CHAPTER XVI

39 6 31
                                    

Urodziny Ellie odbywały się w uroczej miejscówce, którą miasteczko udostępniało za niewielką opłatą na tego typu wydarzenia. Zadaszona wiata, osłonięta z trzech stron od wiatru, miejsce na ognisko i niewielki murowany domek, w którym znajdowały się toalety — tu odbywały się niemal wszystkie huczniejsze urodziny, które przypadały w sezonie letnim. Nie było się czego wstydzić, miejsce było malowniczo położone, oferowało widok na miasteczko z jednej i zatokę z drugiej strony, a co najważniejsze, gwarantowało prywatność, z dala od wścibskich oczu dorosłych. 

Nie wiedziałam, czego się spodziewać po pierwszym wspólnym wyjściu z Marco i Alex. Gdy byłyśmy młodsze, zawsze stanowiłyśmy nierozłączny duet, a on na zmianę, albo robił za intruza (jeżeli akurat postanowił dokuczyć nam dla zabawy) albo za obiekt naszego zainteresowania (gdy nie zwracał na nas większej uwagi). Nie byłam pewna, czy będziemy zachowywać się jak para, czy Marco będzie trzymał mnie za rękę i obejmował przy wszystkich... Było wiele niewiadomych i choć cieszyłam się, że idziemy razem, nie obyło się bez nadmiernego zamartwiania się. 

Wybrałam się do Alex rowerem, który miałam zostawić u niej na podwórku. Od niej było najbliżej do miejsca imprezy,. Marco już u niej był i gawędził z panem Zellmanem, swobodnie opierając się o płot. Alex stała tuż obok i wpatrywała się w telefon. Miała na sobie żółtą letnią sukienkę, która dobrze komponowała się z jej (już) brązową opalenizną. Ona pierwsza mnie zauważyła i pomachała mi na powitanie, dopiero wtedy Marco obrócił się i spojrzał w moim kierunku. Miał na sobie granatową koszulkę polo i jasne spodnie. Podziękowałam sobie w duchu, że zdecydowałam się na granatową sukienkę, nasze stroje zupełnie niezamierzenie do siebie pasowały. 

— Czołem Kinsley! — przywitał mnie pan Zellman. — Ale się wszyscy wystroiliście, no no! Daj rower, wstawię go bezpiecznie do garażu — dodał i odebrał ode mnie rower, zanim dobrze zdążyłam z niego zejść.

— Dzień dobry! Dziękuję! 

Przywitałam się z Alex, ściskając ją mocno. Czułam, jak podniosło mi się ciśnienie, gdy Marco nachylił się i pocałował mnie w policzek. Alex zrobiła zaskoczoną minę, ale nic nie powiedziała. Ja pozwoliłam sobie jedynie na dyskretny uśmiech. 

— Będziemy lecieć, tato! Mam klucze! — krzyknęła na odchodnym Alex i wszyscy troje ruszyliśmy w górę ulicy. 

Z początku żadne z nas nie wiedziało, jak się zachować. Alex jak zwykle czuła się w obowiązku jakoś zainicjować rozmowę i po chwili milczenia, odezwała się jako pierwsza. 

— Zapakowałam dzisiaj rano prezent dla Ellie — Pomachała nam przed oczami różowym pudełkiem z białą kokardą. 

— Co w końcu kupiliśmy? — spytał Marco. 

— Zastanawiałyśmy się nad drukarką do polaroidów albo mini aparatem, ale postawiłyśmy na to pierwsze. 

— Nie zapomnij nas podliczyć, Alex! — wtrąciłam. 

— Wyślę wam później rachunek, bo już nie pamiętam, ile wyszło — mruknęła chwilę po tym, jak usilnie próbowała sobie przypomnieć. 

— Może wejdziemy na chwilę do sklepu, co sądzicie? — zaproponował Marco. — Ellie mówiła, co będzie do picia?

— Nie wspominała — odparłam po chwili namysłu. — Pewnie będzie to, co zawsze: wódka, jakaś whisky, trochę piwa, za mało zwykłych napojów.

— W takim razie zdecydowanie zajdziemy do sklepu — zarządził i zboczyliśmy z trasy, żeby zahaczyć o market. 

Alex i ja wybrałyśmy dla siebie wino, a Marco wziął ośmiopak Guinnessa. Przy kasie dorzucił jeszcze kilka puszek Coli i zapłacił za wszystko, nie przyjmując odmowy. Colę otworzyliśmy już po drodze. Słońce powoli zachodziło, ale nadal było przyjemnie. Ellie miała szczęście, bo jeszcze wczoraj szalały wichury i lało jak z cebra. Gdy zaczęliśmy się wspinać na niewielkie wzniesienie, usłyszeliśmy pierwsze odgłosy imprezy. Po kilkudziesięciu metrach zauważyliśmy niemrawy dym z ogniska, a po chwili ukazało nam się całe zbiorowisko ludzi. Chłopcy z naszej klasy dyżurowali przy ogniu, próbując go porządnie rozpalić, a dziewczyny zgromadziły się pod zadaszeniem i rozkładały jedzenie i napoje. Wiata była już przystrojona kolorowymi światełkami i lampionami.

The Adults Are TalkingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz