ROZDZIAŁ 12

948 52 52
                                    

#deathmatchwatt on twitter

POV HARVEY

Bardzo rzadko się czymś stresowałem. Pomimo, że moje życie opierało się na wielu niewidomych, ciagle żyłem na granicy i uderzało we mnie wiele przykrych sytuacji. Od małego zdążyłem nauczyć się jak opanować stres. Pracowałem od młodych lat, a w wieku dwudziestu jeden lat na moich barkach została dołożona inwestycja na masową skalę.

Prowadzenie sieci restauracji mogło wydawać się banalne, ale takie nie było, przynajmniej dla mnie. Codziennie byłem zasypywany paroma telefonami lub wiadomościami dotyczącymi moich restauracji w całym stanie Kolorado. Tam się ktoś zwolnił, tu ktoś chce wolne, dokładały się do tego rachunki, wypłaty i inne gówna. Miałem dość.

Jednak zostałem postawiony pod murem. Byłem jedną osobą, która oczami mojego ojca zasługiwała na Vanity. W jego oczach byłem idealny. Landon przepadł już pare lat wcześniej, związując się z Clarie. Gdy w życiu mojego starszego brata pojawiła się miłość i kobieta, mój ojciec automatycznie przepisał każdy możliwy dokument na mnie.

O dziwo w ten piątkowy wieczór, kiedy dochodziła godzina osiemnasta stres w moim organizmie zasiadł na dobre. Od ponad godziny wcześniej zacząłem czuć dziwne, mało znane mi uczucie. Przebrałem się dwa razy, bo oblałem bluzę wodą, a druga była pognieciona. Wypaliłem trzy papierosy i nie wiedziałem co z sobą zrobić. Miałem multum maili w skrzynce, mogłem zająć tym głowę przed wyścigiem. Postanowiłem zrobić coś innego. Coś kompletnie nie w moim stylu.

Chciałem się z nią zobaczyć. 

I tego nie rozumiałem. Rano miałem dziwną potrzebę zobaczenia jej twarzy. Wszedłem do jej pokoju i zostawiłem kupione przeze mnie tabletki na ból głowy. Dziewczyna odpłynęła wieczór wcześniej i spała jak zabita. Jej czarne włosy leżały na poduszce, a opalona twarz wyglądała tak delikatnie i spokojnie podczas snu. Wtedy napisałem tego cholernego sms'a. I nie wiedziałem czy miałem żałować, czy co innego.

O równo osiemnastej usłyszałem pukanie do drzwi. Odetchnąłem głęboko zamykając na chwile oczy. Musiałem się opanować. Poprawiłem bluzę i otworzyłem drzwi.

Na korytarzu stała ona. Patrzyła na mnie tymi dużymi niebieskimi oczami. Miała na sobie niebieski, koronkowy gorset, który podkreślał idealnie jej biust i szerokie ciemne jeansy. Wyglądała naprawdę ładnie. Jej czarne włosy opadały na nagie ramiona i były staranie pofalowane.

— Jestem — odezwała się. Vesper poprawiła dół gorsetu i popatrzyła na mnie wyczekująco. Może faktycznie moja reakcje była nieco opóźniona, ale doskwierało mi dziwna chęć zapamiętania jej wyglądu.

— W porządku, możemy iść — oznajmiłem.

Zjechaliśmy windą na dół, a następne wsiedliśmy do wynajętego wcześniej samochodu, który stał przed hotelem. Do wyścigu zostało około pięć godzin, ale na miejscu mieliśmy być dużo wcześniej. Jednak znalazłem czas na chwilę z nią.

— Gdzie jedziemy? Myślałam, że wyścigi są dużo później — zapytała. Carter gadała non stop. Jej negatywem było to, że jej usta potrafiły się nie zamykać. Na początku naszej „znajomości" było to tak irytujące, że miałem ochotę wypierdolić tą dziewczynę za okno, ale z czasem nauczyłem się opanowywać emocje i po prostu się wyłączać.

DEATHMATCHWhere stories live. Discover now