04 | Popołudniowy dzień dojo

179 12 2
                                    

☆★☆

— Dobra ludzie, odsuńcie się! — Powiedział Jack, kiedy wszyscy stali wokół niego w dojo. Jack z łatwością złamał deskę i z zadowoleniem skrzyżował ramiona.

— O co tyle hałasu, Jack? Robiłeś to tysiąc razy. — Odpowiedział Jerry niewzruszony, a pozostali przytaknęli.

— Poczekaj chwilę. — Poinformował Jack i wypuścił trochę powietrza. Betonowe słupy, na których ustawiono deskę, zamieniły się w pył.

Wow.. — Wszyscy byli pod wrażeniem.

— Człowieku, dam ci milion dolców, jeśli zrobisz to samo z moją wiolonczelą. — Powiedział Eddie. — Macho nie grają na wiolonczeli.

— Szczęście, że nie jesteś macho. — Azalea poklepała go po ramieniu.

— Będę, kiedy pozbędę się tej cholernej wiolonczeli. — Zapewnił pewnie Eddie. — Pójdę po koktajl. — Skierował się w stronę wyjścia.

— Chciałabym macho z koktajlem malinowym! — Azalea krzyknęła za nim, na co uniósł kciuki, nie odwracając się.

— Nie, nieeee. Nie odchodź ode mnie! Nie teraz! — Usłyszeli krzyki Rudy'ego z wnętrza swojego biura, a następnie kilka dziwnych dźwięków. — TO NIE JEST TWÓJ CZAS!

— Co się tam dzieje? — Zapytał Milton.

— Toaleta Rudy'ego znowu jest zatkana. — Jack przewrócił oczami. Drzwi do jego biura otworzyły się i Rudy wyszedł w pomarańczowych rękawiczkach, rybackich spodniach i kasku z latarką.

— Biedna Myrtle, prawie ją straciłem. — Rudy powiedział ze smutkiem. — Dwa razy musiałem przywrócić ją do życia!

— Skąd wiesz, że toaleta to chłopiec albo dziewczynka? — Zapytał Jerry.

— Nie zachęcaj go. — Powiedziała Azalea ze zmęczeniem.

— Cóż, bierzesz szczyt zbiornika, a potem sięgasz do ramienia i wtedy...

— RUDY! — Azalea krzyknęła upokorzona.

— Myślę, że wolałbym usłyszeć o tym w niezręcznej rozmowie z moim ojcem. — Powiedział równie zażenowany Milton.

— Rudy! Nowy właściciel centrum handlowego będzie tu lada chwila. — Kim zmieniła temat i Azalea nie mogła być bardziej wdzięczna.

— Hej! Musicie to sprawdzić! — Eddie ponownie wszedł do dojo niosąc dwa koktajle i kawałek papieru. — Te broszury są wszędzie. Nowy właściciel wprowadza kilka dużych zmian.

— Dziękuję. — Azalea wzięła od Eddie'go koktajl, kiedy wraz z innymi zgromadziła się wokół niego, by spojrzeć na broszurę.

— Wow! W końcu przenieśli miejsce do przewijania dzieci poza strefę gastronomiczną. A jeśli o mnie chodzi, to był duży krok we właściwym kierunku. — Powiedziała z niesmakiem Kim.

— Nie ma mowy! Sprowadzają Kapitana Corndoga! — Wykrzyknął Eddie.

— O chrupiący, to szykowny skręt. Moja siostra wyszła za mąż w Captain Corndog, kapitan sam ją poprowadził. — Powiedział z dumą Jerry.

— Och, spójrzcie na ten ogromny nowy parking. — Polecił Milton.

— Chwileczkę, gdzie jest nasze dojo? — Zapytał Rudy, co spowodowało, że wszyscy zdali sobie sprawę z braku własnego budynku.

— Tam, gdzie powinno być nasze dojo, jest parking. — Powiedział Eddie.

☆★☆

𝐤𝐢𝐜𝐤𝐢𝐧'𝐢𝐭 | 𝘧𝘦𝘮𝘪𝘯𝘢 𝘣𝘦𝘭𝘭𝘢𝘵𝘰𝘳Where stories live. Discover now