#7

32 3 0
                                    

Eva Grey

Minął tydzień od przyjazdu do Chicago. Victor zamówił mi przez Internet potrzebne rzeczy, czyli ubrania, kosmetyki i jakieś drobnostki do pokoju. Mało z nim rozmawiałam, od przylotu ciągle siedzi w swoim pokoju i pracuje. Mam wrażenie, że on nie śpi, w ogóle prawie nie wychodzi z pokoju i czuje się sama w tym ogromnym domu, jednak odpowiada mi taki stan rzeczy, im mniej kontaktu z tym człowiekiem tym lepiej. Czuje, że jestem mu winna pieniędze które na mnie wydał, dobrym pomysłem byłoby znaleźć pracę. Na moim koncie zostały jeszcze jakieś oszczędności więc mogę pojechać na małe zakupy, przy okazji pozwiedzać trochę miasto. Wstałam z łóżka i powędrowałam do drzwi pokoju. Nie czułam potrzeby poinformowania Victora o tym, że opuszczam dom, w końcu jestem dorosła. Wyszłam z willi i zamówiłam taksówkę, która przyjechała w mgnieniu oka. Na polu było przyjemnie ciepło, jednak wiał lekki wiaterek, pogoda była idealna dla mnie, od razu byłam szczęśliwsza. Wsiadłam do taksówki i po przywitaniu się z kierowcą, powiedziałam.
-Do najbliższego centrum handlowego, proszę -powiedziałam.
Jechaliśmy około dziesięć minut, przez cały ten czas oglądałam widoki z za okna, wielkie wieżowce wprawiały mnie w zachwyt. Willa Victora jest wybudowana na obrzeżach miasta, z czego jestem niezmiernie ucieszona, ponieważ kiedy mieszkałam w Kalifornii na co dzień słyszałam hałas uliczny, który czasami przyprawiał mnie o ból głowy. Po dojechaniu na miejsce zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z pojazdu. Stałam przed ogromnym centrum handlowym, ruszyłam do tłumu ludzi, którzy też chcieli wejść do galerii i przeciskali się w obrotowych drzwiach.

Wyszłam zmęczona z centrum handlowego, była w nim masa ludzi, co wiązało się z ogromnymi kolejkami do kas. Nie było niczego co wpadłoby mi w oko, więc nic nie kupiłam. Zauważyłam kawiarnię, która mieściła się po drugiej stronie ulicy, marzyłam teraz o czymś orzeźwiającym. Mało myśląc udałam się do niej.  W kawiarni panowała miła atmosfera, a do mojego nosa dostał się piękny zapach kawy, który roznosił się po małej, przytulnej, zielonej kawiarni. Poszłam do mężczyzny za ladą, stał do mnie tyłem, ewidentnie był pochłonięty pracą.
-Dzień dobry -zwróciłam na siebie uwagę, mężczyzna obrócił się do mnie, jego ręce były całe w tatuażach, a blond grzywka spadała mu na spocone czoło. Uśmiechną się do mnie delikatnie.
-Co podać? -zapytał.
-A co pan poleca?
-Waniliowe cappuccino i ciasto truskawkowe -odpowiedział.
-W takim razie poproszę ten zestaw.
-Za wszystko wyjdzie cztery dolary
Zapłaciłam kartą i skierowałam się do stoliczka. Usiadłam na miękkim zielonym fotelu i wyciągnęłam telefon. Victor nic do mnie nie napisał, pewnie nie zorientował się nawet, że mnie nie ma. Dostałam wiadomość od Maggie, codziennie dostaje od niej litanie przeprosin i błagań o wybaczenie. Ona wie, że źle zrobiła i chce to naprawić. Nie mam pojęcia co o tym myśleć, jako najbliższa przyjaciółka zdradzała mnie z moim narzeczonym a potem sprawiła, że zerwał oświadczyny ze mną. Westchnęłam i odłożyłam komórkę na blat stolika, w tym momencie pojawił się blondyn z moim zamówieniem.
-dziękuje -uśmiechnął się na te słowa i odszedł do dalszej pracy.
W kawiarni nie było dużo osób, przez co trwała w niej przyjemna cisza, słychać było jedynie ekspres do kawy i cichą rozmowę jakiejś kobiety przez telefon. Wzięłam kawałek ciasta truskawkowego do ust, słodki smak rozpłynął się po moim podniebieniu. Kiedy delektowałam się wypiekiem mój telefon zawibrował.  Napisał do mnie nieznany numer, czyli Victor. Nie dodałam go jeszcze do kontaktów, po powrocie do domu to zrobię. Otworzyłam z nim chat i przeczytałam wiadomość.
Od: Gdzie jesteś?
Wow zauważył. Kiedy miałam zamiar odpisać na jego pytanie rozległ się huk i do kawiarni wpadło trzech zamaskowanych mężczyzn. Kocham swoje życie.
Byłam przerażona tak jak inni, kobieta, która przed chwilą rozmawiała przez telefon chciała uciec, lecz została popchnięta i upadła na podłogę. Mężczyzna, który siedział praktycznie koło mnie próbował zadzwonić, pewnie na policje jednak najwyższy oprawca wyrywał mu urządzenie i uderzył nim o podłogę.
-Wszyscy na kolana i oddawać portfele oraz komunikatory! -wykrzyczał ten sam najwyższy mężczyzna. Dwójka zaczęła rabować pieniądze z kasy. Zrobiłam co kazał, bałam się potwornie, lecz zachowałam zimną krew. Klęknęłam na podłodze, a kiedy podszedł do mnie złodziej, który wydał nam polecenie, oddałam mu swoje rzeczy. Nagle rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Mojego telefonu. Mężczyzna, który zabrał moją komórkę, patrzył się na nią po czym odebrał i przyłożył do ucha. Boże tylko nie to...
-Twoja panienka jest w bezpiecznym miejscu -prychną. Po tym co usłyszałam mogłam wnioskować, że dzwonił Victor.
-Hayes? -przełkną głośno ślinę i skierował swój wzrok na mnie. Zna Victora?
-Dobrze, jesteśmy w tej kawiarni koło centrum handlowego -odpowiada i rozłącza się.
-Wstawaj -kieruje te słowa do mnie. Postanowiłam wykonać jego rozkaz. Byłam strasznie wystraszona, wszyscy niewinni ludzie patrzyli się na mnie przerażeni. Mężczyzna mnie mocno chwycił i szarpną w stronę drzwi, wypchną mnie z kawiarni i rzucił moimi rzeczami o chodnik.
-Masz szczęście -powiedział ostro i zatrzasną drzwi do kawiarni.
Od razu chciałam zadzwonić po policję, podniosłam telefon i portfel z chodnika, żeby to wykonać jednak telefon był rozbity i nie działał. Kiedy miałam zacząć krzyczeć o pomoc, poczułam uścisk na ręku i szarpnięcie.
-Ej! -krzyknęłam, i wtedy zobaczyłam rozwścieczonego Victora, w jego oczach było widać furię.
-Idziemy -powiedział stanowczo nie przyjmując sprzeciwu.
-Ale ci ludzie! -opierałam się, kiedy próbował mnie zaciągnąć z dala od kawiarni.
-Powiedziałem coś -wysyczał i szarpną mnie mocno.
-Trzeba im pomóc -opierałam się jak tylko mogłam jednak był zbyt silny i nie dałam rady wyrwać się z uścisku, oddalałam się coraz dalej od kawiarni. Uspokoił mnie trochę dźwięk kogutów policyjnych.
Gdy doszliśmy do samochodu Hayes przerwał ciszę.
-Wsiadaj
Zrobiłam to bez wahania, kiedy znaleźliśmy się w aucie nastała krępująca cisza.
-Czemu nie powiedziałaś, że wychodzisz? -westchną a złość z niego odleciała.
-Byłeś zajęty
-Ale nie tak żebyś nie mogła mnie poinformować -spojrzał w moje oczy.
-jestem dorosła, mogę robić co chce -odpowiedziałam prychnięciem.
-a ja twoim przyszłym mężem, powinienem wiedzieć.
Postanowiłam pozostawić to bez komentarza.
-Znałeś go.. -zmieniłam temat.
-Mhm, znam go -odpalił samochód i ruszył.
-Kim on jest? -zapytałam i wbiłam w niego spojrzenie.
-Kimś kto chce być jak ja -odpowiedział z wyższością
-Pff, a kim ty niby jesteś? -miałam dosyć jego głupich gierek.
-Jestem szefem mafii, złotko -uśmiechną się kpiąco.
-Nie mów tak do mnie -odpowiedziałam zdenerwowana.
-Ja mogę wszystko -odpowiedział pewny siebie.
Dupek.

Kolejny rozdzialik wleciał! 1030 słów ^0^ Miłego wieczorku. Pozdrawiam M.

The love that destroysWhere stories live. Discover now