#11

25 1 0
                                    

Obudziłam się smutna i niewyspana. W nocy przez natłok myśli nie mogłam zmrużyć oka. Całą noc zastanawiałam się nad tym, jak uciec Victorowi, nie narażając jednocześnie moich bliskich. W końcu doszłam do wniosku, że w pojedynkę sobie nie poradzę. Potrzebowałam wsparcia. Potrzebowałam przyjaciół. Wzięłam telefon z szafki nocnej i weszłam w konwersacje z Maggie, która od dnia naszej kłótni codziennie pisała do mnie długie wiadomości z przeprosinami. Myślę, że zrozumiała jaki błąd popełniła wiążąc się z moim byłym. Mimo tego, że to co zrobiła, to straszne świństwo i strasznie mnie tym zraniła, teraz będzie mi potrzebna. Potrzebuje jej, aby uciec przed piekłem które z pewnością zafunduje mi Hayes. Zadzwoniłam do niej, podniosła słuchawkę niemal natychmiast.
-Eva?! -wydukała do słuchawki. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Tak bardzo cię przepraszam... Ja... Ja nie wiem... -przerwał jej szloch wyrywający się z jej gardła.
-Spokojnie -próbowałam uspokoić przyjaciółkę -Maggie, nie gniewam się już na ciebie, ale potrzebuje twojej pomocy -wyszeptałam do słuchawki.
-Victor coś ci zrobił?! -zapytała przejęta.
Nie mogłam jej powiedzieć o moich planach przez telefon. Victor mógł w każdej chwili wejść do pokoju, podsłuchiwać mnie, mieć podsłuch w moim telefonie albo bóg wie co. Jedynym rozwiązaniem było poproszenie Maggie o przyjechanie do Chicago, wiedziałam, że to daleko od Kalifornii, jednak wiedziałam, że po tym wszystkim co zrobiła, nawet się nie zawaha.
-To nie jest rozmowa na telefon. Proszę, przyjedź do Chicago, chcę, żebyś pomogła mi w przygotowaniu do ślubu -skłamałam, mając na uwadze to, że Victor może podsłuchiwać -Oczywiście wszystko ci opłacę, tylko proszę przyjedź tu.
-Jasne, Eva, przylecę, ale... naprawdę za niego wychodzisz? Nie zrozum mnie źle, ja po prostu się martwię, sama rozumiesz, to nie jest jakiś tam chłopak z uli...
-Tak. Maggie, przyleć tu. -przerwałam jej ostro. Po chwili ciszy w słuchawce znów usłyszałam głos dziewczyny.
-Jasne. Daj mi tydzień. -powiedziała wyraźnie zaniepokojona.
-Dziękuję. Porozmawiam z moim bratem, napewno się zgodzi, żebyś zatrzymała się u niego na jakiś czas. -Oznajmiłam.
-Dziękuje, Evo, nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi wybaczyłaś. Chciałabym dłużej z tobą porozmawiać, ale musze się stawić w pracy -powiedziała smutno.
-Nie ma sprawy. Ja też za tobą tęskniłam -powiedziałam, po czym się rozłączyłam i uśmiechnęłam szeroko. Przez cały ten czas brakowało mi chociaż chwili rozmowy z Maggie, gdy z nią rozmawiałam, mogłam się znowu poczuć tak, jakby wszystko było jak dawniej, tak, jakbym nie miała wyjść za diabła. Tak, jakbym nie straciła całego swojego życia w jeden dzień. Musiałam jeszcze tylko zadzwonić do mojego brata. Dość dawno z nim nie rozmawiałam, stęskniłam się za jego ciepłym, spokojnym głosem oraz pogodnym humorem. Przez dwa lata nasza relacja opierała się tylko na rozmowach telefonicznych przez dzielącą nas odległość, jednak teraz zamierzam wykorzystać to, że jest w Chicago. Chciałabym go jak najszybciej zobaczyć, byłam ciekawa co wyrosło z tego małego gówniarza wiecznie latającego za kobietami. Gdy w wieku 18 lat wyprowadzał się do Chicago, rodzice strasznie się bali, ponieważ miał tendencje do wpadania w złe towarzystwo i robił różne głupie rzeczy. Ciekawe czy myśleli wtedy o mnie, i o tym co mnie czeka przez głupotę mojego ojca. Szkoda, że gdy przegrywał moje życie w pokera nie martwił się o mnie tak, jak o mojego brata. Odpędziłam się od okropnych myśli i wybrałam numer do mojego kochanego braciszka.
-Eva? -odezwał się Olivier.
-Cześć -powiedziałam uśmiechając się.
-Witaj moja kochana starsza siostrzyczko -odparł, w tle było słuchać radio, stąd wywnioskowałam, że właśnie prowadził.
-Nie musze chyba mówić co się stało? -westchnęłam.
-Nie. Mama mi wszystko powiedziała. Nawet nie wiesz jak bardzo zawiodłem się na ojcu. A Hayesa wypatroszę, jak tylko gnoja znajdę -warknął do słuchawki. Przewróciłam oczami. Ta.. prędzej on ciebie, braciszku.
-Też cię kocham -odpowiedziałam.
-Nikt nie skrzywdzi mojej siostry
Olivier zawsze był nadopiekuńczy, mimo ze był dwa lata młodszy, zawsze stawał w mojej obronie. Pamiętam jak w drugiej klasie liceum chodziłam z Nathanem, który postanowił mnie zdradzić. Gdy się dowiedziałam, zamknęłam się w pokoju i płakałam w poduszkę. Mój brat usłyszał mój płacz i wbiegł zaniepokojony do pokoju. Nie wiele myśląc opowiedziałam mu o wszystkim, a on bez słowa wyszedł z domu i wrócił dopiero nad ranem, z rozwalonym nosem i siniakami na całym ciele. Okazało się, że mój brat pobił Nathana. Jako że Olivier był młodszy, każdy myślał, że Nathan położy go w dwie sekundy, jednak mój były chłopak nigdy nie przykładał wagi do zdrowego odżywiania ani sportu, wiec jego kondycja była praktycznie zerowa. Piętnastoletni wtedy Olivier często chodził na siłownie i trenował boks. Nawet dwudziestolatek miałby z nim problem. Rodzice Nathana zgłosili pobicie na policje, przez co mój brat dostał zakaz zbliżania się do chłopaka. To był ostatni chłopak, o którym opowiedziałam Olivierowi.
-Masz czas, żeby się spotkać? -spytałam pełna nadziei.
-Dla ciebie zawsze mam czas -odparł.
-Dasz radę jeszcze dzisiaj? To ważne -spytałam niemal od razu.
-Jasne, znam nawet jedno miejsce, które idealnie się nada.
-Jakie? -spytałam zaciekawiona.
-Taka restauracja. Zaraz ci napisze adres i godzinę, ale teraz musze już kończyć, kocham cię, pa! -powiedział i rozłączył się. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie mogłam się doczekać spotkania z bratem.
-Z kim wychodzisz? -Do pokoju wszedł Victor.
-Podsłuchiwałeś?! -zapytałam wzburzona, mimo, że byłam prawie pewna, że to robił.
-Nie, po prostu mówisz głośno, a ja akurat przechodziłem obok -powiedział i podszedł niebezpiecznie blisko mnie -Z kim wychodzisz?
-Z moim bratem.
-Gdzie? -zapytał patrząc mi w oczy. Maska, którą miał wczoraj przy znajomych zniknęła, a na jej miejsce znowu pojawiła się ta, którą znam.
-W restauracji, Olivier zaraz wyślę mi adres.
-Podwiozę cię -oznajmił i położył swoją zimną dłoń na moim policzku, przez co się wzdrygnęłam.
-Pojadę taksówką -strzepnęłam jego dłoń.
-Wolałbym cię podwieźć.
-A ja wolałabym pojechać taksówką -w jego oczach błysnęło ostrzeżenie, tak mocno zacisnął pięści, że jego knykcie zrobiły się białe.
-Co knujesz? -chwycił mnie mocno za nadgarstek.
-To boli! Przestań! -krzyknęłam.
-Mam nadzieje, że pamiętasz moje ostrzeżenie. -powiedział po czym puścił mój zaczerwieniony od uścisku nadgarstek.
-Pamiętam! -krzyknęłam z całej siły. Miałam go dość.
-Nie podnoś na mnie głosu -warknął -masz wrócić przed dwudziestą pierwszą. I radzę ci się nie spóźnić, chyba że chcesz zobaczyć co to jest prawdziwy ból -odwrócił się i opuścił pokój trzaskając drzwiami. Próbowałam uspokoić oddech. Wiedziałam, że jest brutalny, wiedziałam, czym się zajmuje, jednak jeszcze nigdy nie był taki zły dla mnie. Widocznie to jego kolejna maska, lecz tej bardzo, bardzo nie chce poznawać. Bałam się go coraz bardziej, a moja chęć ucieczki rosła jeszcze bardziej, teraz już wiedziałam, że nie mam innej opcji. Z transu wyrwał mnie wibrujący telefon z wiadomością od Oliviera. Do osiemnastej zostało jeszcze sporo czasu, który musiałam sobie jakoś zagospodarować.

