#3

49 4 0
                                    

Victor Hayes

Koszmary nie dawały mi spać, więc postanowiłem usiąść przy biurku i posortować dokumenty. Ostatnio złe sny bardzo się nasiliły, przez co praktycznie nie sypiam. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie mój telefon. Kogo niesie o tej porze?

Podniosłem komórkę. To Alfie. Czego on chce?  Odebrałem i od razu zabrałem głos.

-Słucham? -powiedziałem szorstkim głosem.

-Znalazłem ją -oznajmił -spotkałem ją w barze, była ze swoją przyjaciółką Maggie...-

-Skąd masz pewność, że to ona? -zapytałem.

-Nazywa się Eva, pytała o ciebie -westchną -podałem jej twój numer, pod pretekstem, że to twojego kolegi -Dokończył.

Mimowolnie się uśmiechnąłem. Gdy dowiedziałem się o tej umowie, byłem wściekły, jednak potem pogodziłem się z zaistniałą sytuacją. Wiedziałem, że będę mieć żonę, wybraną przez ojca, ale Eva nie jest córką żadnego szefa czy pod szefa mafii. Co za tym idzie małżeństwo nie daje żadnych korzyści materialnych ani żadnego sojuszu. Nie została nauczona niektórych zachowań które trzeba posiadać w tym porąbanym świecie. Czuję, że będą z nią problemy, coś jednak ciągnie mnie do niej, chociaż nigdy z nią nawet nie rozmawiałem.

-Dobrze, dobranoc Alfie -Odpowiedziałem po dłuższej chwili, po czym zakończyłem połączenie. Odłożyłem komórkę na biurko. Wróciłem do przeglądania dokumentów z zakończonych akcji.

Eva Grey

Obudziłam się rano na niewygodnej kanapie mojej przyjaciółki. Przeniosłam się tam w nocy, kiedy Maggie zepchnęła mnie ze swojego łóżka. Spojrzałam na stolik koło sofy, leżał na nim mój telefon a obok niego karteczka z numerem komórkowym do kolegi Victora Hayesa. Usiadłam i podniosłam te dwie rzeczy do dłoni. Sprawdziłam godzinę na komórce, dochodziła dziesiąta. Po dłuższym namyśle wykręciłam numer i zadzwoniłam, ciekawość nie dała mi zwlekać. Po trzech sygnałach osoba po drugiej stronie odebrała.

-Słucham? -odezwał się męski głos.

-Dzień Dobry -powiedziałam spięta- Nazywam się Eva Grey i dzwonię w nietypowej sprawie -poruszyłam nerwowo głową.

-Mhm, a w jakiej? -Zapytał. Jego głos był bardzo przyjemny dla uszu. O czym ja myślę?

-Czy mogłabym dostać numer do Victora Hayesa? -odpowiedziałam z największym spokojem, na jaki było mnie stać w tym momencie.

-Victor nie pozwala na udostępnienie swojego numeru -oznajmił.

-Tak? -Powiedziałam zrezygnowanym tonem.

-Mogę panią umówić na spotkanie, jeśli oczywiście Pan Hayes się zgodzi -zaproponował.

-Tylko jest pewien problem, mieszkam w Californii, a z tego co mi wiadomo, Pan Victor mieszka w Chicago- rzekłam z bólem w głosie.

-Haha, spokojnie. Hayes znajduje się w stanie Kalifornii -nie będzie to dla niego żaden problem-

-Wspaniale, to proszę spróbować mnie umówić, z góry dziękuje -powiedziałam świadoma, że ta decyzja może wszystko zmienić i już nie dam rady odwołać spotkania.

-Jeżeli Pan Hayes się zgodzi to wyślę do pani datę spotkania i miejsce -Po tych słowach nieznajomy się rozłączył. Odetchnęłam z ulgą. Kiedy Maggie się obudzi muszę jej powiedzieć z kim się powinnam spotkać. Chyba mnie za to udusi.


