✮13✮

1.6K 88 129
                                    

Dzisiejszy dzień był wolny, więc nie musieli iść do szkoły.

Koło godziny dziesiątej większość dopiero zeszła zjeść śniadanie. W tym Izuku i Katsuki.

Kiedy zjedli większość osób poszła do salonu i planowali, żeby razem gdzieś dzisiaj wyjść, korzystając z wolnego.

- Hmm... może... chodźmy razem na basen! Pościgamy się!- krzyknęła w pewnej chwili Mina.

- Tak, to świetny pomysł- odpowiedziała reszta no może poza Deku.

- Okej, chodźmy i tak wiadomo, że was rozpierdolę!- krzyknął Bakugo.

Deku chwilę rozglądał się, przypatrując się osobom z klasy, wszyscy wyglądali na zadowolonych, ale on przecież tam nie pójdzie... Jego przestraszony wzrok spoczął na chwilę na Bakugo, ale ten nie zwrócił nawet na niego uwagi, co wprawiło zielonowłosego w jeszcze większy smutek i panikę.

Chłopak po cichu ulotnił się z salonu i pobiegł do pokoju.

Klasa nadal rozmawiała o dzisiejszym dniu, wszyscy byli podekscytowani, co prawda niektórzy mieli już plany, ale cała reszta była chętna na wspólne wyjście.

Po jakiś dwóch minutach Bakugo zaczął się rozglądać w poszukiwaniu zielonej czupryny, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć.

Wstał i chciał już wychodzić, ale Kirishima to zauważył.

- Ej! Bakubro, a ty gdzie idziesz?

- Nie twój zasrany interes! Nie mam zamiaru siedzieć dłużej z taką bandą debili!

Po swojej odpowiedzi wyszedł z pomieszczenia i poszedł do swojego pokoju.

Rzucił okiem przez pokój, ale Deku nigdzie nie było. Spojrzał na drzwi od łazienki, były lekko uchylone, ale światło nie było zapalone. Po chwili wsłuchał się i usłyszał szybki, urywany oddech.

Następnie usłyszał jakieś szepty. Podszedł bliżej i uchylił bardziej drzwi i wsłuchał się.

- Je-jestem beznadziejny... jak ja niby mam z nimi iść na basen. Przecież... nie mogę tam iść bo... bo zobaczą moje ohydne ciało... Jak ja im się wytłumaczę... przecież na pewno zauważą, że mnie nie ma... co ja im powiem... przecież nie powiem "haha, jestem debilem, który się tnie i potrzebuje atencji"... Jestem nikim... przecież oni na pewno się domyślą... co ja mam zrobić... m-może wreszcie to zrobię? Z-zabiję się... Jeden nieudacznik mniej na zie- Bakugo nie mógł tego słuchać, wszedł do środka i ukucnął przed przyjacielem, jednak ten był w jakimś transie i nawet go nie zauważył. Chłopak dalej mamrotał pod nosem.

- Deku, DEKU!- blondyn potrząsnął jego ciałem, aby wreszcie zwrócił na niego uwagę.

Rozbiegany i przerażony wzrok Izuku spoczął na chwilę, przyglądając się czerwonym tęczówkom, by po chwili znowu opuścić wzrok.

Blondyn podążył za wzrokiem zielonowłosego i spojrzał na jego rękę, w której trzymał żyletkę, kolejną w ciągu kilku dni.

Jeżyk wyrwał ją z bladych rąk i spojrzał na niego wkurwionym wzrokiem.

- ILE, KURWA, RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻEBYŚ TEGO NIE ROBIŁ!? ILE, KURWA?! CZY DO CIEBIE KIEDYŚ DOTRZE, ŻE MI NA TOBIE ZALEŻY!?

- N-nie... nikomu na mnie n-nie zależy, k-kto by chciał takiego śmiecia jak ja? Nik-

- JA, KURWA! PRZESTAŃ, DO CHOLERY MÓWIĆ, ŻE NIKOMU NA TOBIE NIE ZALEŻY! MI ZALEŻY! JAKBYŚ, KURWA, NIE ZAUWAŻYŁ TO CIĘ KOCHAM I MARTWIĘ SIĘ O CIEBIE!

Z oczu Midoriyi zaczęły mocniej lecieć łzy, a jego ciało mocniej się trzęsło niż wcześniej, zanim Bakugo tutaj przyszedł.

- Cholera... Sorry, nie powinienem na ciebie krzyczeć- powiedział blondyn.

Zniszczyłem go..Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon