✮23✮

1K 61 86
                                    

Od śmierci Deku mijały kolejne tygodnie, Bakugo był bez życia. Był jak jakaś pusta skorupa, nie okazywał już żadnych emocji, totalnie zero- nic, już nawet się nie wkurzał, nie podnosił głosu, nie był agresywny, nie płakał, nie stresował się. Zachowywał się totalnie obojętnie wobec wszystkiego i wszystkich- nawet przyjaciół. Oczywiście ratował ludzi, nadal tak samo zaangażowany w bohaterstwo, bo czuł taki obowiązek i też dlatego, że to była chyba jedyna rzecz, dzięki której nie myślał o tym, że najchętniej by się po prostu zabił.

Kirishima wiedział, że nie jest z nim dobrze, strasznie mu brakowało jego przyjaciela, ale próbował już wszystkiego i nie był w stanie zrobić nic... Mimo tego, że Bakugo był obojętny, nadal pomagał mu w niektórych rzeczach, wysłuchiwał go i starał się zabrać od niego choć część tego ciężaru, który codziennie dźwigał. Przecież nadal był jego przyjacielem i był tego pewny na sto procent, że gdyba taka sytuacja przydarzyła się jemu, Bakugo bez zawahania zrobiłby dokładnie to samo dla niego.

Po prostu cieszył się z tego, że nadal jest z nim, że nie odszedł do innego świata za swoim ukochanym.

Wiedział też, że Katsuki już nigdy nie będzie taki sam i nie wróci do starego siebie, ale nie chciał go stracić i codziennie pokazywał mu to, że jest tu dla niego i zrobi wszystko, żeby go odzyskać. Jasne było to męczące, ale dla blondyna- opłacało się, mógł zrobić dla niego wszystko, byleby choć ostatni raz zobaczyć jego szczery uśmiech, usłyszeć śmiech lub żart z jego ust albo chociaż jakąś jego wypowiedź, która zawierała jakiekolwiek emocje.

Kirishima starał się przekonać Katsukiego do pójścia na terapię chyba z milion razy, ale blondyn za każdym razem odmawiał.

Jeżyk większość dnia przesypiał, czasem zwyczajnie leżał na łóżku, a innym razem wychodził na całą noc na miasto, gdzie szwędał się po okolicy, paląc papierosy i słuchając muzyki. Na każdy posiłek Eijro musiał go zaciągać prawie siłą, gdyby nie on pewnie by zapomniał, że trzeba w ogóle jeść.

Ten okres był straszny zarówno dla blondyna jak i czerwonowłosego.

Ground Zero przez cały czas utrzymywał się w rankingu na 1 miejscu i bez wątpienia nie było nikogo lepszego od niego. Nie było do niego nawet porównania.

                    Minęło kilka miesięcy, właśnie jestem na misji z wieloma innymi bohaterami. Rozbrajamy bazę pełną złoczyńców, na razie pokonaliśmy może połowę, której się tu spodziewaliśmy, część uciekła, ale większość daliśmy radę złapać.

Aktualnie przemierzam korytarz, który ma prowadzić do podziemi ich bazy, większość bohaterów jest nadal na górze.

Szczerze mam już dość bycia na ziemi, chciałbym wreszcie dołączyć do mojego kochanego nerda.

Jestem główno dowodzącym w tej misji, więc nie mogę teraz spierdolić. Dodatkowo jestem czołowym bohaterem i wzięto mnie tutaj, żebym rozprawił się z większością tych patałachów. Na tę misję powołano tylko nielicznych, tych najlepszych.

Rozpierdoliłem jakieś mocarne drzwi i wbiłem do środka. Ale jazda, no to teraz dopiero zaczyna się zabawa.

Spojrzałem przelotnie na całe podziemie zapełnione złoczyńcami i bez zbędnego zastanowienie zacząłem z nimi walczyć, nie przeszkadzało mi, że jestem sam na nich wszystkich, nie teraz, nie kiedy się tak świetnie bawiłem.

Moje wybuchy były wszędzie, parzyły ich po mordach i powalały ich bez większych problemów tak, że mdleli, i już później nie wstawali. 

Czerpałem z tego wielką satysfakcję, czego nie czułem już od bardzo dawna. Czerpałem przyjemność z każdego mojego ataku. To było niesamowite, a ich miny- bezcenne. To było przezabawne patrzeć na nich wszystkich, którzy myśleli, że mają jakiekolwiek szanse w starciu ze mną. Bawiłem się wybornie.

Zniszczyłem go..Where stories live. Discover now