Parę minut przed osiemnastą wyszłam z domu, mimo lekkiego wiaterku było całkiem ciepło. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Nie chciałam jechać z Hayesem, bo nie dość, że się go boje, to ostatnie co mi potrzebne to martwy brat. Taksówka przyjechała, wsiadłam do niej i powiedziałam taksówkarzowi adres. Podróż nie trwała długo, wysiadałam przed restauracją i rozejrzałam się, szukając mojego brata.
-Za tobą -usłyszałam, na co się obróciłam i zobaczyłam twarz Oliviera.
-Olivier! -uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego tors.
-Witaj, księżniczko -położył swoją dłoń na moich włosach, spojrzałam na jego twarz, na której można było dostrzec kilkudniowy zarost, mocno zarysowaną żuchwę i bliznę na lewym policzku. Od naszego ostatniego spotkania zapuścił włosy, które teraz spięte były w małą kitkę, a na jego rękach pojawiły się liczne tatuaże. Nie wyglądał już jak mój młodszy brat.
-Mama cię zabije za te tatuaże -powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Wiem, już próbowała -Odparł. Spoważniałam, odsunęłam się od niego i spojrzałam gdzieś w dal.
-Musisz mi pomóc.
-W czym -Zapytał i mnie objął.
-Musze uciec przed Victorem Hayesem -oznajmiłam -jednak to nie będzie proste. Musimy uciec na inny kontynent. Wszyscy. Każdy, kogo kochamy. Zagroził mi.
-Czym? -odpowiedział wzburzony. Spojrzałam mu w oczy.
-Że zabije naszych rodziców -powiedziałam na jednym wdechu. Oczy mojego brata ściemniały, wszystkie emocje dotychczas malujące się na jego twarzy zniknęły.
Zrozumiałam, że gram z diabłem o życie moich bliskich, jeden zły ruch mógł oznaczać koniec ich życia. Wpadłam w ramiona brata i załkałam po cichu.
-Zrobię wszystko -powiedział cicho. Tak strasznie mi go brakowało. Z mojej twarzy pociekły łzy, które Olivier starł palcem.
-Wyjdziemy z tego, rozumiesz? Razem z tego wyjedziemy -powiedział, a ja skinęłam tylko głową na potwierdzenie. Bardzo chciałabym, żeby miał racje.


Kolejny rodzialik, teraz mogą się one rzadko pojawiać ponieważ mam dużo na głowie. 
Pozdrawiam M.

The love that destroysWhere stories live. Discover now