🌙rozdział trzydziesty🌙

127 4 2
                                    

Kopernikański dziedziniec był niezwykle zatłoczony. Miałam wrażenie, że na zewnątrz wyległy wszystkie klasy. Stałam pośrodku rozglądając się dokoła w poszukiwaniu moich szkolnych kolegów, ale nie mogłam dostrzec ani jednej znajomej twarzy. Wszyscy stojący wokół mnie uczniowie zdawali się być pogrążeni w rozmowach. W powietrzu dało się wyczuć nastrój radosnego oczekiwania. Nie byłam pewna czym jest ono spowodowane. Świecące wysoko słońce wskazywało na zakończenie roku, podobnie jak dość eleganckie i lekkie stroje uczniów.

Było mi nieznośnie gorąco. Spojrzałam w dół i zdałam sobie sprawę, że mam na sobie legginsy i bluzę, w których kładłam się spać. Ostre promienie słońca uciążliwie paliły. Chciałam zetrzeć rękawem pot z czoła, ale nie mogłam się poruszyć. Stałam nieruchomo czując, jak ogarnia mnie coraz większy niepokój. Słońce powoli chowało się zza nadciągającymi, granatowymi chmurami. Zerwał się silny wiatr. Uczniowie wokół mnie ucichli. Cisza jaka zapanowała wokół mnie przerażała mnie bardziej niż niemożność ruchu. Nikt na mnie nie patrzył, ale i tak podejrzewałam, że to jeszcze nie koniec.

Wtedy to poczułam. A może zobaczyłam? Zimna, oślizgła, lepka mgła pełzła w moją stronę niczym cień. Wiedziałam, podświadomie czułam, co zwiastuje. Podniosłam wzrok wiedząc już kogo zobaczę.

Alek kroczył w moją stronę z makabrycznym uśmiechem na twarzy, w rozpiętej kurtce i ciałem powalonym szkarłatem. Czarna maź rozlewała się pod jego stopami niczym demoniczny dywan.

Mrugnęłam, a kiedy znów otworzyłam oczy wokół mnie nie było już milczących uczniów. Ich miejsce zastąpiły martwe ciała. Zakrwawione i zmasakrowane. Krew była wszędzie. Spojrzałam na swoje dłonie również pokryte szkarłatem. Chciałam krzyczeć, ale już nie mogłam. Niewidzialna dłoń złapała mnie za gardło pozbawiając tchu. Alek wyciągnął rękę w moją stronę przekrzywiając głowę jakby zaciekawiony sytuacją. Moje powieki zaczęły nieznośnie ciążyć. Już nie miałam siły walczyć. Umierałam.

***

- Hania!

Podniosłam się gwałtownie zaczerpując łapczywie powietrze. Płuca paliły mnie niemiłosiernie, jakby przez ostatnie minuty wypełniała je woda. Kaszlałam niekontrolowanie starając się przywrócić normalny oddech.

- Spokojnie, oddychaj - Alek gładził mnie po plecach pomagając przywrócić sercu zwykły rytm.

- Dlaczego znów miałam ten sen? - wychrypiałam opierając czoło na kolanach i otaczając je rękoma - Czy Ty próbowałeś się na mnie pożywić...?

Alek cofnął się jakbym go uderzyła. Ręce zwiesił po bokach, a dłonie zacisnął w pięści.

- Wiem, że mi nie ufasz i masz do tego pełne prawo, ale po tym wszystkim co razem przeszliśmy miałem nadzieję, że... Sam nie wiem... Że może chociaż Ty nie będziesz widziała we mnie potwora - wzruszył ramionami jakby naśmiewając się z własnej głupoty.

- Zdajesz sobie sprawę co zrobiłeś? Oszukiwałeś mnie i kłamałeś. Od samego początku.

- Myślisz, że tego nie wiem? Ale co miałem Ci powiedzieć? Nigdy nie planowałem nawet tego, że dowiesz się o videns.

Wyskoczyłam z łóżka. Zachwiałam się, wciąż kręciło mi się w głowie. Alek chciał mnie złapać, ale odepchnęłam od siebie jego dłoń.

- A nie myślałeś nad tym, co będzie jeśli dojdzie do sytuacji takiej jak ta? - nakreśliłam przestrzeń dokoła nas - Myślałeś, że dasz radę ukryć przede mną fakt, że mój ojciec zatrudnił was do mojej ochrony. To tak zarabiasz na życie? Cholera Alek, dwa miliony rocznie?! - nie dbałam o to, że łzy znaczyły moje policzki coraz gęstszą ścieżką.

Magnis NoscutWhere stories live. Discover now