19 | gniew łabędzia

103 10 2
                                    

☆★☆

Kim zaciągnęła niechętną Azaleę do dojo, by zobaczyć, jak Jack wspina się na tablicę z kołkami, którą Rudy zawiesił na ścianie. Kiedy Jack wylądował na nogach obrócił się, by zobaczyć tę dwójkę. — Och, cześć dziewczyny, musicie wypróbować nową tablicę. To świetny trening górnej części ciała.

— Och, więc po to jest to coś — Powiedziała Kim, zdając sobie sprawę.

— Tak, albo jak w przypadku Rudy'ego, używa jej do suszenia swoich przepoconych skarpetek. — Azalea uśmiechnęła się złośliwie, a Jack spojrzał na kołek w swojej dłoni z
obrzydzeniem.

Ew, wiedziałem, że ten kołek śmierdzi stopami. — Jack skrzywił się, ale zamiast go odłożyć wspiął się ponownie po ścianie.

Kim popchnęła Azaleę i dała jej znak, by mówiła, co spowodowało, że rudowłosa jęknęła. — Więc, Jack... — Zaczęła niezręcznie. — Chcesz spędzić trochę czasu w sobotni wieczór?

— Tak, no pewnie, co chcesz robić? — Jack odpowiedział, wspinając się coraz wyżej i wyżej po ścianie.

— Wiem, czego nie chcę robić. — Azalea spojrzała na Kim, która przewróciła oczami.

— Może wy dwoje wybierzecie się na bal kotylionowy albo coś w tym stylu. — Zasugerowała Kim, a Jack upadł z jękiem, co spowodowało, że Azalea zaśmiała się, podczas gdy Kim patrzyła na niego ze strachem.

— Wszystko w porządku, Jackie? — Azalea zaśmiała się.

— Tak, tak, wszystko w porządku. —Powiedział Jack. — Ale nie idę na żaden bal. Nienawidzę smokingów, nie umiem tańczyć i jeszcze jedno. Jestem kolesiem. Kolesie nie noszą kotylionów.

— Ja też nie chcę iść, ale jestem
zmuszona. — Powiedziała mu Azalea. — I nienawidzę sukienek, nie jestem fanką tańca i.. och, jeszcze jedno. Jestem dziewczyną i to nie znaczy, że muszę lubić kotyliony. — Naśladowała go. — Przynajmniej w ten sposób moglibyśmy być nieszczęśliwi razem.

— Prawdopodobnie oni nie mają nic do roboty w tę sobotę. — Stwierdził Jack, a dziewczyny odwróciły się i zobaczyły Miltona i Jerry'ego wchodzących do dojo.

— Właściwie zostaliśmy wciągnięci w pójście na bal kotylionowy. — Milton wyjaśnił.

— Czyli to prawda? — Azalea sapnęła z fałszywego zaskoczenia. — Koleś może iść na bal kotylionowy? — Jack przewrócił na nią oczami, zanim odwrócił się, by ponownie wspiąć się po ścianie.

— Moja mama każe mi zabrać dziwaczną córkę jej szefowej. — Wyjaśnił Milton.

— A ja zabieram jej głupią przyjaciółkę. — Jerry dodał tym samym pozbawionym entuzjazmu głosem, jakim mówił Milton.

— To może być szokiem dla was dwóch, ale nie jesteście najfajniejszymi facetami na tej planecie. — Powiedziała Azalea. Z jakiegoś powodu większość chłopców (w tym oni) wpadła na dziwny pomysł, że mogą umawiać się tylko z popularnymi dziewczyny lub modelkami, co było totalnie nierealistycznym poglądem na życie. — Więc bądźcie szczęśliwi mając randki i nie oceniajcie dziewczyn po ich wyglądzie czy statusie.

— Dlaczego w ogóle idziesz? — Kim zapytała Jerry'ego.

— Och, ponieważ Milton dał mi sześćdziesiąt dolców i pozwolił mi patrzeć, jak grają jego żółwie. — Wyjaśnił Jerry ze zwycięskim uśmiechem.

Azalea i Kim podzieliły się dziwnymi spojrzeniami, gdy Rudy wyszedł ze swojego biura. — O Jack, cieszę się, że tam jesteś. — Powiedział. — Powieś te skarpetki, żeby wyschły dla mnie, dobrze?

𝐤𝐢𝐜𝐤𝐢𝐧'𝐢𝐭 | 𝘧𝘦𝘮𝘪𝘯𝘢 𝘣𝘦𝘭𝘭𝘢𝘵𝘰𝘳Where stories live. Discover now