11. Za nowy początek

557 32 3
                                    

Hope

Od imprezy u Fina minęły dwa tygodnie. W piekarni u Wellsa było jeszcze więcej pracy niż dotychczas, co było spowodowane coraz bardziej zbliżającymi się świętami. Bywały momenty, że razem z Rain musiałyśmy wołać Wellsa, z zaplecza, aby pomógł nam okiełznać rosnące kolejki. Wszystko miało również swoje plusy. Z Rain udało mi się załapać fajny kontakt, który mógł przypominać relację między przyjaciółkami. Zdarzało się, że po pracy wychodziłyśmy wspólnie na jakiś posiłek w towarzystwie Fina czy Ashera. Nie mogłam zaprzeczyć temu, że polubiłam tych ludzi. Coraz częściej znajdowałam się w ich towarzystwie, obserwując ich przyjaźń. To wszystko pozwalało mi odczuć częściową przynależność do ich paczki. Czułam się jak jedna z nich, co było miłym doświadczeniem.

W Barton posiadanie przyjaciół nie było możliwe. Małe miasto, w którym nie sposób było nie znać sąsiada z drugiego końca tego miasteczka. W Barton każdy znał każdego, dlatego wszyscy znali również moją matkę oraz jej częsty stan, w jakim zjawiała się przykładowo w pracy, czy w jakimś sklepie. Oczywistym następstwem tego była obawa przede mną. W końcu mówią, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Stąd "kariera" mojej rodzicielki zapewniła mi brak jakiegokolwiek towarzystwa.

Tutaj, w Portland, miałam szansę pokazać wszystkim po prostu siebie- Hope  bez przykrej przeszłości.
Miło jest zacząć z czystą kartą.

- Dobra! Zapraszam Panie na seans.- Oderwałam spojrzenie od albumu, który właśnie pokazywała mi Rain. Obie dostrzegłyśmy Fina, który po raz ostatni ustawił projektor.

Tuż po wyjściu z piekarni, Rain opowiedziała mi o dzisiejszym wieczorze filmowym u niej w domu, wraz z chłopakami, ze względu na wyjazd jej rodziców na weekend.
 Gdy tylko dopowiedziała, że nie da mi spokoju, dopóki się nie zgodzę, wcale nie zamierzałam protestować. 

- Tylko nie mów, że znowu ustawiłeś jakiś głupi horror.- Dziewczyna westchnęła, zajmując miejsce na wielkiej kanapie, na której siedział już Asher zajęty swoim telefonem.

- Spokojnie gwiazdeczko, będę obok, byś mogła się przy kimś wypłakać ze strachu.- Rzucił żartobliwie w stronę blondynki, która przewróciła spojrzeniem, kręcąc przy tym głową.- Hope, tobie również służę swoim ramieniem do łez.

*

Film wcale nie był taki straszny jak zapewnił nas Finely, zapewne chciał jedynie pograć na naszych nerwach co po części mu się udało z lekkim rozbawieniem.
Gdy tylko na ścianie, oświetlonej poprzez strumień wielkiego projektora, zaczęły wyświetlać się napisy końcowe, dostrzegłam wtuloną w ramię blondyna, Rain, która pogrążyła się we śnie. Tak samo jak Fin, który wolną ręką obejmował ciało dziewczyny, co było dla mnie uroczym widokiem. Następnie zerknęłam w stronę Ashera, który tego wieczoru niewiele się odezwał. Brunet również miał przymknięte powieki, oraz opuszczony w dłoni telefon, z którym zasnął.
Spojrzałam po chwili na niewielki zegarek na pobliskiej komodzie. Zegar wskazywał ostatnie minuty pozostałe do pierwszej w nocy. Westchnęłam, wcale nie czując zmęczenia. 
Siedziałam tak jeszcze przez parę minut, mając nadzieję, że sen w magiczny sposób zarazi i mnie, jednak tak się nie stało. Podniosłam się wraz z przytulnym kocykiem, który oferowała mi Rain, po czym podeszłam do szklanych drzwi prowadzących na taras.

Na dworze było spokojnie. Nie było nawet wiatru, co tylko i wyłącznie mi sprzyjało. Pozwoliłam sobie usiąść na niewielkich schodkach, które prowadziły na dalszą część przepięknego ogrodu. Dzięki temu, że jeszcze nie było śniegu, mogłam śmiało powiedzieć, że jak na grudzień, było bardzo przyjemnie. 
Zadarłam swoje spojrzenie ku górze, napotykając pojedyncze chmury, które kryły za sobą piękny księżyc. 

