Część 5

1 0 0
                                    

,, Praca jest absolutnym przywilejem człowieka i materialną podstawą jego rozwoju''

,, Pradzieje człowieka'' Josef Wolf i Zdenek Burian , 1982



Rozdział 5

Nauki ojca

Dnie w naszej wiosce potrafiły mijać bardzo szybko. Zaraz po śniadaniu szedłem z ojcem nakarmić nasze świnie, konia, którego nazywaliśmy Gniady, no i nasze kurki, żeby nie zapomnieć o Mućce. Początkowo nie mieliśmy tego wiele. Ojciec z całą pewnością sam by sobie poradził, ale wciąż powtarzał, że jego pierworodny syn musi znać męskie obowiązki, aby później będąc dorosłym móc je solennie wypełniać.

Pierwszym naszym zadaniem było pójście do parnika i uparowanie dwóch wiader ziemniaków, które potem mieszało się z ospą, aby nasze świnie rosły zdrowo i miały dużo mięsa, którym się potem będziemy zajadać. To troszkę trwało, gdyż ziemniaki musiały przynajmniej małą godzinę się parować, aby były miękkie. Więc, gdy one się parowały ojciec przeważnie gdzieś znikał i jak zwykle ja je miałem pilnować. Potem powracał i gdy już były uparowane wrzucaliśmy je razem do starej wanny, aż całe pomieszczenie było zamglone i gorące, następnie dodawał do nich miskę ospy i ugniatał taką eską, która zaraz mieszała jedno z drugim. Czasami zamiast eski używał do tego takiej sieczkarki. Nie wiedziałem jak to nazwać, bo był to długi na metr i gruby kij, gdzie na samym końcu miał cztery ostre końcówki, niczym dwa ostrza wzięte z haczki mamy i ułożone na krzyż. Tym właśnie krajał i mieszał jednocześnie.

Tata pokazywał mi jak to się dokładnie robi i potem to mi dawał, abym próbując nauczył się tej pracy i wykonywał ją tak doskonale jak on. Potem znów wychodził na moment, a ja podkradałem wtedy uparowane ziemniaki i zdzierając z nich skórkę zjadałem je takie gorące i pyszne. Bywało jednak, że ojciec stawał przy mnie i uważnie patrzył jak pracuję eską, czy też sieczkarką, no i wtedy zawsze musiałem tylko obejść się smakiem. Choć bywało i tak, że gdy ojciec znikał na trochę ja, chowałem ich parę za starymi gratami, które leżały w parowniku zajmując jedynie miejsce i po pracy z ojcem wracałem po nie i jadłem zimne. Niestety nie smakowały już jak te gorące i pachnące, ale też były dobre. Przynajmniej dzięki nim nie musiałem chodzić głodny, bo zjeść dopiero mogłem, gdy mama wracała z pracy.

Raz pamiętam, jak bez pytania wziąłem jednego ciepłego ziemniaka przy ojcu i już zacząłem zdzierać z niego skórkę, kiedy ojciec spojrzał na mnie groźnie i mógłbym przysiąc, że widziałem w tych oczach diabła. Patrzył na mnie jakbym jakieś złoto mu sprzątnął sprzed nosa.

- Zostaw to!- Krzyknął, a ja z przerażenia upuściłem ziemniaka na ziemię. -Czy ktoś kazał ci to zjadać?- Pytał ze złością i podniesionym głosem.

- Nie tato, ale chciałem tylko spróbować- mówiłem cicho z przerażeniem w oczach.

- Nie wolno ci tego jeść! Przecież to dla świń! Wiesz dobrze, że muszą dużo jeść, by mogły dać nam swoje mięso i nasycić nasze żołądki! Czy pomyślałeś choćby przez moment, że jeżeli nie urosną jak trzeba, to nie będziemy mieli co włożyć do garnka?

- Ale tatusiu, ja tylko chciałem spróbować jednego małego ziemniaczka...- odpowiadałem jak najciszej.

- Więc i ty dostaniesz na śniadanie jedną kanapkę mniej. I będziesz wtedy najedzony?

Mrużył oczy, a po brodzie ciekł mu pot, albo ślina.

- Nie tato. Masz rację, nie będę wtedy najedzony...- Dodałem pospiesznie, aby jakoś się ratować przed jego gniewem.

Nie patrzyłem wtedy ojcu w oczy, gdyż bardzo wystraszył mnie ten jego ton. Nigdy jeszcze tak do mnie nie mówił, żeby nie powiedzieć krzyczał. Czy na prawdę ten jeden jedyny ziemniak mógł sprawić, że świnki urosną mniej? Czy to było aż tak ważne? Przecież miały dla siebie dwa całe duże wiadra ziemniaków, no i jeszcze całą miskę ospy, więc czy ten jeden mały ziemniaczek mógł coś zmienić?

- Patrz na mnie jak do ciebie gadam!- Nagle wrzasnął.

Spojrzałem na niego przestraszony i nie świadom, co miało nastąpić za chwilę. On natomiast złagodniał i poczochrał moje włosy na głowie. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć.

- Teraz będziesz już pamiętał, tak?- Zapytał łagodnym głosem, który zupełnie nie pasował do tej sytuacji.

- Tak tato, nie zapomnę- odpowiedziałem nie spuszczając z niego wzroku jak mu obiecałem.

- No. To teraz dokończ robotę, a ja zaraz przyjdę.

- Tak tato.

Wziąłem natychmiast ten kij z ostrymi końcówkami i póki ojciec jeszcze stał zabrałem się do szybkiego mieszania i rozdrabniania tak ważnego pożywienia dla świń. Od tego czasu już nigdy nie wziąłem żadnego ziemniaka, oczywiście przy ojcu, bo ja przecież też musiałem coś jeść. To był dopiero początek naszych, choć bardziej wolałbym nazwać moich, obowiązków.

A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem...Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora