Część 18

1 0 0
                                    

,, Wreszcie w ostatniej (tj. młodszej) fazie epoki kamienia, w neolicie, człowiek nauczył się sporządzać z odłamków skalnych- przez piłowanie, wiercenie, szlifowanie i polerowanie- znakomite topory, siekiery, młotki i maczugi, umocować za pomocą smoły ostrza z rogowca w drewnianych oprawach i używać jako sierpy, wypalać gliniane naczynia, przede wszystkim zaś uprawiać rośliny i hodować zwierzęta''

,, Pradzieje człowieka'' Josef Wolf i Zdenek Burian, 1982


Rozdział 18

Obiad

Czas szybko płynie zawsze wtedy, gdy chcemy by coś trwało wiecznie, a wlecze się, gdy bardzo chcemy, aby coś było już za nami. Tak zawsze było i tak zawsze będzie. Żaden z nas nie jest w stanie tego zmienić, choć bywają i tacy, co nadal próbują go zatrzymać. Mój czas tęsknoty za Tobim będzie trwał wiecznie prawie zupełnie jak czas picia ojca. Słusznie mówi ten, że ludzi nie da się zmienić, póki sami tego nie zechcemy i tak też było z moim ojcem. Jego czas niepicia był zupełnie ograniczony i tylko ja złudnie wierzyłem, że może trwać dłużej niż dotychczas. Oszukał nas, choć przecież nie po raz pierwszy, a mimo to nadal bolało i nadal było mi przykro, że w niego uwierzyłem, a on nas zawiódł. Czy miałem prawo go za to nienawidzić? W moim mniemaniu tak, bo niszczył tym samym nas i naszą przyszłość. Czy nienawidziłem go do cna? Otóż nie. Byłem na niego wściekły, rozżalony, bo zaufałem mu jak dziecko, którym przecież byłem.

Dzień, w którym moje nadzieje zostały zburzone będę pamiętał zawsze. Chwilę, kiedy to oznajmił nam, że przecież inni też piją, więc po cóż on miałby zaniechać swojego dawnego życia? Twierdził, że należało mu się coś więcej niż tylko prace domowe i gospodarka, w której i tak już nie robił. Jak ja dziękowałem Bogu, że w porę żeśmy zakupili cementy i pustaki, bo później już by nie było nas na to stać.

Ojciec nie chwalił nam się, od kiedy tak faktycznie znów powrócił do dawnego życia. Sam jedynie zauważyłem, że po powrocie z pracy jego cały asortyment był zawsze z nim, a gdy mama wracała z pracy, bo przepadały jej popołudniówki, to zazwyczaj było już po wszystkim. Na próżno mama stawiała dla niego na stole nasze kolacyjne obiady, bo i tak ich nie jadał. Twierdził, że jest pełny, a poza tym obiady w porze kolacji nie są wskazane. Jakże przykro się wtedy mamie robiło, bo cóż mogła poradzić na to, że taka zmiana jej akurat przypadała? Miała rzucić pracę, abyśmy mieli obiad na czas? A nie pomyślał, że to właśnie dzięki niej stać nas na te obiady, bo jego pieniądze znów były przepijane. Widział on tylko same złe rzeczy, a na swoje winy przywdziewał klapki na oczy, które miałem nadzieję, że kiedyś mu się odbiją.

Raz pamiętam jak mama kolejny dzień z rzędu zapytała go czy zje z nami obiad, a on podpity siedząc pod oknem bełkotał, że ma sobie sama go zjeść, bo on byle, czego to jadł nie będzie, chociaż były wtedy kluski śląskie z sosem i żeberkami. Gapił się w studnię jak zahipnotyzowany nawet na mamę nie patrząc. Mama postała tak przez moment, ale jedynie była świadkiem kolejnych łyków piwska, które wciąż służyło mu za jedzenie. Skoro powiedział, że nie chce, to mama rozdzieliła ten obiad na nas czterech, bo szkoda było, aby się zmarnował. Jakiż szczęśliwy byłem, kiedy mama dała mi dwa żeberka mówiąc, że to mnie one najbardziej się należą. Zjadłem je z przeogromnym apetytem i czułem się jakby moje podniebienie sięgnęło nieba i pozostało tam przez chwilę. Każdy kęs był starannie przeżuty, a każdy łyk dobrze przemyślany, aby czasami nie najeść się za szybko i nie spojrzeć w pusty talerz, który nie wiadomo było, kiedy znów się zapełni. Pomogłem po obiedzie mamie pozmywać, a Anka powycierała talerze do sucha. Ojciec wtedy wkroczył pijańskim krokiem do domu i zasiadł przy stole z butelką piwa już prawie pustą.

A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem...Where stories live. Discover now