XIV

1.8K 43 14
                                    

UWAGA POJAWIĄ SIĘ SPOJLERY/SPOJLER Z RODZINY MONET TOM 2 CZĘŚĆ CHYBA 2, ALE NIE JESTEM PEWNA. SYTUACJA BĘDZIE BARDZO PODOBNA DO TEJ Z Vince'm. Przepraszam za błędy ortograficzne.

Przez resztę czasu, który spędziłam w szpitalu bracia mnie bardzo pilnowali. Nie byłam sama nawet przez sekundę.

Po powrocie do domu cały czas myślałam o mamie i babci, strasznie za nimi tęskniłam. Postanowiłam poprosić Vince'a żebyśmy pojechali, ale jednak bałam się, że się nie zgodzi. Pamiętałam dokładnie co się stało ostatnim razem gdy tam byłam. Skierowałam się do kuchni gdzie odnalazłam Vincenta, siedział też tam Will. Rozmawiali o czymś, ale gdy mnie zobaczyli ich wzrok padł na mnie.
-Vince...Czy...Czy mogłabym pojechać na groby mamy i babci?- Zawstydziłam się, Vince się bardzo zdziwił i chyba chciał coś powiedzieć. Otworzył usta, ale szybko je zamknął. Nie mówił chyba Willowi o tamtej sytuacji.
-Wiesz droga Hailie...jestem...jestem bardzo zajęty- Wypowiadając ostatnie słowa zawahał się i podrapał po brodzie. Nie chciał mnie tam zabrać.
-Ja z tobą pojadę malutka- Will uśmiechnął się i mnie przytulił.
-W porządku, wyjedziecie jutro, o 8:20 macie samolot.- Vince się trochę Zdenerwował, ale starał się tego nie okazywać.- Will musimy pogadać, zapraszam do biblioteki.- Wiedziałam, wiedziałam, pewnie teraz będzie rozmawiać o tym z Willem. Mam nadzieję tylko, że nie zrezygnuje z podróży.

WILL

Udałem się za Vince'm w stronę biblioteki, ale nie rozumiałem czemu. Gdy doszliśmy na miejsce Vincent wskazał podbródkiem miejsce gdzie mam usiąść.
-Coś się stało?- Zapytałem.
-Właściwie to tak.- Nie wiedziałem co. Może coś się stało w pracy?
-Hym? Coś w pracy?- Moje spojrzenie było lekko przerażone.
-Nie, nie spokojnie. Chodzi o Hailie....- O co mogło chodzić, a no tak!
-Vince? Czemu powiedziałeś, że jesteś zajęty? Przecież masz 4 dni wolne.- Nie byłem pewny, dlaczego oszukuje naszą siostrę.
-Will, bo wiesz...Nie mówiłem Ci, ale gdy ostatnim razem byłem z nią w Anglii. Bardzo nie chciała wracać z nagrobka. Podrapała mnie, pokopała  i poszarpała. Nie chciałbym żeby ta sytuacja się powtórzyła.
-Ahhh...Wiem, wiem, ale przecież prędzej czy później i tak będzie musiała tam jechać....- Starałem się bronić Hailie.
-Jasne Will. Chciałbym żebyś był dla niej tylko wyrozumiały.- Vincent odetchnął I pokierował się w stronę wyjścia zostawiając mnie w środku samego. Reszta dnia minęła spokojnie. Tylko nie widziałem Hailie na obiedzie, a ni kolacji. Wiedziałem, że musi się przygotować na wyjazd więc do niej nie zaglądałem i kazałem chłopakom na razie się nie przejmować.

