.◜22◞.

116 18 1
                                    

.◜✸◞.

Przez ciemność otaczającą każde pojedyncze drzewo, każdy budynek, czy mieszkanie przedarło się dwukolorowe, oślepiające światło. Czerwona barwa wraz z tą niebieską atakowały pobliskie okna, zwracając na siebie uwagę zaniepokojonych mieszkańców. Spokojna, grudniowa noc zamieniła się w pełną zamieszania i chaosu, która najpewniej trafi na pierwsze strony artykułów internetowych jak i telewizyjnych. Głośna syrena rozbrzmiała w uszach zbierającej się wokół szczególnego miejsca ludzi, informując o przybyciu służb na teren wypadku.

Stare drzewo swobodnie zgniatało znajdujące się pod nim auto. Kawałki szkła, części tylnej klapy auta, kawałki skruszonych, wyłamanych słupków i błotników zdobiły pobliskie chodniki i jezdnię wraz z czarnymi śladami opon. Drugi pojazd, z którym nieszczęśliwie zderzyła się pani Lee wpadł do pobliskiego, sporego zbiornika wodnego.

Minhyun obserwował z boku nadjeżdżające karetki jak i radiowozy, oczekując aż osoba do której dzwonił odbierze telefon. Ze znudzeniem wymalowanym na twarzy spojrzał w stronę ciemnej wody, po chwili rozumiejąc, że wynajęty przez niego mężczyzna nie przeżył stłuczki. Wzruszył ramionami, wkładając do kieszeni spodni urządzenie, w końcu oddalając się od zbiorowiska policjantów, mieszkańców i medyków.

Mieszkanie państwa Hwang w tym samym momencie świeciło pustką. Ciemność wraz z pięknym, słodkim, wywodzącym się z salonu różanym zapachem pochłaniała każde pomieszczenie. Jedynie delikatne, prawie niezauważalne źródło światła wkradało się przez szczelinę drzwi na ciemne panele korytarza.

Dźwięk kropel wody odbijających się o taflę wypełniał pomieszczenie wraz z delikatnym skwierczeniem drewnianych knotów świeczek porozstawianych wokół. Zapach drewna unosił się pośród ścian obitych kafelkami, relaksując spoglądającego w wodę bruneta, który po kilku dłuższych chwilach bezruchu sięgnął po butelkę niedopitego soju. Zatopił usta w przyjemnym alkoholu, skrzywił się na rozgrzewający jego język jak i później przełyk posmak, z uśmiechem opierając swoje plecy przykryte czarną koszulką o ściankę sporej wanny. Zmęczenie otulało jego czerwoną twarz pogrążoną w szkodliwym zamyśleniu. Jego ciało było wiotkie i bezsilne pod silnym, miażdżącym obcasem duszącego go szlochu i cichych łkań, co przyprawiało go o większy ból głowy niż krążące w jego żyłach procenty.

Z gorzkim uśmieszkiem na twarzy oparł głowę o twardą ściankę armatury, przymykając błyszczące łzami oczy. Z ciężkim, drżącym oddechem przeczesał ciemne kosmyki odrobinę mokrych włosów, po chwili odstawiając zieloną butelkę alkoholu na ziemię.

Martwe spojrzenie Changbina prześladowało go praktycznie każdej nocy, przypominając jak okropnym człowiekiem się stał. Zapamiętał każdy szczegół każdego morderstwa. Pamiętał swoje czerwone, zimne dłonie na bladej szyi Seo, pamiętał jego wystraszone oczy wypełnione łzami, pamiętał jego każdy ruch kiedy umierał.
Niewinna Haerin, którą trzymał kurczowo przy sobie, krzycząca w dłoń zakrywającą jej drżące usta. Widok jej poranionego brzucha, widok krwi, która swobodnie wędrowała po wymienionej podłodze sali katechetycznej. Wszystko to nie miało zamiaru opuścić jego przyćmionej swoim jedynym celem głowy, sprowadzając go na samo dno wielkiej przepaści.

