12. Piknik

436 21 0
                                    

Ze środka kuchennego stołu dobiegało brzęczenie i gwizd. Uszy Hermiony pulsowały.

- Spokojnie, chłopcy! - Martin zaciśniętą pięścią uderzył dźwignię sterującą swojego elektrycznego fotela, jakby zamierzał rzucić się do przodu z maksymalną prędkością. - Oby tak dalej! Tworzycie teraz prawdziwą magię, chłopcy!

Zabłąkana energia przetoczyła się przez pokój, powodując, że każdy przedmiot w domku falował, jakby znajdował się pod wodą. Książki drżały w oprawionych w płótno skórach, zęby Hermiony brzęczały nieprzyjemnie, a kredowe linie, które Draco i William wyryli tego ranka na powierzchni stołu, zadrżały.

Grix zazgrzytał zębami.

- Wybijecie nam okna.

Hermiona nienawidziła rzucania zaklęć w parze. Nie była osobą muzykalną, ale wyobrażała sobie, że to raczej gra na instrumencie z inną osobą, w jednej z jej niezwykle precyzyjnych form: fortepian na cztery ręce, a nie wszechobecny krąg bębnów w miejskim parku. Oznaczało to poleganie na swoim partnerze, że trafi we wszystkie nuty na czas, nie pomijając przy tym żadnej.

Bardzo ją to irytowało.

Jedyną osobą, z którą tak naprawdę lubiła występować w duecie, był Draco: równie dokładny, równie bystry i, mimo całej swojej apatii, równie wyćwiczony.

On i William stali po przeciwnych stronach kuchennego stołu, otoczeni neonowożółtymi obręczami musującej, improwizowanej magii. Obserwując ich, Hermiona prawie poczuła ukłucie zazdrości.

William rzetelnie wykonywał swoją pracę. Pot perlił mu się na czole i odsłoniętych ramionach wysoko na bicepsie, a rozpięta koszula prześwitywała z wysiłku, gdy machał różdżką w powietrzu.

W jednej trzeciej zaklęcia wszystkie świece w domku zdmuchnęły się w przypływie melodramatu. W wieczornej ciemności tabakierka znajdowała się w najgłębszym kredowym pierścieniu pośrodku stołu, świecąc jak bioluminescencyjny drapieżnik z głębin oceanu.

Hermiona sprawdziła ich pracę i wiedziała, że ​​zbliżają się do końca. Przygryzła wargę, gdy cytrynowe smugi energii zamigotały z końcówki różdżki Draco, w dół jego dłoni i w górę jego ramienia, osadzając się między jego żebrami. Pot przesiąkł mu włosy i błyszczał na skórze, wylewając się z nieustannego wysiłku i ciepła narastającego w chacie.

Grix i Hermiona stanęli po bokach Martina przy drzwiach, osłonięci w ochronnej tarczy Martina. Draco i William zebrali miesięczny zapas magii, wepchnęli ją do przeklętej tabakiery, a teraz zabrali się do zapieczętowania jej. William zaczął rysować przed sobą w powietrzu jasne jak fajerwerki runy czubkiem różdżki, po czym dołączył Draco. Rozmyślnie okrążyli stół, otaczając magią pudełko, skondensowując ją do wewnątrz i na dół, a następnie zamykając, aż pojawił się jakiś znak, więc spróbował przywołać go za pomocą Accio.

Piszczenie stało się tak nie do zniesienia, że ​​Hermiona przyłożyła dłonie do uszu.

Twarze Williama i Draco napięły się, ale naciskali dalej, robiąc ostatnie okrążenie wokół krawędzi stołu przed ostatnią zwrotką.

Tabakierka zaprotestowała, podskakując na swoich krępych, złożonych nóżkach, spoglądając jak dwie miski wypełnione zapalającą wściekłością, nie mogąc uciec z kredowego kręgu, ale dając z siebie maksimum wysiłku. Rozgrzał się do czerwoności, potem zrobił się biały i zaczął wirować jak bąk, tryskając iskrami z nozdrzy, tak że stół pod nim poczerniał i osmalił się, a pióropusz dymu uniósł się pod sufit.

Zęby Grixa zaskrzypiały.

Stół nie był pierwszą ze strat Grixa. Skrupulatny wysiłek Hermiony przy ponownym montażu ujawnił subtelne uszkodzenia mechanizmu zegarowego Klucza Czasowego. Po wielu godzinach i dwóch rozmowach Fiuu z bratem Grixa w Szkocji była zmuszona przyznać, że maszyny nie da się odpowiednio naprawić. Bez wahania Grix wyciągnął swój piękny złoty zegarek kieszonkowy. Jego wnętrzności zostały usunięte, a następnie przylutowane do płonącej skrzyni, która teraz histerycznie tańczy i pluje ogniem w swoim kredowym więzieniu.

Miłość i inne historyczne wypadkiWhere stories live. Discover now