CHAPTER IV

60 6 8
                                    

Nazajutrz wstałam bardzo późno, bo przez alkohol i nadmiar bodźców nie mogłam zasnąć i wierciłam się godzinami, desperacko chwytając się każdego znanego mi sposobu na wyciszenie. Było mi niedobrze, kręciło mi się w głowie, a w ustach czułam posmak ostatniego wypitego drinka, mimo że dwa razy umyłam zęby. Na przemian odpływałam w sen i budziłam się po chwili. Było przed siódmą, gdy podniosłam się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, usunęłam resztki niedomytego wcześniej makijażu i duszkiem wypiłam szklankę wody prosto z kranu. Nieco pomogło, bo udało mi się przespać kilka godzin bez przerwy. 

Kiedy w końcu zaszłam na dół, nie miałam łatwego startu, bo mama z miejsca wyczuła, że nie spędziłam wczorajszego wieczoru w domu. Być może wiedziała o tym jeszcze zanim mnie zobaczyła i czekała, by o tym porozmawiać.

— O, proszę, już myślałam, że nigdy nie wstaniesz. Miałaś dzisiaj od rana porządkować ogródek. Byłaś gdzieś wczoraj, oprócz lodów z Ellie i Gwen?

Pretensja w jej głosie była oczywista. Chwilę zastanawiałam się, jak dużo mogę powiedzieć, żeby się nie wściekała. Stwierdziłam, że najpierw drobnymi kroczkami wybadam teren.

— Byłyśmy wczoraj w klubie — odparłam oszczędnie. 

— To dlatego twoje rzeczy pachniały papierosami — stwierdziła. 

— Wiesz, tam palą w środku — odparłam, choć była to tylko częściowa prawda, bo sama zapaliłam wczoraj przynajmniej kilka.

— Byłyście same?

Czułam, że mama nie da się zbyć tak łatwo. Zbyt rzadko jeździłam do klubów, żeby przeszła nad tym do porządku dziennego. Przełknęłam nerwowo ślinę i gorączkowo szukałam odpowiedzi, która mogła ją usatysfakcjonować. Rozważałam, że jeżeli powiem, że byłyśmy same, zacznie mnie wypytywać o to, ile wydałyśmy na taksówkę albo kto nas zawiózł i odebrał i czy pojechałyśmy na podryw. Jak jej powiem, że pojechałyśmy z chłopakami, załączy się protokół czerwony i jej matczyny alarm zacznie wyć jak szalony, zwiastując zagrożenie nastoletnią ciążą. Jedyne, czego mogłam być absolutnie pewna, to, że jeżeli mama przyłapie mnie na kłamstwie, konsekwencje będą bolesne. 

— Byłyśmy z Marco Richardsem i jego znajomymi ze szkoły — wydukałam w końcu. — Pamiętasz, mówiłam ci, że przyjechał z nimi. Spotkałyśmy ich wczoraj na lodach i zaprosili nas, żebyśmy do nich dołączyły.

Wymowna cisza zawisła między nami na moment. 

— Miło, że was przygarnęli — skwitowała. — Masz ochotę na jajecznicę? 

— Bardzo chętnie — odetchnęłam z ulgą i nalałam sobie soku, zadowolona, że Marco Richards, w przeciwieństwie do innych chłopców, nie wywołał u mojej mamy jawnej niechęci. 

Po śniadaniu nie miałam wyjścia i musiałam odbębnić  robotę w ogródku. Włożyłam najgorsze spodenki i starą koszulkę, po czym uzbrojona w rękawice, grabki i łopatkę, wzięłam się za pielenie chwastów. Było to brudne, ale odprężające zajęcie. Przerwałam dopiero, gdy zadzwonił mój telefon. 

— Słucham? — spytałam podejrzliwie, jak zwykle, gdy dzwonił do mnie nieznany numer.

— Och, mamma mia! Jak się cieszę, że odebrałaś! — po drugiej stronie usłyszałam znajomy głos lodziarza. 

— Giovanni! Dziwne, byłam pewna, że mam zapisany twój numer.

— To mój nowy telefon! Kinsley, mam do ciebie ogromną prośbę, czy w tym roku też chciałabyś mnie wesprzeć przy sprzedaży na festynie? Moja żona się rozchorowała i naprawdę potrzebuję kogoś do pomocy na już!. Jeżeli będziesz chciała, mogę cię zatrudnić na resztę wakacji, na kilka godzin dziennie. 

Normalnie, od razu bym się zgodziła, ale tym razem miałam mieszane uczucia. Chciałam mieć pracę, ale niekoniecznie w ten weekend, gdy dopiero co zaczęły się wakacje i musiałabym odpuścić część festynu. A przecież festyn w tym roku miał być na swój sposób wyjątkowy, bo miałam szansę wpaść na Marco i jego kolegów. Moglibyśmy spotkać się przypadkiem, gdzieś na stoisku z jedzeniem albo przy stolikach, niedaleko parkietu. Zamienilibyśmy kilka słów, może nawiązali do wyjścia do klubu, które skończyło się niemal dramatycznie. Po chwili ktoś z nich zaproponowałby, żebyśmy pokręcili się albo usiedli razem, a to przecież otworzyłoby całą gamą nowych możliwości. Moglibyśmy rozmawiać na ważne tematy, śmiać się i żartować z ludzi dookoła, tańczyć, oglądać pokaz fajerwerków — na festynie wszystko było możliwe. 

 Giovanni chyba wyczuł moje wahanie, bo głośno odchrząknął i dodał po chwili:

— Moja córka zastąpi cię, zanim jutrzejsza impreza zacznie się na dobre. Powiedzmy, że będziesz mi pomagać do dziewiątej. Jak zwykle w weekend i specjalne okazje, masz podwójną stawkę i napiwki twoje.

Nie mogłam przejść obojętnie obok takiej propozycji. Mogłam się dąsać i obrażać na świat, ale własne pieniądze były mi potrzebne. Chciałam kupić nowe buty, nowe jeansy i nowe słuchawki, na które sama musiałam zarobić.  Zgodziłam się i obiecałam, że przyjdę przed południem, zanim zacznie się festyn, żeby przypomnieć sobie obsługę maszyn, bo od zeszłego lata nie pomagałam w lodziarni. 

Wymieniłam tego dnia kilka wiadomości z Alex, która zdawała mi szczegółową relację z flirtów, jakie prowadziła jednocześnie z jakimś czarującym Belgiem, którego widywała na plaży i chłopakiem, którego poznała w samolocie, a który, jak się okazało, jechał do tego samego hotelu co jej rodzina. Postanowiłam na razie zachować dla siebie wczorajszą imprezę, choć Alex stale dopytywała, czy widuje się z Marco i czy jego koledzy są słodcy. Alex na pewno zaczęłaby mi przygadywać, że znowu za nim latam, a ja nie miałam na to chwilowo ochoty. Już bez tego miałam kiepski humor i szybko wykręciłam się obowiązkami w domu, by nie musieć z nią pisać. Mama chodziła jeszcze bardziej podenerwowana, odkąd brat wyjechał do ojca na wakacje. Zamiast cieszyć się, że może odetchnąć i zająć się sobą, stale do niego wydzwaniała i wypytywała, co zjadł, czy ma wystarczająco dużo czystych ubrań i czy tata organizuje mu czas. Jej nastrój mi się udzielił i resztę dnia przeleżałam w pokoju, czytając książki i nie wchodząc jej w drogę. Tak było lepiej dla nas obu. 

The Adults Are TalkingWhere stories live. Discover now