Rozdział 6

32 3 75
                                    

Ciężkie westchnieni opuszcza pierś Mingyu, kiedy wychodzi z windy i idzie długim korytarzem, nawet nie patrząc w stronę recepcjonistek, które na jego widok rumienią się i coś sobie szepczą. Mężczyzna stara się ignorować to wszystko, co się wokół niego dzieje.

Bywało wiele dni, kiedy Mingyu nie miał ochoty przychodzić do pracy, w szczególności, kiedy nagle rozłożyła go choroba lub wrócił z imprezy zbyt późno i rankiem miękka poduszka i ciepła kołdra wydawały się tworzyć z nim jedność. Tamte chwile jednak nie mogą równać się z tym, co czuje teraz. Nawet przez myśl mu przeszło, by pójść na swoje pierwsze zwolnienie lekarskie, ale to oznaczałoby, że zostanie w domu z Dami, gdzie atmosfera będzie równie niezręczna, co w pracy.

— Mingyu, tu jesteś!

Mężczyzna wzdryga się, kiedy z zamyśleń wyrywa go głos Wonwoo, który pojawia się nagle na korytarzu. Podbiega prędko do Mingyu, poprawiając okulary na nosie i uśmiecha się delikatnie, co synowi prezesa jest dość ciężko odwzajemnić.

— Prezes zwołał spotkanie, by przekazać ważne informacje związane ze współpracą, jaką mamy nawiązać. Wszyscy już są i czekamy na ciebie — mówi, na co Mingyu cicho wzdycha.

Wygląda na to, że prezes Kim dość szybko wrócił do codzienności i w ogóle nie przejmuje się tym, że jego syn właśnie się ożenił. Fakt, że Mingyu ma żonę, która została w jego mieszkaniu jest tak dziwny, że mężczyźnie trudno do tego przywyknąć. To prawda, że nieśmiało myślał o ślubie, ale były to dość odległe plany.

W tym momencie to jednak nie żona jest najważniejsza, a firma i czekający prezes Kim, który nie lubi spóźnień. Tak więc Mingyu rusza z Wonwoo, chcąc mieć to już za sobą.

W dużej sali znajdują się już wszyscy pracownicy odpowiedzialni za nowy projekt. Połowa z nich to nieroby, którzy całe dnie grają w pasjansa na komputerze i Mingyu aż nie może się doczekać, kiedy ojciec przepisze mu firmę, bo w końcu będzie mógł postawić ją na nogi. To on odwala najwięcej pracy, a prezes i tak go ochrzania. Należy zakończyć tę niesprawiedliwość, ale zanim to nastąpi, potrzeba cierpliwości, której Mingyu zaczyna pomału brakować.

Wszyscy obracają się w stronę syna prezesa, który tylko kiwa głową i ściskając mocno w dłoniach ramię swojej torby, staje na samym końcu. Z pewnością jego ojciec nie powie niczego, czego by nie wiedział.

— Jesteśmy w komplecie, więc mogę zaczynać — mówi prezes, uśmiechając się, na co pracownicy kiwają głowami, szczerząc się, jakby oczekiwali, że dostaną premię.

Mingyu siada półdupkiem na krawędzi biurka, udając, że słucha jakże emocjonującej i zagrzewającej do boju przemowy ojca, w której porównuje firmę do organizmu, a nawet do rodziny, co jest komiczne, zważywszy na to, że prezes nawet własnego syna nie traktuje jak członka rodziny. Po przejęciu i niemal wzruszonym spojrzeniu pracowników, Mingyu wie, że ckliwe słowa jego ojca musiały do nich trafić. Albo po prostu udają, że słuchają, licząc na premię lub awans.

— Chciałbym również podzielić się bardzo dobrą wiadomością.

Mingyu unosi głowę, patrząc na ojca, który aż trzęsie się z ekscytacji i mężczyzna aż marszczy brwi, zastanawiając się, co to za dobra wiadomość. Z tego, co wie, jeszcze nie podpisali kontraktu. Spotkanie z inwestorami ma się dopiero odbyć za kilka dni, więc ten nagły entuzjazm musi brać się z czegoś innego i aż strach myśleć, z czego.

— Ostatnie dni były dość ciężkie dla nas wszystkich, ale nawet podczas pochmurnych dni, może pojawić się promyk słońca — mówi prezes, na co Mingyu cicho prycha, zastanawiając się, czy jego ojciec przypadkiem nie znalazł tego tekstu w internecie.

YuanfenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz