29.

1.7K 122 5
                                    

- Uspokuj się nikogo nie zabijemy. Ale wróć! Jak to... Zostaliście wywaleni? - Spytał Carl.
- Możecie nas w końcu postawić na ziemię? - Wkroczył gruby facet.
- Poczekaj, świnko. - Przyłożyłem mu pistolet do twarzy.
Coś mi ty śmierdziało i to na kilometr. Byli za sztuczni, widać że kłamią.
- Mark, jesteś nie grzeczny. - Skarcił mnie Carl. - Widać, że potrzebują pomocy.
Widać Carl za bardzo ufa ludziom. Dobrze, że chociaż ja jestem tu trzeźwy.
- Nie widzisz tego, Carl. Łżą jak psy. Nie słuchaj ich! - Uniosłem głos.
- Nie... Nie... To jest prawda... Na...Naprawdę nas wyrzucili!! - Tłumaczył się ten chudy, widać że jest najbardziej wygadany z całej grupki.
- Tak, sądzisz?.... Okej, więc co z nimi robimy? - Przyznał rację mój dobry kolega.
- Naprawdę!!!! Zostali.... - Wykrzyknął chudy.
- Zamknij się! Wiem, że łżesz! - Przystawałem mu lufe do policzka. Biedak momętalnie się rozpłakał. Co za cienka pizda?
- No, teraz to kurwa narobiłeś. - Wymamrotał ten co wcześniej się nie udzielał w dyskusje. - Wyluzuj młody, jak nam nie wierzysz to nas wypuść. My pujdziemy w swoją stronę, nie dręcząc was już więcej.
- Sorry, stary, ale w to też wam nie wierzę.
- Mark, może ich wywieźmy jak najdalej. - Zaproponował Carl.
- Ttfuu, nie mam zamiaru tracić paliwo na takich typów.
- Nie zabijajcie nas. - Wybekał chudy.
- Nie będę się powtarzał. Nikogo nie zabijemy. - Powtórzył Carl.
Po długim zastanowieniu co mamy z nimi zrobić. Zdecydowaliśmy razem z Carlem, że przywiążemy ich do pnia drzewa. I poczekamy w gotowości.
Był przecież, jeszcze ten uciekinier, może wrócić z innymi. Jak święta trójca mówi prawde nikt po nich nie przyjdzie, wtedy może jakoś im pomożemy. Ale jak ktoś przyjdzie to kurwa nie wiem co zrobię.
Carl powoli ściągał każdego pojedynczo, a ja celowałem do nich z gnata. Potem przywiązywał ich do drzewa.
- Czekaj, a jak przyjdą zombi?! - zdenerwował się chudy.
- To udawajcie zdechłych, może was nie zjedzą.
- Ejj młody, nie bądź taki chop do przodu. Co z tego, że masz pistolet. Tacy jak ty pierwsi stają się nie umarłymi. - Powiedzał ten cichy.
Odwróciłem się i poszedłem pomagać Carlowi, wspiąć się na drzewo.
Nie żebym się nie przejmował tymi jego głupimi słowami, ale coś ruszyło się w moim środku. Przecież jestem i byłem miłym człowiekiem, teraz tylko tak się zachowuje, bo nienawidze jak ktoś kłamie. Nigdy nie zabiłbym żywego człowieka, ba nawet jeszcze nie zabiłem. Mogę sie założyć o stówe, że on zabił mase ludzi.
Znów wypatrywałem żywej duszy albo i nie żywej na łące. Carl także osłaniał z góry naszych gości. Lepiej być nie mogło, środek nocy, trzech idiotów pod drzewem. Może jeszcze zacznie padać!
No i wywołałem wilka z lasu. Zaczeło padać i to tak porządnie. Po pewnym czasie zaczęło mi doskwierać zimno, a do tego musiałem mocno trzymać się gałęzi, bo była mokra, a ja z niej praktycznie zjeźdzałem.
W deszczu chuja było widać, wszystko szare jak myszy. Zrobiło się trochę niebezpiecznie, więc zeszliśmy z drzew i przykucneliśmy koło trójeczki.
- No i co teraz geniusze? - Spytał gruby.
- Zamknij się!
Dobrze że zeszliśmy, bo tam na górze nie dało się wytrzymać. Piździało jak nie wiem.
Po dłuższym czasie, deszcz przestał padać. Słońce wyszło za horyzontu, a ja otrząsnąłem się z nie przespanej nocy. To była najgorsza noc mojego życia. Wszytko było mokre i lepkie. Z każdym moim krokiem przylepiało się do mojego buta coraz więcej liści.
Sam poszedłem sprawdzić pułapki, a Carl rozpalić ognisko. Jednak wątpię, żeby mu się to udało, po tym deszczu. To nie wykonalne!
W ostatniej pułapce była mała kuna.
- Chociaż to. - Westchnąłem.
Już miałem wracać do Carla, aż tu nagle poczułem coś z tyłu głowy. Pistolet.
- Nie ruszaj się. Rzuć te kune i odwróć się powolutku.

Świat vs ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz