《03》

9 1 0
                                    

Człowiek się zmienia z dwóch powodów. Dlatego, że otworzył oczy lub dlatego, że zamkną serce.
—————————————————–

— Noemi jednak miałaś rację on wcale nie jest taki straszny jak myślałam — powiedziała Elizabeth gdy wróciłyśmy po balu do jej komnaty. — Eric jest bardzo miły, zabawny cieszę się, że to właśnie z nim przyjdzie mi kiedyś rządzić. Wiesz, chyba między nami zaiskrzyło strasznie się bałam, że będzie to małżeństwo tylko polityczne. A ty co o tym sądzisz.

— Nie śmiałabym się na ten temat wypowiadać Wasza Wysokość, ale Cieszę się razem z tobą — mówię, bo nie wiem jak inaczej mam zareagować i co innego mogę powiedzieć. Ja nie mam prawa się na ten temat wypowiadać. Poza tym może jestem dziwna, ale nie potrafię sobie wyobrazić zakochania od pierwszego wejrzenia. Ale nic dziwnego, że nie potrafię sobie tego wyobrazić ja i księżniczka mamy inne spojrzenie na świat. Ona ma duszę romantyczki jest piękna, łagodna, powściągliwa została tak też wychowana i wmówiono, że wszystko to co się teraz dzieje ten terroryzm jest dobre w dodatku niczego od niej się więcej nie oczekuje jak ładnie się prezentować. Ja jednak jestem jej przeciwieństwem.

Kiedy księżniczka kładzie się spać wychodzę z jej pokoju kierując się do swojego. Wykonuje wieczorną rutynę i również kładę się do łóżka. Jak zwykle tak jak od wielu lat śni mi się koszmar: śmierć rodziców.

Słyszę melodyjny głos mamy, która śpiewa mi kołysankę do sny głaszcząc mnie po włosach. Jestem w domu na górnym piętrze gdzie znajduje się pokój rodziców i mój. Leżę w tej chwili w swoim łóżku opatulona kołdrą i słuchuje się w melodię jaką nuci mi mama co wieczór. Powieki zaczynają mi powoli ciążyć, a ja zaczynam odpływać w krainę snów. Nagle rozchodzi się gwałtowne, dośne pukanie do drzwi wyrywając mnie tym samym z błogiego stanu. Choć jestem z mamą na górze mogę usłyszeć poteżny głos strażnika nakazujący otworzyć drzwi. Boję się, wizyta straży o tej porze może oznaczać tylko jedno — kłopoty. Mama z pewnością zauważa mój strach przez co mówi do mnie pokrzepiająco, że nie mam się czego bać i leżeć dalej w swoim łóżku, a ona zaraz przyjdzie. Daje mi całusa w czoło i wychodzi. Słyszę tupot kroków mamy i taty, którzy idą otworzyć nie proszonym gościom. Choć mama mi kazała zostać w łóżku wstaje i na palcach po cichutku wychodzę z pokoju na korytarz i wstaje przy schodach chcąc podsłuchać o czym jest rozmowa. Wiem, że to nie grzeczne i nie powinno się podsłuchiwać, ale ciekawość o czym mówią zżera mnie od środka. Podchodzę do schodów i nasłuchuje:

— Dobry wieczór panowie, coś się stało, że przychodzicie o takiej porze? — następnie mówi tata jakby ich wizyta nie była niczym niepokojącym choć zapewne musi podejrzewać, że coś jest nie tak.

— Dobry wieczór — odpowiada szorstko i obojętnie dowódca straży Smith. Ten człowiek mnie przeraża i za każdym razem wywołuje u mnie gęsią skórkę. Nagle do mnie dociera, że to tylko kolejny sen znów śni mi się dzień, którym zamordowano rodziców. Jak przyszli strażnicy oświadczając, że mama z tatą są zdrajcami, bo potajemnie pomagali tym których uważa się za zdrajców. Zawsze tacy byli nie zważając na to jakie jest to ryzyko jak bardzo nie spodoba się władzom pomagali rannym, którzy dopuścili się zdrady. Nawet jeśli pomoc im jest karana śmiercią. Rodzice uważali, że to ich obowiązek i tak należy gdyż byli lekarzami, a lekarz powinien pomagać każdemu. Choć to nie do końca tak po prostu lubili i chcieli pomagać. Uważali, że nie powinno się bezczynnie stać na jakąkolwiek krzywdę. W ten do moich uszu dociera dźwięk mieczy i jęk bólu. Wiem co tam się stało nawet bez patrzenia teraz, mimo to gdy strażnicy opuszczą dom schodzę na dół gdzie widzę martwe ciała rodziców w kałużach krwi...

