🌙rozdział pierwszy🌙

391 10 2
                                    

Tłum ludzi. Połyskujące suknie. Eleganckie garnitury. Wirujące światła. Przepiękne dekoracje. Śmiech, taniec, chichoty, brzdęk kieliszków i szczerk uderzających o talerze sztućców.

Podniosłam mój kieliszek szampana do góry w geście toastu wznoszonego z Cyrylem. On uśmiechnął się do mnie i zrobił to samo. Nagle coś go rozproszyło, zobaczyłam, jak skierował wzrok na coś nad moją głową. Zmarszczyłam czoło, słysząc, jak rozmowy w sali cichną, chwilę później orkiestra przestała grać. Obróciłam się i przepchnęłam przez tłum, chcąc sprawdzić co się dzieje.

Zobaczyłam umundurowanych mężczyzn. Przemierzali salę wraz z kobietą w eleganckim kostiumie o nieodgadnionym wyrazie twarzy. Mój ojciec wyszedł im naprzeciw.

-     Dobry wieczór. W czym mogę państwu pomóc? - zapytał ze spokojem w głosie i uśmiechem na ustach, ale na jego czole pojawiała się jedna pionowa zmarszczka.

-     Pan Julian Krasiński? - zapytała kobieta, zupełnie ignorując jego powitanie. Moje oczy przeniosły się na policjantów, którzy niemal niezauważalnie przenieśli dłonie na kabury z bronią.

-     To ja. O co chodzi? - zobaczyłam, jak ojciec blednie. Nie rozumiałam jego reakcji. Nagle jeden z policjantów podszedł do niego i wyciągnął kajdanki.

-     Jest Pan podejrzany o działalność w zorganizowanej grupie przestępczej, fałszowanie dokumentów. Na mocy art 244 par 1 kodeksu postępowania karnego zostaje Pan zatrzymany. Ma Pan prawo do skorzystania z pomocy prawnej, prawo do składania lub odmowy składania wyjaśnień...

Kobieta mówiła dalej, ale już jej nie słyszałam. Jej głos niósł się echem po sali. Stałam jak skamieniała, obserwując, jak policjant zakuwa mojego ojca, a potem wyprowadza go przez tłum.

Na sali zapadła cisza, która brzęczała mi w uszach, jednocześnie powoli zaczynało do mnie docierać, co właśnie się wydarzyło.

Kieliszek, który trzymałam, wypadł mi z dłoni i rozbił się z trzaskiem na marmurowej podłodze.

***

-     Haniu! - głos Cyryla rozbrzmiewał echem w mojej głowie.

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie. Nie potrafiłam przypomnieć sobie gdzie jestem, ale z pewnością nie była to już sala bankietowa w mojej szkole.

-     Haniu?

Głos nie należał do mojego chłopaka. Byłego, poprawiłam się w myślach. Kręciłam się na fotelu i rozglądałam niepewnie. Przed sobą zobaczyłam rozciągającą się dolinę, a w oddali niskie góry. Powoli zaczynałam sobie przypominać gdzie byłam. Przeniosłam wzrok na mamę siedzącą obok mnie w samochodzie.

-     Wszystko w porządku? Mówiłaś przez sen.

-     Tak, wszystko dobrze - powiedziałam odruchowo przecierając oczy. Nie wiem, jak długo spałam, ale krajobraz za oknami zmienił się od kiedy zamknęłam oczy. Nie byłyśmy już na autostradzie. Droga przed nami była wąska i kręta jakby jej szlak wyznaczał wijący się wąż - Gdzie jesteśmy?

-     W Korczynie. Zostało jeszcze tylko kilka kilometrów.

Korczyna, mała wieś niedaleko Krosna, przez moją głowę przebiegł obraz trasy oglądniętej na Google Maps kilkanaście godzin wcześniej. Pokiwałam głową, nie chcąc się odzywać, bałam się, że mój głos zacznie drżeć. Przymknęłam oczy, a pod powiekami znów zobaczyłam obrazy z mojego snu. Był tak realistyczny, że czułam się jakbym znów była na tamtym bankiecie. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tych wizji. Czułam na sobie niespokojne spojrzenie mamy, ale uparcie je ignorowałam.

Magnis NoscutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz