11.

3K 187 13
                                    

Mam siedemnaście lat, wytrzymałem z tymi wariatami cztery pierdolone lata. Widziałem jak zabijają i zgwałcą bezbronne kobiety, a mężczyzn rzucają do wielkich wykopanych dołów z zombiakiami. Cały czas patrzyłem na te pojebane zdarzenia i nie mogłem nic zrobić. Byłem posłuszny jak baranek, robiłem co mi kazali. Zabijałem zombie i przeszukiwałem domy, dobrze że nie kazali mi zabijać ludzi, tego napewno bym nie zrobił. Szef zrobił sie tak jakby milszy do mnie, może mi zaufał albo coś. Sam nie wiem, jest wariatem na prochach, Josh powiedział mi to jak był nachlany, że szef był kiedyś biznesmenem, ale po apokalipsie odbiło mu zabił własną rodzinę i zaczął brać a jak skończyła mu się kokaina wchodził do miasta pełnego zombi i zabijał ich w furi. Josh znalazł go na wpół martwego w właśnie takiej sytuacji i uratował go. Ja bym go nie ratował, takiego wariata! Po co? Teraz szef wypala mase dżojtów na dzień, żeby jakoś nie zwariować, ale i tak mu to nie wychodzi.
Josh to w ogóle inny człowiek, on się mną opiekował, bynajmniej tak mi się zadawało. Cały czas spędzał ze mną, uczył mnie jak bronić się przed zombiakami. Przypominał ojca, którego mi zabrano. Bardzo mi pomógł, był jednym facetem zdrowym przy zmysłach. Zawsze chciałem wiedzieć coś o nim więcej, ale jak tylko sie o to pytałem udawał że nie słyszy. Nawet jak był nachlany, też nic. Sądzę, że to on powinien być szefem grupy, a nie jakiś tam blondyn, wariat. Poznałem cała grupe, ale może tylko, nie wliczając Josha, dwóch jest normalnych. Reszta to uciekinierzy z więzień albo z psychiatryka. Nie wiem, jak to możliwe że nie zwariowałem razem z nimi.
Teraz jest nalepszy moment na ucieczkę, już nie pilnują mnie tak jak kiedyś, mogę wychodzić kiedy chce i gdzi chce. No, oprucz Josha, ale to najmniejszy problem.
Wstałem wcześnie rano, o koło czwartej. Ubrałem się, schowałem dwa noże w pochwie na moich nerkach. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i schowałem do plecaka, który założyłem na plecy. Po woli uchyliłem drzwi i nasłuchiwałem czy nikogo nie było na korytarzu.
-Okej, wolne- pomyślałem i po woli szedłem w stronę tylnych drzwi. Ja te ucieczkę planowałem dwa lata, wiedziałem kto i kiedy ma warte. Teraz pilnuje taki jeden Gregor, jest leniwy i napewno śpi na wierzy wartowniczej. Wiec, mam wolną droge ku wolności.
Dotarłem do drzwi bez żadnych najmniejszych przeszkód. Otworzyłem je po cichu, a one głośno zaskrzypiały. W nerwach, odruchowo obejrzałem się do tyłu. Ufff nikt nie usłyszał.
Zacząłem jeszcze wolniej otwierać drzi, skrzypiały ale już nie tam głośno. Otworzyłem je na tyle żebym mógł spokojnie przejść. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, wiec szłem wzdłuż ściany. Po woli, skradając się. Usłyszałem szelest w krzakach, serce podskoczyło mi do gardła. Uspokoiłem jak zobaczyłem, że to nieporadny zombiak.
- Stary, ale mnie wystraszyłes- pomyślałem. Lepiej zombiak, niż naprzykład szef albo inny z wariatów. Zabili by mnie za zdradę.
Poczekałem aż przyjdzie bliżej i jednym ruchem ręki wbiłem mu nóż w głowe. Po cichu położyłem go przy ścianie, żeby go nikt nie zobaczył. Doszedłem do rogu budynku, teraz tylko szybki czmych do lasu i już nigdy nie zobaczę szefa na oczy.
Nagle oślepiło mnie ostre światło. Zasłoniłem ręką oczy, ale światło było tak ostre, że aż przechodziło przez moją rękę.
- Nie ładnie tak uciekać.- usłyszałem znienawidzony głos, szef. Nosz kurwa, teraz to mam przejebane.
-Ja tylko patroluje.- powiedziałem, że może da sie nabrać.
- Kochany jesteś. Chciał bym cie wycałować.
Zrobiło mi się nie dobrze. Nadal nie widziałem skąd dochodzi ten głos, to zasrane światło parzyło mnie w oczy.
- Wyłaczysz to gówno!- krzyknąłem.
- Po co... Lubię patrzeć jak cierpisz.
- Szefie daj mu spokój.- powiedzał inny głos. To Josh!! Jest z nim, mam szane, przeżyć. Josh zawsze ratuje mnie z najgorszych sytłacji.
- Josh przez tego dzieciaka, zrobiłeś się miękki. Zauważyłeś?
- Możliwe.
Typowy Josh, on nigdy nie zaprzecza.
- Ahhh, no dobrze.- westchnął szef.
Światło zniknęło, mogłem wreszcie otworzyć oczy. Zobaczyłem szefa, Josha i dwóch innych facetów stojacych za drużyny lampami.
- To może wejdziemy do środka? Jest zimno.- zaproponował szef i udawanie zatrząsł się.
- Nie dzieki postoje.- prychnąłem.
- Ale ty masz świadomość, że musisz za to zapłacić! Kara była by na miejscu.
- To co wymyśliłeś.- muszę zgrywać chojraka, to najlepsze wyjście.
- Hmmm niech pomyślę... Odrąbie ci rękę...Niieee... Wsadzę cię do dołu jak robimy to zawsze...nie to już było... Wiem!!!!! Ale bedzie zabawa. Haha.

Świat vs ZombieWhere stories live. Discover now