Gdy tak sobie siedziałam, wpatrując się w nocne niebo Portlandu, pozwoliłam sobie na pogrążenie się w myślach. Głównie rozmyślałam o pozytywnych rzeczach, jakie spotkały mnie do tej pory w Portland. Było ich wiele, a za każdą z nich była ogromnie wdzięczna. Po raz pierwszy, życie pozwoliło mi na skrawek szczęścia, którego wcale nie chciałam wypuszczać.
Tym skrawkiem mojej radości byli w głównej mierze ludzie, którzy właśnie znajdowali się w tym domu. 
Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że szczęście nigdy nie trwa wiecznie, a szczególnie w moim przypadku. 

To właśnie w tym momencie w kącikach moich oczu pojawiły się pierwsze łzy, które były obawą utraty tego, co w tym momencie posiadałam. To właśnie w takich momentach bałam się pogrążyć we śnie, będąc w obawie, że gdy tylko otworzę oczy, to wszystko zniknie i najzwyczajniej powrócą koszmary.

Niespodziewanie poczułam czyjąś obecność. Powoli uniosłam swoje zapłakane spojrzenie na Ashera, który opierał się o tarasowe drzwi. Natychmiastowo odwróciłam głowę, mając nadzieję, że nie zdążył dostrzec moich łez, nad którymi nie potrafiłam zapanować.

- Spokojnie, zaraz przestanę.- Wyszeptałam po cichu, gdy tylko chłopak pokonał parę kroków w moim kierunku. Parę sekund później usiadł nieopodal mnie, zadzierając głowę ku nocnyemu niebu.

- Jesteś dobra.- Powiedział po chwili, nawet na mnie nie spoglądając.

- W czym?- Spytałam, podciągając delikatnie nosem.

- W udawaniu.

- Słucham?- Zmarszczyłam delikatnie brwi, nie rozumiejąc słów bruneta.

- Udajesz przed wszystkimi, radosną Hope, dziewczynę, która przybyła do nowego miasta, licząc na nowe życie- Przerwał na moment, posyłając swoje jasne spojrzenie na mnie, oraz łzy, które powoli spływały po moich policzkach.- Kryjesz przed wszystkimi właśnie taką dziewczynę, która dusi w sobie emocje. Nie wiesz tylko, że jeśli nie postarasz się z nimi pogodzić, one będą za tobą podążały, czy tego chcesz, czy nie. Dlatego nie masz co liczyć na szczęśliwe życie, jeśli będziesz kryć się przed tym gównem.

- W takim razie, dlaczego i ty tego nie zrobisz?- Spytałam, odwzajemniając jego spojrzenie.

- Cóż, moja osoba to już inny temat.- Sięgnął po chwili dłonią do kieszeni po paczkę papierosów, jednak po chwili odpuścił sobie chęć zapalenia, ukradkiem na mnie spoglądając. 

- Ale tak samo się kryjesz z emocjami przed innymi.- Dodałam, przecierając jedną z łez.- Dlatego nie mogę potraktować twoich słów na poważnie, skoro sam się do nich nie stosujesz. Jednak miło jest z tobą porozmawiać i wiedzieć, że mnie chociaż tolerujesz.- Sapnęłam, odwracając swój wzrok na gwiazdy.

- Chociaż toleruję?- Spytał ze zdziwieniem w głosie.

- Nie potrafię dobrać innego słowa, niż tolerancja, ale mam wrażenie, że nie podoba ci się moja obecność w waszej paczce.- Nie wiedząc czemu, pozwoliłam sobie na wyrzucenie tych wszystkich słów.

-  Cóż, może i nie jestem Finleyem, który od razu weźmie cię w ramiona, ale musisz wiedzieć, ładna dziewczyno z dworca autobusowego, że jesteś ponad słowem tej tolerancji. Może i nie od razu stanę się twoim przyjacielem, któremu będziesz mogła się wypłakać w ramię podczas oglądania horroru.- Przerwał na moment, pozwalając sobie na uśmiech rozbawienia na swoje ostatnie słowa. Ja również uniosłam kąciki swoich ust ku górze.- Ale myślę, że jesteśmy w stanie zacząć od nowa. 

- W takim razie zapominamy o ładnej dziewczynie z dworca autobusowego i irytującym chłopaka z czapką?

- Raczej pozwolę sobie zostawić tę przyjemność nazywania Cię ładną dziewczyną z dworca autobusowego.

- Dobrze, irytujący chłopaku z czapką. Za nowy początek- Wystawiłam swą dłoń w jego kierunku. Brunet na chwilę spojrzał na mnie w zamyśleniu, dopiero po chwili, oddając uścisk.

To właśnie tego wieczoru na nowo zapoczątkowaliśmy naszą znajomość w odpowiednim kierunku...

M.

My HopeWhere stories live. Discover now