CHAPTER II

51 4 23
                                    

W dzień przyjazdu Marco, nie wyszłam z domu choćby na chwilę. Kręciłam się bez celu i podjadałam niezdrowe przekąski, zamiast zjeść konkretny posiłek, a w rezultacie, rozbolał mnie brzuch. Mama była w pracy, a brat pojechał do ojca, do Plymouth. Nudziłam się bez Alex, mimo że przecież dopiero co wyjechała. Ogarnęło mnie zniechęcanie na myśl, że będę musiała iść na letni festyn z koleżankami, za którymi niespecjalnie przepadałam. Poczułam zupełnie nieuzasadnioną złość na ojca Alex, że zaplanował ich wakacje w tym terminie, mimo że wcześniej podśmiewałam się, gdy Alex na to narzekała.

Marco nie zadzwonił, ani nie napisał, mimo że Alex zapewniała, że na pewno się zjawi. Czekałam cały dzień i byłam już w naprawdę podłym humorze, gdy około dziewiątej usłyszałam,  że ktoś zaparkował na ulicy tuż pod domem. Wyjrzałam zza firanki i niemal podskoczyłam z wrażenia, widząc Marco po tylu latach. Na nosie miał modne okulary przeciwsłoneczne, a jasna, lniana koszula i spodenki khaki podkreślały jego opaleniznę. Przyjechał eleganckim SUV-em, który prezentował się komicznie obok starej Skody sąsiada.

W pośpiechu chwyciłam leżące na stole klucze i stanęłam w przedpokoju. Przelotnie poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się i otworzyłam chwilę po tym, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

— Kinsley? — spytał zaskoczony Marco, jakby nie do końca pewny, czy trafił pod właściwy adres.

— We własnej osobie, cześć Marco! — uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, choć z napięcia zacisnęłam rękę w pięść i musiałam ją schować za plecami.

— Cześć, przepraszam, nie poznałem cię — przyznał, nieco zawstydzony. — Podobno czekają tu na mnie moje klucze?

— Proszę  — wręczyłam mu pęk kluczy, po czym staliśmy przez moment w ciszy. — Mogę zaproponować ci coś do picia? — spytałam w panice, niepewna, czy powinnam go zaprosić do środka.

— Dzięki, może innym razem. Muszę odpocząć po podróży — wymigał się zręcznie, posyłając mi uprzejmy uśmiech. — Będę leciał, do zobaczenia! — dodał, po czym gibkim krokiem znowu ruszył do samochodu.

— Do zobaczenia!

Gdy tylko zatrzasnęłam drzwi, zdałam sobie sprawę z kotłującej się we mnie ekscytacji, pomieszanej z zażenowaniem. Zachodziłam w głowę, czy bardzo się wygłupiłam, zapraszając go do środka, czy też zachowałam się po prostu uprzejmie, jak na grzeczną dziewczynę z małego miasteczka przystało. Ostatecznie dałam sobie spokój i zamiast tego, zajęłam się odtwarzaniem w głowie jego aktualnego wyglądu. Byłam zaskoczona, jak bardzo wydoroślał, choć w jego rysach twarzy nadal potrafiłam odnaleźć ślady tej chłopięcej buźki, za którą tak kiedyś szalałam. W czasach Mousehole nosił nieco dłuższe włosy i miał raczej alternatywny styl. Teraz, wyglądał jak studenci z dobrych domów, którzy kiedyś przyjeżdżali w okolice na wakacje, razem ze swoimi równie wytwornymi dziewczynami. Nosili lniane marynarki, bermudy, mokasyny i kaszmirowe sweterki, gdy wieczorem robiło się chłodno. Styl, który zawsze mi imponował i niezmiennie pozostawał kompletnie poza moim zasięgiem.

W nocy nie mogłam zasnąć. Byłam sama, mama była na dwudziestoczterogodzinnym dyżurze, w szpitalu, w sąsiednim mieście, a nasz stary dom nieustannie wydawał skrzypiące dźwięki, które w mrokach ciemności, skłaniały mnie do wizji o demonach i duchach, które stale wędrowały po korytarzu, kierując się wprost do mojego pokoju. Dopiero gdy założyłam słuchawki i włączyłam muzykę, udało mi się zmrużyć oko, a gdy rano usłyszałam, że mama krząta się na dole, zasnęłam spokojnym snem.

*

Szybko poznałam powód, dla którego Marco przyjechał do Mousehole przed resztą rodziny. Razem z Alex, tuż przed jej wyjazdem, zachodziłyśmy nad tym w głowę. Następnego dnia, robiąc zakupy w jedynym markecie w naszej miejscowości, natknęłam się na niego i grupę jego kolegów, których nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Jeden z nich, wysoki, szczupły blondyn, z siermiężnymi okularami na nosie i włosami w nieładzie, pomylił mnie z pracownicą sklepu i spytał, gdzie znajdzie makarony.

The Adults Are TalkingWhere stories live. Discover now