13. Powrót

651 35 0
                                    

Jakby jej umysł był obiektywem fotograficznym trzymanym blisko obiektu, rama świadomości Hermiony wypełniła się pustką wraz z naciskiem ust Draco na jej własne. Ponieważ jej zdolność do zorganizowanego myślenia była mocno ograniczona, pozwoliła mu zmonopolizować swój oddech. Jej zaniedbania sprawiały mu ból, a jego dotyk zdradzał ślady frustracji. Chociaż jego dłonie delikatnie obejmowały jej twarz, pocałunek był niepohamowany, niemal ostry. Ciepło i intensywność, które się za tym kryły, zachwiały jej równowagą i przekształciły ją w euforyczną anarchię. Po raz pierwszy zrozumiała, jak wszechstronnie oddałaby mu się, gdyby poprosił.

Po chwili jego postawa złagodniała, a jego usta stały się delikatne. Westchnął głęboko, po czym odsunął się i spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Przepraszam - powiedział. - Powinienem był zapytać.

To była drobna przerwa w ich styczności – tylko mrugnięcie oka – ale stworzyła szczelinę, przez którą świat mógł się przesączyć. Pogłaskał ją po karku i zanim zdążył ją ponownie pocałować, Hermiona cofnęła się.

- Nie chciałaś, żebym to zrobił? - zapytał.

- Ja... - Hermiona zerknęła na domek; na szczęście Grix odsunął się od okna. Dotknęła palcami ust. - Potrzebuję... – Zrobiła kolejny krok i wyciągnęła rękę. - Tylko... pięć minut.

Nie dając mu żadnych wyjaśnień, pospiesznie przeszła przez bramę ogrodową i po rozważeniu leśnych ścieżek biegnących po obu stronach zdecydowała się iść prosto, wąską ścieżką prowadzącą do lasu.

Draco zawołał za nią.

- Hermiono?

- Pięć minut. - Zebrała spódnice i niezgrabnym galopem ruszyła szlakiem jeżyn. Dwukrotnie ciernie zaczepiły jej sukienkę, zmuszając ją do poprawiania jej w biegu.

- Hermiona!

- Pięć minut! - powtórzyła. Z własnej woli jej ręce przeniosły się na stanik i wyjęły Zmieniacz Czasu.

- Hermiona!

Odpięła koronę, a kiedy schowała się pod gałęzią, wypowiedziała pierwszą jednostkę czasu, jaka przyszła jej do głowy.

- Hermiona! - krzyknął. - Nie...!

Reszty nie słyszała.

Zmieniacz obrócił się, a powietrze wokół niej zadrżało.

Słońce zatrzymało się nad głowami, a potem zmieniło kurs, zsuwając się za wschodni horyzont i pozostawiając ją w ciemności, po czym ponownie wzeszło na zachodzie. Nabierając prędkości, przemknął przez jeden dzień, potem drugi, potem piąty, po czym zwolnił i wrócił na pozycję późnego popołudnia.

Natknęła się na osłoniętą polanę. W pobliżu płynął strumyk, pielęgnując krąg młodych dębów, jesionów i dereni, których baldachim tworzył wysoką katedrę. Wykorzystując cętkowane słońce, wiciokrzew w pełnym rozkwicie kręcił się w koronach drzew, gdzie motyle wielkości dłoni dorosłego człowieka szybowały leniwymi łukami. Poniżej naparstnica i skromne krzewy zielne z drobnymi różowymi kwiatami otaczały grządkę mchu. Tam, gdzie miał stać ołtarz, stał duchowny lasu, wiekowy dąb o kolosalnym obwodzie, szorstki i czarny, z wielkimi, obwisłymi ramionami porośniętymi mchem i kępkami paproci. Był to jeden z samochwalących się tabernakulów natury, ciepły i cichy, z atmosferą prehistorycznej konsekracji. Stojąc w jej nawie niczym ścigany przestępca, bez tchu powołując się na prawo do azylu, Hermiona zakryła twarz i wzięła kilka medytacyjnych łyków czystego, słodkiego, nieerotycznego leśnego powietrza.

- Hermiona.

Zaklęła pod nosem i obróciła się, gdy Draco, wciąż w swoim stroju wyjściowym, zanurkował pod gałęzią i wszedł na polanę.

Miłość i inne historyczne wypadkiWhere stories live. Discover now