Siedziałam w kuchni z Maggie. Jadłyśmy tosty z serem i popijałyśmy kawą. Mój telefon zawibrował. To wiadomość od kolegi Victora. Przełknęłam nerwowo ślinę, zaakceptował spotkanie! Wytrzeszczyłam oczy, kiedy zobaczyłam datę spotkania.

-Wszystko dobrze Eva? -moja przyjaciółka zauważyła, że coś jest nie tak.

-Jutro spotykam się z Victorem Hayesem -oznajmiłam.

-Słucham? Spotykasz się z nim?! -pisnęła.

-Chcę z nim zamienić słówko, może uda mi się go przekonać do zmiany umowy -wzięłam kolejnego tosta.

-Kiedy masz spotkanie? -zapytała z ciekawością w głosie.

-Jutro o jedenastej w "czarnej kawiarni"-odpowiedziałam.

-Będę cię śledzić -Pochłonęła kolejną kanapkę.

-Nawet nie próbuj -zaczęłam się głośno śmiać.


Wracałam do swojego mieszkania w wolnym tempie, o tej porze drogi w Kalifornii są strasznie zatłoczone, nie trzeba się prosić o wypadek. Wskaźnik pokazujący rezerwę sugerował, że powinnam pojechać na stację, po krótkim namyślę zjechałam na prywatną stacje paliw. Była mała, miała tylko jedno miejsce do tankowania, nie była w dobrym stanie kolory które były na CPN zbledły, było wszędzie dużo pajęczyn, wzdrygnęłam się kiedy jednej dotknęłam. Po zatankowaniu udałam się do kasy, ale bardzo suszyło mnie w gardle. Chodziłam między regałami szukając w miarę taniej wody. W pewnym momencie usłyszałam otwierające się drzwi oraz padający strzał. Wystraszona upadłam na podłogę i skuliłam się przy regale. Przez małą lukę mogłam zobaczyć kasę i przerażoną ekspedientkę, podbiegło do niej dwóch mężczyzn, byli wysocy i dobrze zbudowani, jeden z nich posiadał kamizelkę kulo odporną. Mężczyzna w kamizelce trzymał broń, na twarzach mieli czarne kominiarki. Stanęli tyłem do mnie a potem rozległ się kolejny strzał, zamknęłam z przerażenia oczy. Kiedy je ponownie otworzyłam, zobaczyłam bezwładne ciało kobiety upadające na podłogę.

Łzy popłynęły mi wbrew mojej woli, rozpaczliwie chciałam wezwać pomoc. Byłam zbyt przerażona, żeby zachować zimną krew.

-Zabierz pieniądze, a ja przeglądnę sklep -Powiedział mężczyzna z bronią w ręku i zaczął powoli kierować się w moją stronę. Modliłam się w duchu, żeby mnie nie zauważył, wiedziałam, że było to nie uniknione. Kiedy wejdzie pomiędzy regały, zobaczy mnie i zabije. Wsłuchiwałam się w jego kroki, które po chwili ustały. Otworzyłam oczy i zamarłam, zobaczyłam buty mężczyzny. Prze lustrowałam go wzrokiem, zatrzymałam się na jego twarzy, kominiarka nie zasłaniała tylko ust które były zaciśnięte w wąską linie, jednak jego oczy przyciągał wzrok najbardziej, były spowite mrokiem, oraz miały coś przerażającego w sobie. O boże wyglądał jak sam diabeł... Mężczyzna się zamachną, z moich ust wyrwał się krzyk, gdy poczułam ostry ból, który rozchodził się po mojej skroni. Potem nastała tylko ciemność.... 


Wlatuje trzeci rozdział! Mam nadzieje że wam się spodoba, bo siedziałam nad tym długo.
Zapraszam do komentowania mojej zwariowanej twórczości ^0^ Dziękuje za pomoc Oliwio, bez ciebie bym nie dała rady <33 Miłego dnia~ M.
  

The love that destroysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz