka. I usiadł znów na swoim miejscu.
- Jak sie nazywasz? I gdzie żyłeś?
-Mark... Po apokalipsie zostałem sam.... I przez pare lat mieszkałem tu i tam. Później przez swoją głupotę, zła grupa zrobiła ze mnie swojego dzieciaka od brudnej roboty. No i teraz właśnie uciekłem od nich.- Musiałem nie mówić o rodzicach, jeszcze by go to zainteresowało.
- Jak od nich uciekłeś?
- Rano wyslizgnąłem się z bazy, szybko poszło.
- A gdzie jest ta baza?- przyblizył się i od tej odpowiedzi zrobił się bardziej zainteresowany. Czyżby chciałby napaść szefa? Walniety staruch.
- Coś przez ten głód pamięć mnie zawodzi.... Przykro mi.
Jego twarz zmieniła się diametralnie. Chyba go zezłościłem.
- Chłopcze nie strój ze mnie żartów... Teraz może wyglądam na miłego, ale uwierz mi zabiłem więcej ludzi niż ten twój zakichany szef.
O mało co nie spadłem z krzeseł z zaskoczenia. To on go zna? Nie gadaj, że jeszcze z nim współpracuje? Nosz kur... Zaraz mnie wyda temu sukinsynowi.
Chyba zauwarzył, że zrobiłem sie nerwowy.
- Spokojnie..... Mark.... Tak? Mark. Znam go, bo już kiedyś próbował okraść mnie i moją rodzinę. Ale dostał w skórę. He.. He.- uśmiechnął się.
- Nie wydasz mnie mu?
- Eeee tam, po co miałbym temy frajerowi pomagać... A ty co byłeś kimś ważnym? Hyh Wątpię. To może coś zrobiłeś?
Wtedy nic nie odpowiedziałem, nawet nie wiedziałem co w ogóle powiedzieć. Teraz dopiero zastanowiłem się. Szef... Szef... Dlaczego tak mnie nienawidził? Nic mu nie zrobiłem... Jasne był porąbany od narkotyków, ale DLACZEGO!!
- Okej... Nie będę taki wredny.
Mężczyzna wstał podszedł do mnie i rozciął sznury na moich rekach, ale na kostkach zostawił.
- Jedz Mark. Wiem co przeszedłeś z tą kanalia... Nie wyglądasz mi na mordercę, więc narazie będę ci się przyglądać. Ahhh w dzisiejszych czasach człowiek przy zdrowych zmysłach jest na wagę złota. Więc dam ci szanse na poprawienie się. Może, że nie chcesz z nami zostać??
- Chyba nie mam innego wyjścia.- uśmiechnąłem się głupio. I zacząłem jeść. Przez te dni jak nie miałem nic w usach, ta zupa była przepyszna.
Facet za nim wyszedł z pokoju powiedzał.
- Nazywam się Nathan. Jestem ojcem teraz i w twojej rodzinie. Masz się mnie słuchać a wtedy wynagrodze ci to. Rozumiemy się?
- Tak.
- Aaa i jeszcze... Narazie zabrałem ci broń. Jak tylko wyciagniesz na nas rękę, Zabije.
Kiwnąłem głową... Nic nowego, pomyślałem.

Świat vs ZombieWhere stories live. Discover now