3. Co takiego robisz w Portland?

843 43 3
                                    

Hope

W życiu bywają momenty, które pragniemy posłać w najciemniejsze czeluści naszej pamięci. Gdy tylko uda nam się o nich zapomnieć, żyjemy w spokoju. Do pewnego czasu... bowiem zapomniana przeszłość potrafi wrócić ze zdwojoną siłą, zadając kolejny, bolesny cios.

Nasza dwójka w ciszy przemierzała ulice miasta. Żadne z nas nie potrafiło dobrać słowa, po zaistniałej sytuacji na moście. Posłałam swoje spojrzenie na latarnie, które jedna po drugiej zaczynały oświetlać drogę wzdłuż ulicy.
Starałam się zająć swój umysł wieloma myślami. Przykładowo, gdzie uda mi się znaleźć jakieś miejsce do spania, bądź pracę, która zapewni mi dalsze dni w nowym miejscu. Tak bardzo jak starałam się odeprzeć myśli, związane z chłopakiem, który kroczył u mego boku, tak bardzo te, uderzały we mnie ze zdwojoną siłą.

- Naprawdę chciałeś skoczyć?- Spytałam, spoglądając w na jego profil. Asher zdawał się być równie zamyślony co ja, jednak moje słowa wybudziły go z rozmyślania.

- Sam już nie wiem.- Rozejrzał się dookoła, ostatecznie zatrzymując się na chodniku. To dało mi jedynie znak, że był to moment, w którym ponownie zmuszeni jesteśmy do pożegnania się.

- Nie wiem co takiego nakłoniło Cię do takiej decyzji, ale... pozwól dać życiu drugą szansę.- Posłałam mu zarys pokrzepiającego uśmiechu.

- Dziękuję.- Wyszeptał, po raz pierwszy od opuszczenia mostu, spoglądając w moje brązowe oczy.

- Za co takiego?

- Dzisiejszego dnia dziękuje się za wszystko, czyż nie?- Zważył swoje słowa ze względu na dzisiejszą datę.

- Uważaj na siebie.- Spojrzałam z powagą w jego oczy.- Żebym znowu nie musiała ciebie ratować.- Wytknęłam po chwili palec w stronę bruneta, udając nadąsaną minę, jednak moje ciągnące się ku górze kąciki ust dodały odrobinę promieni do powagi wcześniej wypowiedzianych słów.

- Żegnaj Hope, ładna dziewczyno z dworca autobusowego.- Odparł, decydując się tym samym na ponowną samotność.

- Żegnaj Asherze, irytujący chłopaku z czapką.- Cichy śmiech wyrwał się spomiędzy moich ust. On natomiast zawtórował delikatnym uśmiechem na moje słowa.
Minęło kilka sekund nim postanowiliśmy się rozdzielić. Ostatni raz nasze spojrzenia zetknęły się nawzajem, po czym rozeszliśmy się w przeciwne strony, ponownie grając dla siebie obcych.

*

- Miłego wieczoru.- Posłałam serdeczny uśmiech, zamykając drzwi za ostatnim z klientów.

Odkąd przybyłam do Portland, minęło kilka dni. Moje życie powoli zdawało się układać, choć w małym stopniu. Udało mi się zakwaterować w najtańszym hotelu na dzielnicy, które mogło zapewnić mi moje kieszonkowe- na jakiś czas. Za pracą nie musiałam się również długo oglądać, ponieważ udało mi się znaleźć zatrudnienie w niewielkiej kawiarence.
Mogłam szczerze powiedzieć, że szczęście towarzyszyło u mego boku, jednak na jak długo?
Zazwyczaj nie potrafiłam utrzymać szczęścia nazbyt długo.

- Dzisiaj ja zamknę kawiarnię.- Spojrzałam na właściciela lokalu, który właśnie zamknął przeliczoną kasę. 

Pana Wellsa znałam dopiero kilka dni, jednak śmiało mogłam powiedzieć, iż był bardzo pracowitym człowiekiem o wielkim sercu. Był to mężczyzna o podeszłym wieku, który odziedziczył kawiarnię po swoim ojcu. Z szerokim uśmiechem witał każdego z klientów, zarażając wszystkich dookoła pozytywną energią.

- Idź się wyszalej na miasto, moja droga. W twoim wieku to powinno być wskazane.- Obdarzył mnie jakże życzliwym uśmiechem, z dokładnością wypowiadając swoje ostatnie słowo. Pokręciłam głową z rozbawieniem, nie zamierzając protestować.

My HopeWhere stories live. Discover now