Budzę się kiedy zaczyna świtać. Siadam i patrzę się przed siebie. Nie krzyczę, nie szlocham, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie ma sensu i nie mam już czym. Przez lata koszmarów wylałam z siebie wszystkie łzy, więc uspokojenie się teraz nie stanowi dla mnie problemu. Przychodzi tak łatwo jak oddychanie. Nie ma sensu już zasypiać i tak już świta. Siadam na krawędzi łóżka spuszczam nogi i wstaje. Wykonuje poranne czynności zakładam jasną zieloną sukienkę zdecydowanie zielony jest moim ulubionym kolorem swoje włosy do łopatek, które regularnie podcinam, bo krótsze są zdecydowanie łatwiejsze do dbania zaplatam w dobierany warkocz na bok. Kiedy jestem gotowa spoglądam na zegarek jest piąta trzydzieści cztery czyli mam jeszcze sporo czasu do obudzenia księżniczki, którą budzę zawsze o siódmej. Na spokojnie mogę, więc pójść zjeść śniadanie.

Wychodzę z komnaty kierując się do kuchni na śniadanie. Wchodzę do kuchni i podchodzę do stołu gdzie jest bufet. Chwyciłam za talerz i nałożyłam sobie sadzonych jajek, pieczywo, trochę owoców i herbata z cytryną do popicia. A potem ruszyłam do stołu siadając w kącie, żeby w spokoju zjeść swój posiłek. Nie lubię tłumów zdecydowanie preferuje samotność. Może wydawać się to dla kogoś smutne, ale ja lubię siedzieć sama to jest lepsze od przebywania w towarzystwie fałszywych ludzi. Dlatego zawsze na jakikolwiek posiłek siadam w kącie ludzie już tak do tego się przyzwyczaji, że nawet nie zwracają na mnie uwagi. Jestem dla nich niewidzialna co mi bardzo odpowiada.

— Mogę się dosiąść? — słyszę nad sobą pytanie. Podnoszę wzrok  znad talerza i widzę Wiliama. Kiwam mu głową na tak, a on się dosiada siadając na przeciwko mnie. Siedzimy w milczeniu nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Wczoraj na balu zdecydowaliśmy się zacząć od nowa chcąc odbudować to co zniszczyliśmy lata temu. Jest to jednak trudniejsze niż nam się wydawało. Oboje nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś, zmieniliśmy się przez co nie wiemy jak do siebie dotrzeć.

— Jak się spało? — chłopak zadaje pytanie chcąc przerwać niezręczną ciszę.

— Dobrze — odpowiadam i zadaje pytanie — A jak tobie?

— Dobrze — odpowiada i znów zapada cisza, którą można ciąć nożem. Po naszej krótkiej wymianie zdań mogę stwierdzić, że będzie ciężko wrócić do dawnych relacji. Co za ironia łatwiej było naszą relacje zniszczyć i zbudować między sobą mur niż to teraz naprawić. Spoglądam na zegarek i z ulgą w duchu stwierdzam, że powinnam już iść budzić księżniczkę, zanieść jej śniadanie i pomóc się wyszykować na dzisiejszy dzień. Przepraszam Wiliama tłumacząc się, że muszę już iść do swoich obowiązków. Nic mi nie odpowiada tylko uśmiecha się jakby ze zrozumieniem i kiwa głową. Wstaje i odnoszę swój talerz, a następnie łapię za tacę z śniadaniem dla księżniczki, które mam jej zanieść.

Spinam się po schodach kieruję się do wschodniego skrzydła i podchodzę do odpowiednich drzwi. Wchodzę do komnaty księżniczki Elizabeth i odstawiam tacę na stół. Wszystko się dzieje jak zawsze budzę księżniczkę pomagam jej się ubrać, uczesać, zrobić makijaż, a ona potem siada do stołu by zjeść śniadanie. Ja za ten czas co ona konsumuje swój posiłek zaczynam sprzątać jej komnatę.

Nadzieja na lepsze jutro Where stories live. Discover now