Rozdział 33

341 13 0
                                    


Siedzimy jeszcze jakiś czas w ciszy. Chcąc zmienić temat, Dex pyta mnie o Maksa.

- Jaki był?

- Wspaniały, towarzyski, obronny i kochany. Mogłabym wymieniać pół dnia jego zalety. Wychowałam go od takiej małej kulki – składam ręce, jakbym chciała nabrać wody do nich – nie miał nawet ośmiu tygodni. Właściwie to nie wiem skąd go tata wziął, bo do adopcji pies musi mieć około trzech miesięcy.

Opowiadam Dex'owi, jakie sztuczki i komendy nauczyłam Maksa. Rozmawiamy do momentu, kiedy David nie podchodzi do nas. Zapewne przyszedł na poranne biegi.

- No gołąbeczki, co to się działo w nocy? I dlaczego siedzicie na werandzie, o tak wczesnej porze?

- Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz – odpowiada nonszalancko Dex. Widzę, że teksty mamy weszły im w krwioobieg.

- Jak tam chcesz, ale i tak się dowiem – szczerzy się David.

Reszta chłopaków wychodzi z Klubu i na nasz widok stoją jak wryci. A ja, żeby bardziej podkręcić atmosferę wstaję z huśtawki naprzeciwko Dex'a i całuję go szybko w usta. Nawet nie zdążę się wyprostować, a ręka Dex'a ląduje z tyłu mojej głowy i nie pozwala mi wykonać żadnego ruchu. Pogłębia pocałunek. Jego język delikatnie wsuwa się do moich ust i styka się z moim. Cudowne uczucie, zwłaszcza, że nie przestałam go kochać. Akurat tego kroku nie przemyślałam, więc za plecami słyszę gwizdy i bicie brawa. Nie chcę przerywać tej pięknej chwili, ale zaraz przez ich wycie zbiegnie się cały Klub z moimi rodzicami na czele. Kładę ręce na klatce piersiowej Dex'a i stanowczo go próbuje odsunąć od siebie. Wysuwa język z moich ust i całuje mnie w usta. Wykorzystuję tę chwilę i się prostuję, obracam się twarzą do chłopaków.

- Witam serdecznie moich braci mniejszych – mówię szyderczo, za co dostaję delikatnego klapsa w pośladek od Dex'a.

Vinnie pierwszy otrząsa się z tego wszystkiego i podchodzi do mnie i wiesza swoją ciężką łapę na moich barkach.

-Siostrzyczko, trzeba było iść do pokoju z Dex'em. Widzę, jak patrzy na ciebie wygłodniałym wzrokiem – uśmiecha się do mnie.

-Vinnie, bierz łapy od niej – syczy Dex.

- Już, już, muszę się nacieszyć tą chwilą, kiedy JESZCZE - prawie wykrzykuje to słowo – nie jest twoją Lady.

Przewracam oczami na te słowa. Vinnie mnie puszcza, a ja żegnam się ze wszystkimi, postanawiając się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Zanim weszłam do Klubu Dex mówi, żeby chwile poczekali tylko się przebierze i ruszają. Wiadomo nie czekam na niego, ale też nie uciekam szybko do pokoju. Idę spokojnym tempem po schodach, kiedy czuję, jak jego ręka dotyka mojego uda i kieruje się ku górze pod jego bluzę. Nie reaguje na to, choć mam ochotę zajęczeć.

Kiedy podchodzę do swojego pokoju Dex wysuwa rękę i przyciąga mnie do siebie.

- Nie igraj ze mną Księżniczko – patrzy mi w oczy tak bardzo przenikliwie.

- Nie igram – szepczę.

- Idź się połóż, a jak wrócimy to cię obudzę okej?

- Dobrze – na potwierdzenie, że potrzebuję snu, ziewam.

Dostaję całusa w czoło. Otwieram drzwi i wchodzę do pokoju. Odwracam się, żeby zamknąć drzwi, ale Dex jest szybszy i łapie za klamkę.

- Połóż się zamknę za tobą. Nie musisz zamykać ich na klucz nikt do ciebie nie wejdzie.

- Dziękuję.

Kładę się na łóżko i zwijam się w kłębek, momentalnie zasypiam. Jeszcze przed przejściem bram snu, słyszę zamykane drzwi. 

***

Minęły dwa dni od śmierci Maksa. Wczoraj babcia zadzwoniła, że dziadek zakopał go w rogu ogródka. Było mi strasznie smutno, a Dex pozwolił mi się wypłakać w swoją koszulkę.

Dziś chodzę, jak struta. Nikt do mnie nie podchodzi i nic nie mówi. Nawet mi się nie chce wychodzić z pokoju, ale obiecywałam mamie, że będę jej pomagać w posiłkach.

Właśnie kończymy obiad i zaczynamy sprzątać z mamą, kiedy Dex odbiera telefon i szybko wychodzi z budynku trzaskając drzwiami. Nie rozumiem go. Coś się musiało stać, że tak wystrzelił, jak z procy.

Patrzę na mamę, a ta się delikatnie do mnie uśmiecha. O co w tym wszystkim chodzi? W ogóle wszyscy jakoś tak dziwnie na mnie patrzyli podczas posiłku.

- Mam coś na twarzy, że się tak patrzysz mamo? – przecieram ręką twarz.

- Nie, kochanie, tak się do ciebie uśmiecham, chyba mi wolno?

- Oczywiście – silę się na uśmiech, ale bardziej wychodzi mi grymas.

Do kuchni wchodzi Dex z takim uśmiechem, że aż mnie ciarki przechodzą.

- Księżniczko zapraszam na podjazd.

- Po co? - pytam podejrzliwie.

- Chodź to się przekonasz.

Nawet się nie ruszyłam z miejsca, choć wszyscy, jak jeden mąż wybiegają z budynku. Nawet moi rodzice poszli. Zdrajcy. Zaczynam się stresować, a to nie dobrze wróży. Bo mogę robić dziwne rzeczy, których później mogę żałować.

Powoli rozwieszam ścierkę, którą wycieram naczynia na rączkę piekarnika. Nie spieszę się, ale w środku, to cała dygocę, bo tak mnie ciekawość zżera, co to takiego, że wszyscy wybiegli, jakby się paliło. Robię jeszcze parę głębokich oddechów, zamykam oczy, powtarzam czynność i znowu je otwieram. Trochę się uspokoiłam, ale serce wali mi, jak młot udarowy.

Wolnym krokiem kieruję się w stronę wyjścia z Klubu. Kiedy moje nogi dotykają werandy, staję jak wryta, a moje serce chyba przestaje bić. 

Black Dragon. Błędy Dex'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz