CHAPTER XII

42 6 24
                                    

Obudził mnie budzik, który w przebłysku przytomności nastawiłam wczoraj po południu. Zaczynałam tego dnia pracę w lodziarni i nie mogłam sobie pozwolić na długie wylegiwanie się w łóżku. Odczytałam szybko wiadomości z poprzedniego wieczora. Alex opisała mi wrażenia z nurkowania i wycieczki statkiem, wysłała mi też kilka przepięknych zdjęć. Od razu jej odpisałam i podziękowałam za zastrzyk dobrej energii, tak bardzo mi potrzebny po wczorajszym koszmarnym wieczorze. Opisałam jej pokrótce sytuację z rodzicami i rozmowę z Tonym, ale nie czekałam na jej odpowiedź i odłożyłam telefon na bok.

Musiałam się naprawdę postarać, żeby zatuszować ślady wczorajszej histerii. Użyłam podkładu, pudru i korektora, czego nigdy nie robiłam w wakacje. Mama zostawiła mi na stole kartkę z informacją, że jest u kosmetyczki i że w lodówce czeka na mnie koktajl. Wypiłam go na śniadanie i ruszyłam do lodziarni.

Moja zmiana zaczęła się od ustalenia grafiku. Pracowałam tylko na pół etatu, więc trzy dni w tygodniu nadal miałam wolne. Ruch był niewielki, w porównaniu do tego, co działo się na festynie i spokojnie poradziłam sobie sama. Dzień był nadzwyczaj przyjemny i w wolnych chwilach odpływałam myślami w kierunku końca zmiany i tego, co mogłabym później robić. Chłopcy wyjechali rano, Marco jak dotąd się nie odezwał. Ellie i Gwen też milczały. Wymyśliłam, że mogę sama pojechać na plaże przy klifach, niedaleko Mousehole i z takim zamiarem opuściłam lodziarnię. Uznałam, że odrobina czasu sama ze sobą dobrze mi zrobi. 

Zaszłam tylko do domu, by wziąć szybki prysznic, zabrałam koc, wodę i przekąski na czarną godzinę, po czym wsiadłam na rower i ruszyłam przed siebie. Droga wiodła przez pola i była naprawdę urokliwa. Czułam się szczęśliwa, gdy jechałam powoli wśród łąk porośniętych wysoką, soczyście zieloną trawą i polnymi kwiatami. Lekki wiatr sprawiał, że nie było mi gorąco i mogłam bez zadyszki dojechać na miejsce. 

Rozłożyłam się na kocui wyjęłam słuchawki, żeby posłuchać książki. Jednak czułam się jakoś nieswojo. Nie do końca odpowiadał mi ten cały "czas samej ze sobą". Owszem, przez pierwsze pół godziny było całkiem miło, ale szybko zaczęłam mieć jakieś paranoiczne myśli. Niedaleko mnie rozłożyła się grupka chłopaków, na oko trochę starszych ode mnie. Byli głośni, przekrzykiwali się co chwila i pili alkohol, co tylko wzmogło mój niepokój. Zdawało mi się, że patrzą w moim kierunku, dlatego zwiększyłam głośność w słuchawkach, by przypadkiem nie usłyszeć czegokolwiek na swój temat. 

Napisałam do Ellie, czy nie chciałaby do mnie dołączyć, ale odpisała, że jest w pracy do wieczora. Uprzedziła mnie, że pisanie do Gwen mogę sobie darować, bo wyjechała do babci na resztę wakacji, dodając na końcu wymowne trzy kropki. Kusiło mnie, żeby podpytać Ellie o szczegóły, ale wiedziałam, że szefowa kawiarni, w której dorabiała sobie Ellie, była surową kobietą, nietolerującą pracowników, którzy używali telefonów w czasie pracy. Kilkukrotnie byłam świadkiem, jak strofowała za to swoich podwładnych. 

Wróciłam do książki i zdeterminowana, zamierzałam się zrelaksować, choćby nie wiem co. Nadal jednak dobiegały mnie głosy moich coraz to bardziej podchmielonych sąsiadów. W połowie drugiego rozdziału zadzwonił mój telefon. Spięłam się, gdy zobaczyłam numer Marco na wyświetlaczu. Uniosłam się na łokciach i odebrałam.

— Tak? 

— Kinsley? Słabo cię słyszę, strasznie wieje, gdzie jesteś? — wykrzyczał do słuchawki. 

— W Arlock, na plaży przy klifach. 

— Sama? 

— Sama.

Między nami zapadła chwila ciszy. 

— Przy którym zejściu? 

— Uhm, najbliżej trójki.

The Adults Are TalkingWhere stories live. Discover now