9. Pudełko

380 21 0
                                    

Hermiona przeciągnęła się w swoim łóżku, jej ręce i nogi rozłożyły się jak rozgwiazda. Od dawna była koneserem dekadencji spania całkowicie samotnie, ale stwierdziła, że ​​przyjemność została zepsuta przez silny niepokój skrzący się w jej żołądku.

Świt przeszedł do światła dziennego, zanim dotarła do swojego pokoju i opadła na prześcieradło, chłodna i napięta pod wojskową ostrością zaszewek w koszuli Grixa.

Jej wyczerpanie dotyczyło zarówno umysłu, jak i ciała, i pomimo światła wpadającego przez otwarte okiennice pogrążyła się w mroku tak namacalnym jak woda w letniej kąpieli.

Kiedy układała głowę to w jedną, to w drugą stronę – składając i poprawiając poduszkę, obracając ją i przewracając, a potem siebie – w serce kłuły ją ciarki rozpaczy, a każde z nich przypominało o błędzie, który popełniła poprzedniej nocy przez ślepotę i roztargnienie.

Zwodnicza kieszeń; błędnie dostarczone notatki; niewinni ludzie zostali wprowadzeni w błąd.

Wyobraziła sobie Zmieniacz Czasu leżący w torbie ze sznurkiem pod krzakiem kamelii. Potem przypomniała sobie, jak w chwili seksualnego pożądania szarpała się za starannie zaciśnięte więzy, które przez lata były wiązane w ten sam sposób. Jak Draco, posłuszny brat, którym był, poluzował jej gorset.

Jej umysł postawił to wszystko przed sobą, jakby to była sztuka. Kiedy już przećwiczyła scenę balu ku własnej satysfakcji, zajęła się błędami z poprzedniego tygodnia, potem cofnęła się do jej rozstania z Ronem, do przodu przez kolejne tygodnie i tak dalej.

W kulminacyjnym punkcie, ostatnie sześć lat jej życia stało ramię w ramię wzdłuż linii proscenium sceny niczym rzymscy łucznicy, napinając łuki z nieodwracalnym żalem i przeszywając ją salwą wyrzutów sumienia.

Było jej zimno, ale była zbyt zmęczona, by wstać i znaleźć rozwiązanie. Zamiast tego zacisnęła oczy mocniej, niż było to pomocne, i spędziła poranek, kopiąc pościel w konwulsjach opóźnionego zażenowania. Drżąc, pociągnęła ją z powrotem, minuty ciągnęły się w przebiegłym oszustwie, tak że każda z nich ciągnęła się dziesięć razy dłużej, niż powinna.

Wczesny lipcowy dzień za jej oknem był obraźliwie piękny.

Przy południowej ścianie chaty rósł powojnik, wyciągając ramiona po szarych kratach. Z ciekawości zwinął się wokół okna Hermiony, przesunął palcami po parapecie i nasycił pokój migdałowym zapachem swoich gwiaździstych kwiatów. W dębie tuż za nim para rudych wiewiórek w pomarańczowym płaszczu i czubatych uszach wspinała się po ciężkich gałęziach, obrażając się nawzajem i głośno drapiąc korę w biegu, drwiąc z niej swoją czujnością i dobrym humorem.

Nienawidziła ich wszystkich: gburowatych wiewiórek, pachnących kwiatów winorośli, świeżego słoika z żółtymi różami na parapecie i przygnębiającej jasności obojętnego słońca.

Wyczerpana i odrętwiała, zostawiła tabakierkę w pokoju Draco, porzuconą jak przerażający przycisk do papieru na małym stoliku obok jego łóżka.

Wtedy się tego nie bała. Ale po przeciwnej stronie podestu, z zamkniętymi powiekami, patrzyła, jak migocze, jak budzi się do życia i wyrywa go jej ramionami niewytłumaczalnego ognia, rzuca go przez szczeliny we wszechświecie na żyzne i niezidentyfikowane pola i traci go tam na zawsze.

Gdyby tak się stało, byłaby zmuszona iść i go sprowadzić.

Seria nieudanych poprawek uniosła chłodną stronę jej poduszki, potem ciepłą i znowu chłodną. W końcu, popychana nerwowym dyskomfortem i nie chcąc spędzić reszty życia uwiązana do Zmieniacza Czasu w poszukiwaniu go, wstała z okropnego rozczarowania, jakim stało się jej łóżko, i otuliła się szlafrokiem.

Miłość i inne historyczne wypadkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz