#5

34 4 3
                                    

 Victor Hayes

Eva wyszła godzinę temu z hotelu, mówiąc, że idzie pożegnać się z Maggie. Nie uwierzyłem jej więc poprosiłem Alfiego żeby ją śledził. Czułem, że może próbować uciec, więc wolałem mieć na nią oko. Wczoraj, przed napadem, pojechałem do Edwarda Greya, aby uzgodnić parę istotnych spraw, załatwiłem im wyjazd do Europy, wyjechali jeszcze wczoraj. Zrobiłem to z premedytacją, nie obchodziło mnie czy będą się z tego wyjazdu cieszyć czy nie. Ważna była tylko Eva. Nie chciałem jechać z nią do jej rodzinnego domu i patrzeć, jak żegna się z rodzicami, kiedy o tym myślę skręca mnie w środku.

Moje rozmyślenia przerwało ciche pukanie do drzwi. Wstałem z fotela na którym miałem przyjemność siedzieć. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je, naprzeciwko mnie stała zapłakana Eva. Wiedziałem, że pożegnania bolą, ale że aż tak? Trzymała w ręce komórkę, którą oddałem jej przed wyjściem.

-Dzwonili do mnie rodzice -oznajmiła podciągając nosem. -Wyjechali wczoraj do Europy, bez słowa, bez pożegnania. -otarła łzy z policzka. -Maczałeś w tym palce? -spojrzała mi w oczy ze złością wymalowaną na twarzy.

-Nic o tym nie wiem, przykro mi  -skłamałem

Coś w środku mnie zabolało, gdy ją oszukiwałem. Lecz nie mogłem jej przecież powiedzieć całej prawdy.

-Przepraszam, nie powinnam cię oskarżać -rzuciła i weszła do mieszkania.

Kierowała się w stronę salonu, postanowiłem za nią pójść. Stanęła do mnie plecami i wpatrywała się w widok za oknem, po czym zabrała głos.

-Kiedy wylatujemy?

-Dzisiaj -odpowiedziałem.

-A o której godzinie? -

-O której będziesz chciała- wzruszyłem ramionami.

-Przecież, do Chicago w ciągu dnia są dwa lub max trzy loty, więc nie możemy polecieć kiedy nam się podoba - powiedziała oburzona.

-Myślałaś, że lecimy normalnymi liniami lotniczymi? -zapytałem kpiąco.

-To czym ty chcesz lecieć? -odwróciła się do mnie.

-Mam prywatny samolot -oznajmiłem.

Na jej twarzy szok wymieszał się z niedowierzaniem.

-Skoro tak to, chcę lecieć teraz -spojrzała mi w oczy.

-Dobrze. Zadzwonię tylko do znajomego, żeby przywiózł twoje rzeczy- byłem lekko zdziwiony i zdezorientowany jej zachowaniem.

-Obejdzie się. W Chicago kupię nowe rzeczy -skrzyżowała ręce na piersi.

-Na pewno? Wiesz, że potem ich nie odzyskasz? -

-Rozumiem, i zdecydowałam, że chcę już jechać -powiedziała zirytowana.

-Dobrze, to jedźmy- pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, i nie ukrywam podobał mi się.

Eva Grey

Jechaliśmy taksówką na lotnisko, Victor ciągle rozmawiał przez telefon, a ja rozmyślałam o tym co się stało w domu Maggie.

Godzinę wcześniej...

Pojechałam autobusem pod dom Maggie. Podeszłam do jej drzwi i zapukałam, jednak nikt nie odpowiedział. Maggie musiała być w domu, ponieważ jej samochód stał na parkingu. Zapukałam drugi raz, lecz znowu nikt nie odpowiadał. Przestraszyłam się, może coś jej się stało. Chwyciłam za klamkę, drzwi były otwarte. Weszłam do środka i skierowałam się do najbliższego pokoju, czyli sypialni, mało myśląc otwarłam drzwi na oścież. To co tam zobaczyłam rozerwało mnie od środka. Moja przyjaciółka obściskiwała się z moim byłym półnagim narzeczonym. Pamiętam to, jakby to było wczoraj, mimo że od tego wydarzenia miną miesiąc. Dostałam wtedy wiadomość od Cartera, że musi zerwać zaręczyny, ponieważ znalazł sobie kogoś innego. Płakałam w ramię Maggie, żeby zapomnieć o Carterze i o trzech latach, które zmarnowałam na niego. A teraz widzę ich razem w łóżku. Mimowolnie łzy podeszły mi do oczu. Zatrzasnęłam drzwi z hukiem i skierowałam się do wyjścia. Usłyszałam kroki za mną, a potem poczułam uścisk na nadgarstku. Zatrzymałam się i odwróciłam do Maggie. Stała przede mną ubrana w skąpy czerwony stanik i majtki. Dostałam identyczny komplet od Cartera na rocznicę naszego związku. Nigdy nie czułam się tak bardzo oszukana.

-Od kiedy? -zapytałam.

Moja przyjaciółka nie odpowiedziała, unikała mojego wzroku.

-Od kiedy Maggie się spotykacie? -powtórzyłam.

-Pół roku temu przespałam się z nim na imprezie, i od tego czasu zaczęliśmy się spotykać -odpowiedziała.

-Nie, nie, nie... -nie potrafiłam już dłużej kontrolować łez.

-Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałam cię zranić, wynagrodzę ci to obiecuje -powiedziała.

-Nic nie zdołasz już naprawić, wyjeżdżam dziś do Chicago - oznajmiłam łamiącym się głosem -już nigdy tu nie wrócę, nigdy mnie już nie zobaczysz, przyszłam się tylko z tobą pożegnać - odwróciłam się i podążyłam do wyjścia.

-Żegnaj Maggie -z tymi słowami wyszłam z domu dawnej przyjaciółki.

Teraźniejszość...

Moje rozmyślenia przerwał głos Victora.

-Słuchasz mnie? Już jesteśmy.

Hayes wyszedł z samochodu i skierował się do wejścia na lotnisko. Szybko odpięłam pasy i wybiegłam z taksówki. Czułam, że są to moje ostatnie chwile w Kalifornii. Czeka mnie teraz zupełnie nowy rozdział w życiu, i będę go pisać razem z Victorem Hayesem, który nosi miano samego diabła.


Siemaneczko, dostarczam kolejny rozdzialik! Przepraszam że tak długo nie było żadnego rozdziału jednak byłam chora X_X. 
Dziękuje Oliwio za poprawienie <33
Miłego dnia ^o^

The love that destroysWhere stories live. Discover now