*Jutrzejszy dzień godzina 5:10*

HAILIE

Czekałam w kuchni już chyba ze 3 godziny. Co prawda nie jadłam śniadania i wolałam tego nie zmieniać, ale nie mogłam spać. Brzuch mnie strasznie bolał. Nocy nie przespałam, bo cały czas płakałam. Oczy miałam całe mokre od łez. Miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważy, starałam się głowę trzymać jak najniżej i nie wychylać się za bardzo. Usłyszałam kroki na schodach. Gdy kontem oka ujrzałam Willa schowałam głowę bardziej.
-Cześć- Szepnęłam, głos też miałam jakiś inny. Bałam się, że Will to zauważy, ale na szczęście tylko odpowiedział, zdjął kluczyki z półki i gestem ręki kazał mi zakładać buty. Musieliśmy wyjść o 5:20, bo na lotnisko jedzie się około 2 godziny. Will też podobno przewidział jakieś korki i przystanki. Samolotem mieliśmy jechać około 4 godzin. (niewiem ile się jedzie do Anglii
z tąd więc no)
W samochodzie usiadłam z tyłu i patrzyłam w szybę.
- Zrobimy sobie przystanek okej? Zjemy coś, wypijesz coś ciepłego.- Will Starał się jak mógł, ale mi to nie pomagało. W pierwszej chwili chciałam użyć słów, ale mój głos był pewnie już tak piskliwy, że musiałabym się tłumaczyć Willowi, więc tylko pokiwałam głową. Will tylko położył rękę na moich ramionach i poprowadził do restauracji. Mieliśmy jeszcze dużo czasu, bo była chyba chodzina 6:50. Nie miałam ochoty nic jeść, a ni pić. Gdy weszliśmy do środka Will odsunął mi krzesło, które po chwili zajęłam. Od razu ukryłam twarz w rękach, ukrywałam tylko fliknięcia nosem żeby nikt nie słyszał. Wiedziałam, że Will wie, że płacze, ale stara się nie drążyć tematu. Nagle pani kelnerka przyszła, przypomniałam sobie po co tu przyszliśmy i od razu chciało mi się bardziej płakać, chociaż nawet niewiem czy dałabym radę.
-Co chcesz Malutka?- Zapytał z troską Will.
-Nic- Starałam się powiedzieć to najciszej jak się dało, ale i wyraźnie żeby Will nie słyszał w moim głosie płaczu. On tylko wzdechnął i jego oczy powędrowały na mnie.
-Ehh....Poproszę burgera, rybę i makaron z sosem.- Czułam, że nie odrywa wzroku odemnie i tylko czeka aż kelnerka sobie pójdzie.
-Malutka...- Wypowiadając te słowa wstał, złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie żebym usiadła mu na kolanach. Zrobiłam to, a on przytulił mnie mocno do siebie, głaskał po włosach i przejeżdżał też palcem lekko po moim policzku.
-Nie płacz....twoja mama by tego nie chciała...- Skąd on wiedział? Czyli albo moje starania ukrycia bólu nic nie dały albo Vince opowiedział wszystko Willowi. Wtuliłam się w niego i starałam powstrzymać łzy. Za często płakałam to było wiadome. Will mnie podniósł jak małe dziecko i przesunął krzesło w jego stronę gdy zobaczył kelnera z gotowymi daniami.
-Chodź, musisz coś zjeść- Will delikatnie posadził mnie na krześle i pocałował w czubek głowy. Nie uśmiechało mi się to, strasznie wolno jadłam. Gdy Will już kończył swoje danie, wydawałoby się, że ja nawet nie zaczęłam. Zrobiłam gryza i dalej już nie mogłam wcisnąć nawet kawałka, dlatego odstawiłam talerz na bok. Posłałam mu tylko błagające spojrzenie i go przytulałam.
-W porządku jak dojedziemy do hotelu tam zjesz- Był wyrozumiały i poszedł wynieść talerze. Wyszliśmy z restauracji i jechaliśmy dalej na lotnisko. Przeszło mi już trochę, ale dalej się nie odzywałam. Dojechaliśmy już 10 minut przed pojawieniem się samolotu. Cały czas stałam przytulona do Willa, było strasznie zimno i padał duży śnieg. Pewnie gdyby nie to, że Will mi to już wcześniej obiecał to nawet by nie pomyślał o wycieczce. Czekaliśmy jeszcze chwilę, ale w końcu przyleciał samolot. Był prywatny co nam oszczędziło pokazywania biletów, których z resztą nie mieliśmy. Podróż mijała nam spokojnie. Do czasu. Brzuch zaczął mnie strasznie boleć. Nie chciałam robić problemu, więc nic się nie odzywałam, ale potajemnie starałam się kulić i trzymać za brzuch. Wiedziałam, że jeżeli powiem to Willowi to nie pozwoli mi iść na grób. Cały lot prawie przespałam, ale cieszyłam się z tego, bo ból brzucha nadal nie ustąpił.
Podczas wysiadania zawahałam się.
-Hej? Wszystko okej?
-Tak, jasne- Skłamałam i ruszyłam dalej. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na cmentarz. Całą drogę zajęła nie komfortowa cisza. Czułam, że Will chce coś powiedzieć, ale nie wie co.

Przy nagrobkach siedziałam już chyba ze 3 godziny. Śnieg nie ustąpił, a ja byłam cała mokra, gdy chciałam kolejny raz zapalić zgłaszającą się świeczkę czapka spadła mi z głowy, nie miałam kaptura. Ukucnęłam i starałam się unikać wzroku Willa, bo gdyby zobaczył moją głowę od razu kazałby wracać.
-Malutka wracamy- No i nie myliłam się. Odsunęłam się o krok. Nie chciałam robić takiego cyrku jak ostatnio z Vince'm, ale nie chciałam jeszcze iść.
-Jeszcze nie- Byłam bardzo pewna siebie, nie widziałam miny Willa, ale chyba wiedział co się zaraz stanie.
-Jeszcze...- Nie dokończyłam, bo Will zbliżył się do mnie o kilka kroków.
-Chodź, bo się zimno robi. Nie masz czapki?- No i zauważył, super.
Ukucłam ( idk jak się pisze
to słowo ) i dalej się odsuwałam. Willowi się to nie spodobało. Wystawił rękę żeby mnie podnieść, ale ja tylko spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie ma mowy!- Chyba trochę był zły. Łzy zaczęły lecieć mi do oczu. Jego głos był głośny i pewny siebie, przestraszyłam się. Odsunęłam się jeszcze bardziej, a gdy Will zorientował się, że to przez niego od razu podrapał się po czole.
-Hej...przepraszam...Nie chciałem...- Nawet jeśli nie chciał to Krzyknął i nadal się bałam, Przecież Will nigdy na mnie nie krzyczy... Moja twarz była mokra od łez, a ubranie od śniegu. Tak bardzo się cofałam przed nim, że nie zauważyłam stopnia za mną. Upadłam na kolana. To jedno, na dole była wielka kałuża. Teraz byłam jeszcze bardziej mokra. Przytuliłam nagrobek tak jak tamtym razem gdy byłam z Vince'm.
-Chce do mamy

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now