Azuka ma połamane skrzydła po tragicznym starciu z wężowym demonem Tangu. Gdyby nie pomoc generała Iniro - wspaniałego dowódcy wojsk Herolda, pewnie umarłaby samotnie gdzieś na ziemiach Wodnego Królestwa. Na szczęście los się do niej uśmiecha po tym...
⋟⋟ Lubię ten rozdział, bo w nim relacja Azuki i generała krystalizuje się, jako niezwykle urocza. Kilka fragmentów łapie mnie za serducho. Mam nadzieję, że Was też. <3 Nie jestem pewna natomiast, czy moja kreacja świata jest na tyle obrazowa i nieprzytłaczająca, że wszystko rozumiecie. Dajcie znać po przeczytaniu, jakie macie wrażenia na ten temat. Będzie to dla mnie bardzo pomocne. Jeżeli uważacie, że jakaś kwestia wymaga dopracowania, jestem otwarta na uwagi. <3
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
#whitebirdiewatt
⋞⋟
Zapadł wieczór i ulice pojaśniały od pobliskich latarni, które kołysały się na wietrze, zawieszone pod dachami domów oraz stoisk.
Mimo później pory życie wciąż toczyło się gwarnie, a drogą wędrowały tłumy kolorowych szat, wzniecając mieszaninę głosów.
Azuka błąkała się wśród nich bez celu z jednym, widocznym skrzydłem, raz po raz wpadając pod czyjeś nogi, przepraszając gorliwie, gdy spoglądała w oczy niezadowolonych przechodniów.
Amonara pełniła rolę nie tylko jednego z podniebnych miast w Królestwie Wiatru, ale także stanowiła centrum wojskowego życia. Kręciło się tu od groma umundurowanych żołnierzy, militarnych dostojników i cesarskich kanclerzy zbrojnych, przybyłych prosto z najwyższych niebios, którzy przemykali między lewitującymi skałami Amonary, jakby byli u siebie.
To zaś dawało rozkwit dla ulicznych kurtyzan, kusząco wachlujących się na progach burdeli z nagimi łydkami wysuniętymi spod jedwabnych szat. Opromienione pomarańczową łuną latarenek wystawały wieczorami, nie bacząc na zimno ani nudę.
W większości były to kruche wróblice o czarno-żółtych, małych skrzydłach, którymi trzepotały powabnie, chichocząc z czegoś, co szeptał im wiatr.
Azuka czuła delikatny zapach piżma, dobywający się z domów uciech oraz śmiechy podchmielonej gawiedzi w środku.
Bała się.
Całe swoje ośmioletnie życie spędziła za bezpiecznymi murami ojcowskiego domu. Nie wychodziła poza nie bez piastunki bądź bez lektyki, która dawała przyjemne schronienie.
Pierwszy raz była sama i nie wiedziała, dokąd mogłaby pójść. Nie wszystkie części Amonary były też dostępne dla duchów takich, jak ona - pozbawionych sprawnych skrzydeł. W niektóre rejony można było dostać się jedynie za pomocą lotu. Wędrowała więc bez celu mostami, łączącymi lewitujące skały i z każdą godziną zapuszczała się coraz dalej od domu.
Wiatr wzmagał się zimniejszy i dotkliwszy, a ona czuła ponad to, że ktoś ją śledzi.
Nie miała pojęcia, jak zawędrowała do dzielnicy uciech. Od domowej służby czasami słyszała o tej części miasta i w większości były to rzeczy zbyt straszne dla dziecięcych uszu.