Nareszcie przetarł podrażnione oczy mokrą pięścią, wzdychając po raz kolejny. Woda sięgała jego szyi, dlatego z jego każdym ruchem wszczynał drobne fale, rujnując jej spokój i harmonię.

Jego głowa otulona była wizją wszystkich zamordowanych, niewinnych osób, z którymi miał kontakt stosunkowo nie dawno. Każde bicie jego serca sprawiało mu wiele bólu, każdy oddech powoli go wyczerpywał.

Kolejne minuty przemijały wraz z jego coraz to bardziej zanikającym rozsądkiem.

Z dłońmi zaciśniętymi na kościstych biodrach otulonych zimną już wodą, odetchnął po raz ostatni, znikając pod jej taflą.

Woda przez zbyt gwałtowny ruch ze strony bruneta wydostała się z białej wanny, swobodnie skapując na materiał pobliskiego dywaniku jak i na same kafelki.

Powietrze uciekało z jego ust jak i płuc w niewyobrażalnie szybkim tempie, wprowadzając w jego serce nieprzyjemną, wrzącą panikę.

Był gotowy na koniec.

.◜✸◞.

Szpitale zawsze odrzucały od siebie młodego Lee, napawając go dziwnym niepokojem i strachem. Zapach charakterystyczny dla doktorów jak i samych pomieszczeń medycznych przyprawiał go o nieprzyjemne dreszcze i odruch wymiotny, którego nie mógł wytłumaczyć nawet sobie. Teraz jednakże jego niechęć poszła w niepamięć, kiedy tylko przekroczył próg dużego budynku, w którym znajdowała się jego matka.

Siedział na jednym z wielu krzesełek przed salą, do której nie pozwolono mu wejść, w towarzystwie udającego zmartwienie stanem szatynki Hyunjinem.

Hwang był szczęśliwy, kiedy tylko jego ojciec postanowił spełnić jego prośbę sprzed trzech dni. Ból na twarzy Felixa powodował u niego dziwną satysfakcję, dziwną radość, która nie opuszczała jego serca nawet teraz, kiedy powinien grać najlepiej jak tylko potrafił.

Lee nie zwracał uwagi na nic, co miało miejsce wokół niego. Wpatrzony w swoje buty czekał na oficjalne informacje dotyczące stanu jego drogiej, kochanej matki, powstrzymując łzy i wszystkie okropne myśli, chodzące po jego zmartwionej głowie. W swojej dłoni trzymał tę większą należącą do Hyunjina, czując się przy nim bezpiecznie; czuł wsparcie i troskę w jego słowach, kiedy rozmawiali kilka minut temu o wszystkim co się wydarzyło.

Opuścili szpital po około trzech godzinach, witając na zegarze godzinę drugą w nocy.

Felix rozmawiał z ojcem przez telefon, płacząc jak małe dziecko. Jego głos załamywał się co chwilę, natomiast ręce co jakiś czas coraz to mocniej ściskały długie, kościste palce nadal towarzyszącego mu Hwanga. Blondyn był roztrzęsiony przykrą informacją o śmierci swojej matki; ciężko było mu stawiać kolejne kroki na brukowanym chodniku, ciężko było mu cokolwiek mówić przez gulę w gardle, ciężko było mu nawet oddychać, dlatego potrzebował kilkunastu krótszych przystanków podczas powrotu do domu.

Hyunjin trzymał go w swoich objęciach przez długą chwilę, stojąc pod jego mieszkaniem po wyczerpującym spacerze. Głaskał jego jasne włosy, szeptał uspokajające, słodkie słówka, ścierał każdą łezkę z jego zimnych policzków, w końcu oddając go pod opiekę równie roztrzęsionego ojca, który podziękował mu za wsparcie i odprowadzenie Lee do domu.

Hyunjin dzisiejszej nocy nie myślał zbyt wiele o tym, jak bardzo przesadził z morderstwem kobiety, która była tą najważniejszą w życiu jego drobnego, kochanego blondyna. 

Hwang niecierpliwił się coraz bardziej. Chciał, by wszystko toczyło się jeszcze szybciej.

✔.◜LoveSick◞. || HyunlixKde žijí příběhy. Začni objevovat