30. Żegnaj irytujący chłopaku z czapką

297 20 1
                                    

Asher

Gdy tylko Finley dostrzegł moją postać czekającą pod jego drzwiami, szybko spojrzał przez swoje ramię, upewniając się, że jesteśmy sami. Blondyn zmarszczył brwi, starając się doszukać odpowiedzi na mą obecność o tej porze. Dochodziła szósta rano.

- Myślałem, że jesteście razem z Hope już w drodze na dworzec autobusowy.- Odparł, zamykając za sobą drzwi. Wiedziałem, że w środku była jeszcze Rain, która najprawdopodobniej dalej spała.

- Wiem, że ustaliliśmy, że na dworzec pojadę z Hope...- Zacząłem, sam nie wiedząc, co ja tak właściwie robię. Wcale nie złapały mnie wątpliwości mojego wyjazdu, ale ciężko było mi pozostawić to miejsce a przede wszystkim ludzi.- Chciałem się jeszcze raz pożegnać.- Dokończyłem, wiedząc jednak, że to nie w tej sprawie przyjechałem. 
Rain razem z Finleyem doszli do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli pojadę na dworzec tylko ja i Hope, by spędzić ostatnie chwile przed moim wyjazdem razem.
Westchnąłem, spoglądając na zaparkowany na podjeździe samochód. Nie potrafiłem się określić po co tak na prawdę się tutaj zjawiłem, a stojący przede mną przyjaciel doskonale dostrzegł moją rozterkę. 

- Dobra, mów, o co chodzi.

- Hope wróci samochodem i później podstawi go tutaj.- Kiwnąłem głową w stronę podjazdu. Jasnowłosy chłopak natomiast skrzyżował ramiona na torsie, opierając się o framugę drzwi wejściowych do jego domu. 

- Chyba nie przyjechałeś tylko po to, żeby mi powiedzieć, że Hope odstawi samochód. Sam to z nią uzgodniłem.- W spojrzeniu Finleya już dawno dostrzegłem cień podejrzenia.

- Zastanawiam się, czy może jednak nie powinienem zrezygnować z tego kontraktu. Dla was.- Odparłem, uważnie obserwując reakcję Arringttona, który postanowił przetrzymać mnie w znaczącej ciszy.

- Albo dla pewnej bardzo uroczej brunetki o imieniu Hope?- Jego słowa wcale nie były pytaniem. Oboje wiedzieliśmy, że miał rację.- To nawet zabawne.- Zaczął z nutą rozbawienia w głosie.
- Tak się składa, że pewna bardzo urocza brunetka była tutaj parę godzin temu, w nocy, prosząc mnie, abym wybił z twojej głowy myśl zrezygnowania z tego kontraktu. Doskonale wiedziała, że tutaj przyjedziesz.

Nie powiedziałem nic. Nie potrafiłem nic powiedzieć, a to tylko sprawiało, że kłębiące się we mnie uczucia mieszały mi w głowie jeszcze bardziej. 

- Obiecaj mi, że zaopiekujesz się nią Fin.

Chłopak rozchylił delikatnie usta po chwili jednak je zamykając. Jak gdyby rozmyślił się z wypowiedzenia słów, które miał właśnie na końcu języka. Westchnął, mierząc mnie jasnym spojrzeniem, które było wypełnione żalem. 

- Z początku będzie wam ciężko, ale...- Przerwał na moment, zastanawiając się nad dalszymi słowami.- Łączy was coś wyjątkowego, a to sprawi, że oboje dacie radę. Nie ważne co by się działo.- Po paru sekundach poczułem dłoń blondyna na swoim ramieniu.- Możesz na mnie liczyć.

Uniosłem kąciki ust lekko ku górze. Myśl, że Hope nie pozostanie tutaj sama, sprawiała, że wizja mojego wyjazdu była nieco łatwiejsza do zaakceptowania.
Naturalnie cieszyłem się na daną mi szansę, w końcu taka zdarza się raz milion. Oznaczało to dla mnie wkroczenie w nowy rozdział, w którym mogłem spełnić marzenie, które jeszcze w jakikolwiek sposób łączyło mnie z moją rodziną. 

- Wiem, że już wczoraj to mówiłem, ale będzie cię brakowało tutaj w Portland. W końcu po raz pierwszy od dwunastu lat będziemy się rzadziej widywać. Tylko wiesz, przyjedź tutaj, zanim zdążę osiwieć i zapuścić brodę.- Praktycznie w tym samym momencie parsknęliśmy śmiechem. Odczułem, jak ramię chłopaka przyciąga mnie do ostatniego uścisku, który bez chwili zawahania się postanowiłem przyjąć.  
- A tak serio, to będziemy tęsknić.

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz