Rozdział 55

320 19 5
                                    


Marzec przywitał nas piękną iście wiosenną pogodą. Odkąd Dex przyleciał chodzi ze mną na codzienne spacery. Muszę być cały czas na chodzie, żeby poród był lepszy. Na zakupy też razem jeździmy. Muszę przyznać, że Dex dzielnie znosi zmianę kuchni z typowo amerykańskiej, na szablonowe polskie. Wręcz jestem z niego dumna.

Jeśli chodzi o naszą relację to powiedziałabym, że jest znośna wręcz dobra. Rozmawiamy o wszystkim o niczym, oprócz nas. Tergo tematu nie poruszamy. A kiedy Dex chce rozmawiać na ten temat, szybko przechodzę do następnego albo po prostu opuszczam pomieszczenie, w którym rozmawiamy. Przeprowadziłam z nim rozmowę, że nie ma już powrotu do siebie, ale on chyba tego nie przyjmuje do wiadomości. Robi wszystko, no może prawie wszystko, żebym zmieniła zdanie. Czasami naprawdę przekracza moje granice, a to zamiast mnie denerwować, chwyta mnie za serce. Niekiedy są dni, że mogłabym mu paść w ramiona i wszystko wybaczyć, ale są też takie, kiedy ciąża daje mi we znaki i od razu buduję wokół siebie jeszcze większy mur.

Codziennie słyszę przeprosiny, za to co się stało w szpitalu. Tłumaczył się stresem, który miał podczas tamtej akcji jeszcze to co usłyszał, że poroniłam, że w moim głosie nie było żadnych emocji utwierdziło go to w przekonaniu, że zrobiłam to specjalnie. I co gorsza pewnie wiedziałam, że jestem w ciąży i nie poinformowałam go o tym. Tyle to ja wiem, już po samej reakcji w klinice. Tylko dlaczego teraz im bliżej porodu, tym bardziej i intensywniej rozważam powrót do Dex'a i danie mu kolejnej szansy?

Czy życie musi mi tak dawać w kość?

Dlaczego musiałam się zakochać akurat w nim?

Ile razy można dawać komuś szansę?

Ponoć jest przysłowie „do trzech razy sztuka może się uda". Tylko czy w tym przypadku się sprawdzi i rzeczywiście się uda?

Tak dużo pytań, a żadnej odpowiedzi.

Tygodnie lecą, a ja naprawdę jestem w kropce. Zdaję sobie sprawę z tego, że w końcu Dex odpuści. Tylko czy wtedy byłabym szczęśliwa czy jednak nie?

Do porodu zostało według terminu sześć tygodni. Już prawie jestem na finiszu z czego bardzo się cieszę, bo już mi brzuch przeszkadza w codziennych czynnościach. Niekiedy Dex musi mi pomagać zakładać skarpetki i buty. On się z tego bardzo cieszy, ja niekoniecznie, bo nie lubię być od kogoś zależna. Dziecko już według USG waży prawie trzy kilogramy, więc jest co dźwigać. Z resztą co się dziwić, ojcem dziecka jest chłop jak dąb.

Kącik dziecka już mam przygotowany. Wszystkie rzeczy zakupione razem z wózkiem i fotelikiem samochodowym. Jak Dex wróci do Stanów, a mały podrośnie to wtedy mu zrobię pokój w starej sypialni moich rodziców, w której teraz urzęduje mężczyzna. Pokój jest dość spory, bo ma prawie osiemnaście metrów kwadratowych i ma dwa okna, więc jest dobrze doświetlony. Ale to dopiero za jakiś rok może dwa. W końcu jakieś plamy muszę mieć na przyszłość. Może nie koniecznie takie jakie chciałam, ale są jakie są. Teraz najważniejszy jest młody i jego szczęśliwy poród.

Dex ostatnimi dniami bardzo mnie osacza. Chce robić wszystko za mnie albo być blisko mnie. Przez to wszystko czasami dam się przytulić, ale o dziwo przez tyle tygodni Dex nie dotknął brzucha. Ba! Nawet nie zapytał czy może dotknąć i poczuć jak kopie. Nie wiem, dlaczego tak jest. Kiedyś rozmawiałam z Klaudią na ten temat i doszłyśmy do wniosku, że nie chce mi się narzucać.

- A czemu się go nie zapytasz o to? – rzuciła podczas jednej takiej rozmowy Klaudia.

- Bo jak się mnie zapyta czy może to głupio by mi było odmówić.

- No ale każdego dnia możesz się spodziewać takiego pytania, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Tak, wiem, ale wolę to opóźnić w czasie.

- A będzie przy porodzie?

- Nie wiem, nie pytałam się go o to. Chyba wyjdzie w praniu.

- A chcesz tego?

- Boże. Jasne, że chcę, miałabym na kogo krzyczeć podczas porodu, ale się boję. Boję się mu znowu zaufać i znowu się sparzyć.

- Wiesz, do trzech razy sztuka.

- Tak, tak, już sama sobie to mówię. Chciałabym, żeby moje, a właściwie to nasze dziecko miało normalny dom, normalnych rodziców tu na miejscu, a nie tak jak ja.

- Rozumiem cię doskonale.

Przez chwile nic nie mówimy.

- Rozmawiałaś z nim – pyta cicho Klaudia.

Nie muszę pytać o kogo chodzi, bo doskonale wiem, że pyta o Vinnie'go.

- Parę razy, a ty?

- Nie odbiera ode mnie telefonów, ani nie odpisuje na wiadomości.

Wzdycham, bo nie wiem co mam jej powiedzieć. Mogę się tylko domyślać co było w tym liście, skoro jeszcze nie dała sobie z nim spokoju. Taka jest miłość. Nieprzewidywalna i mimo że rani to dalej jej chcesz. Tak właśnie jest w naszych przypadkach. Choć są na pozór różne, to łączy je to, że każda z „naszych par" nie może dojść do porozumienia.

Życzę im wszystkiego najlepszego, bo zasługują na to. 

Black Dragon. Błędy Dex'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz