《05》

3 1 0
                                    

Słyszę przeraziwy krzyk budzę się i uświadamiam sobie, że to ja krzyczę. Siadam gwałtownie na łóżku zlana potem z obwniniętą kołdrą między nogami. Oddycham szybko i płytko nie mogąc się uspokoić. To sen to tylko sen. Powtarzam sobie jak mantrę, by się uspokoić choć jest to trudniejsze niż z początku zakładałam. Dlaczego to wywarło na mnie takie wrażenie? W drzwiach rozchodzi się pukanie i głos strażnika z pytaniem czy wszystko w porządku. Odpowiadam, że tak i chowam głowę w poduszkę tłumiąc swój głos gdy krzyczę. Przez chwilę leżę próbując zebrać myśli i się uspokoić. Spoglądam na zegarek i zauważam, że jest parę minut po czwartej. Nie ma sensu spowrotem zasypiać, bo i tak nie długo bym musiała wstać, a zresztą i tak spowrotem nie zasnę. Zrzucam z siebie kądrę i postanawiam przemyć twarz zimną wodą i się ubrać. Spoglądam w lustro i widzę pory pod oczami całe szczęście, że są kosmetyki i częściowo zamaskują moje zmęczenie.

◆◆◆◆◆◆◆

Dzień mija mi nudno wszyscy w pałacu żyją weselem księżniczki i księcia, które ma się odbyć za tydzień i trwają przygotowania. Wszyscy teraz tylko mówią jak będzie wyglądać suknia księżniczki, jakie potrawy zostaną ugotowane, jak zostanie urządzona sala balowa i inne takie rzeczy związane z weselem. Nie bardzo mnie te rzeczy interesują zresztą dzisiaj nie mam do tego głowy wciąż mnie dręczy co mi się dzisiejszej nocy śniło i nie chce choć na krótką chwilę dać mi spokoju. W tej chwili siedzę z Elizabeth w pawilonie i popijam herbatę wraz innymi szlachciankami. Wszystko by było w porządku gdybym nie znała ich prawdziwych zamiarów. Każda z nich, która tu siedzi próbuje się przypodobać by wejść w przeszłości w łaski gdy Elizabeth zostanie królową. Współczuję Elizabeth nie jest głupia i jest w stanie zauważyć takie rzeczy jednak musi tolerować takie zachowanie gdyż inaczej może się odwrócić przeciwko niej. Gdyby nie poprosiła mnie bym jej towarzyszyła żeby było jej raźniej postarałabym się jakoś wywinąć z tej herbaty. Tyle dobrego, że dla innych szlachcianek jestem niewidzialna gdyż mnie nawet nie zauważają nie jestem pewna czy są w ogóle świadome mojej tutaj obecności. Bardzo możliwe, że nie lecz to mi odpowiada. Podnoszę filiżankę wraz z spodkiem i upijam łyk gorącego napoju przyczym w dodatku obserwuję otoczenie. Kątem oka widzę pewną służącą, która idzie z tacą ciastek by je nam donieść i zostawić na stole. To co mi wiadomo jest nowa, bo widzą ją drugi raz dopiero i dzisiaj rano słyszałam jak była przyuczana gdy była przyjmowana do pracy. Wydaje mi się, że może być coś koło mojego wieku.

Musi być bardzo zdenerwowana, bo zauważam jak się trzęsą jej ręce, w których ma tacę, a krok ma niepewny. W ten zahacza o dywan i jak długa przewraca się na ziemię tłukąc przy tym porcelanę. To jest impuls kiedy odkładam filiżankę z spodkiem na stół i wstaję by podejść do tej dziewczyny chcąc sprawdzić czy oprócz nabicia sobie paru siniaków nie zrobiła sobie większej krzywdy. Kucam przy niej i niestety widzę, że ma rozciętą od potłuczonego szkła wewnętrzną część dłoni. Nie ukrywam przykro mi z tego powodu dziewczyny, na dodatek kiedy próbuje pozbierać kawałki z podłogi, od których rani się ostrymi krawędziami po jej policzkach łzy lecą ciurkiem. Gdy ja zaczynam sprzątać chcąc choć tyle dla niej zrobić słyszę ostro wypowiedziane swoje imię z ust hrabiny.

- Noemi, co ty robisz? Na litość boską, dziecko, wstań z tej podłogi natychmiast - w jej głosie da się usłyszeć, że jest załamana moim zachowaniem.

- Ale... - chcę coś powiedzieć, ale głos ugrzezną mi w gadle. Po chwili na polecenie hrabiny przychodzi dwóch strażników i ciągnął za sobą dziewczynę. Wiem, że zostanie ukarana takie sytuacje nie są tolerowanę. Sama również zapewne zostanę pouczona. Nie wolno do osób o niskim poziomie statusu zwracać się no chyba że tylko z poleceniem do wykonania lub co gorsza schylić się by im pomóc to oni są od usługiwania nam, a nie my im. Jest to jedna z wiele reguł w pałacu, których nie cierpię. Podnoszę się jakbym była w jakimś amoku, ale nadal się wpatruję gdy straże wloką dziewczynę dopóki nie zniknie mi z pola widzenia. Nawet nie wiem jak ma na imię. Dopiero głos Elizabeth przywołuje mnie do rzeczywistości.

- Drogie panie bardzo mi przykro, ale uważam, że powinniśmy przerwać nasz podwieczorek biorąc pod uwagę zaszłe przed chwilą zdarzenie - mówi zimnym głosem jakim nauczyła się zwracać, by mieć do niej respekt.

- Oczywiście księżniczko - mówi jedna z kobiet i sznureczkiem wychodzą z pawilonu jednak ja dalej stoję jakbym została wryta w ziemię.

- Noemi? - jej głos diametralnie zmienia się na łagodny.

- Wszystko w porządku - mówię, ale wiem, że mi nie uwierzyła. Mimo to nic nie mówi, a my wracamy do jej komnaty.

Wieczorem standardowo pod osłoną nocy wymykam się z pałacu do lasu gdzie dowiaduje się wielu ciekawych rzeczy o tej całej dziewczynie z mojego snu.

Tydzień później

Od rana sporo się dzieje, ponieważ dzisiaj jest wesele właśnie jestem w pokoju Elizabeth i pomagam jej się przygotować do uroczystości. Czarne włosy splotłam jej w dolnego koka i wsadziłam srebną delikatną w małe listki opaskę. Do kompletu w uszach ma założone srebne, długie, delikatne kolczyki. Makijaż jest delikatny i podreśla jej urodę. Już tylko zostało nałożyć sukienkę. Zdejmuje ją delikatnie z manekina, żeby tylko jej nie zniszczyć i pomagam ją włożyć Elizabeth. Trzeba przyznać sukienka jest bardzo śliczna. Jest cała biała i długa aż do ziemi z krótkim rękawem, który jest wykonany z delikatnej przezroczystej koronki, która ciągnie się przez klatkę piersiową, a przy szyi jest mały kołnierzyk. Spódnica sukienki jest rozkloszowana i wykonana z tiulu. Do koka został też przyczepiony biały welon, który nawet ciągnie się po ziemi. Ceremonii nie będę wam opisywać, bo była taka jak bywa każda ceremonia ślubna w kościele nic ciekawego ani niezwykłego nie było. Więc odrazu przejdziemy na salę balową gdzie jest przyjęcie. Od dłuższego już czasu stoję przy jednym z stołów z przekąskami i rozmawiam z synem hrabiego Austina znaczy rozmawiać to za dużo powiedziane on ciągle mówi o sobie nie dając mi dość do głosu. Błagam niech mnie ktoś ratuje ktokolwiek, bo inaczej nie ręczę za siebie. Ten kretyn tak mnie denerwuje jak nie wiem co. Ciekawe jakby to było gdyby teraz został zaatakowany przez zwierzęta naprzykład przez wilki lub ukąszony przez jadowitego węża jak kobra królewska? Niezłe byłoby widowisko. Nie dość o czym ja myślę? Przecież nie chcę jego śmierci wcale. Choć wypadki chodzą po ludziach. Mimowolnie na mojej twarzy wykwita całkiem niewinny uśmieszek. Jestem okrutna, wiem o tym no ale nie moja wina, że on sprawdza moją cierpliwość. Tylko spokojnie nie ma czym się denerwować. Wdech i wydech. Nie, ja jednak nie wytrzymam muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy mu to mówię on idzie ze mną no ludzi! Czy tak ciężko jest mi dać chwilę wytchnienia? Czuję mrowienie pod opuszkami palców i to mi się nie podoba, bo nie wróży nic dobrego dyskretnie spoglądam na moje dłonie, z których wydobywa się zielonkawa poświata. Nie dobrze bardzo nie dobrze moce jakimi dysponuje próbują się obudzić w nie właściwym momencie. Co się dzieje? Nigdy tak jeszcze nie miałam zawsze potrafię je stłumić, ale w tej chwili nie mogę coś mi nie pozwala. Zaciskam dłonie w pięści i chowam w fałdy sukni gorączkowo myślę co tu zrobić, żeby je stłumić i nie wywołać szkody. Dobrym sposobem byłoby wyładowanie się teraz na czymś bym mogła je z siebie wyrzucić, ale nie mogę to zbyt ryzykowne. Ziemia zaczyna się trząść o nie tylko nie to. Strach mnie ogarnia co tylko pogarsza sytuacje, bo zmacnia trzęsienie ziemi. Podłoga zaczyna pękać, z sufitu wysypuje się cement, gości ogarnia panika. Co się dzieje do cholery?! Nagle grunt usuwa się pod moimi stopami i tracę przytomność.

Nadzieja na lepsze jutro Where stories live. Discover now