Rozdział IV

580 28 19
                                    


Jordana poznałam dzięki dziewczynom na jednej imprezie. Wcześniej jedynie mijałam go na przerwach. Znałam go tylko, jako bliźniaka Bell, który podobnie jak ja w szkole żył w cieniu siostry. Wydaję mi się, że dlatego znaleźliśmy wspólne tematy i od samego początku dogadywaliśmy się dość dobrze. Staliśmy się przyjaciółmi, może nawet bardziej szczerymi niż ja z jego siostrą. Czułam od niego aurę prawdziwości, która zachęciła mnie, by utrzymać tę znajomość. Do tego jego wygląd wyróżniał się na tle innych. Bujne kręcone włosy w kasztanowym kolorze oraz opalona skóra podkreślona dużymi, lekko piwnymi oczami wprawiały w zachwyt niejedną dziewczynę w szkole. Podczas poprzednich walentynek dostał tyle listów i słodyczy, że musiałam mu pomagać nieść je do domu — Ma szczęście, że odpalił mi jakiś procent z tych słodkości. Dotąd czuję, jak coś łamie mnie w krzyżu.

Pozwoliłam sobie na chwilę relaksu i dałam się pochłonąć muzyce i tańcu. Dziewczyny co jakiś czas przynosiły mi coś do picia. Po jednej szklance domyśliłam się, że nasz sławny barman – Jake wrócił do robienia drinków, bo aż mną zakręciło po paru minutach. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a kolorowe światła dookoła wraz z dudniącą muzyką wcale mi nie pomagały. Odmówiłam ostatniego tańca, siadając na schodach na tarasie, by wrócić do siebie.

Wiedziałam, że więcej nie mogę się napić, chyba że uda mi się szybko wytrzeźwieć. Nigdy nie padłam po paru drinkach, więc Jake tym razem naprawdę przeszedł samego siebie.

Większość osób bawiła się w środku, lecz i tak co jakiś czas ktoś mnie mijał. Zerkałam na nich kolejno lekko zamazanym wzrokiem, domyślając się, kto mówi mi „sto lat". Siedząc skulona, z opartą brodą o kolana zerkałam na mieniące się jezioro w tle, którego widok od razu mnie uspokajał.

– Kayla? – usłyszałam głos Bell niedaleko.

– Tutaj!

– Nie znikaj nam tak. Napij się, woda z cytryną powinna pomóc – odparła, podając mi szklankę. – Tylko nie zezgonuj nam tutaj – dodała, mrugając jednym okiem.

– Postaram się – zaśmiałam się, by poczuła, że to co powiedziała, było zabawne.

Bell, będąc duszą towarzystwa, od razu zniknęła w środku, a ja biorąc parę łyków na orzeźwienie, skrzywiłam się na sam smak cytryny. Nie cierpiałam jej, więc lemoniada dla mnie była karą ostateczną. W tym wypadku nie było wyboru, musiałam jakoś to przeboleć. Kiedy jednak dopiłam do samego końca, zrozumiałam, że coś znajdowało się na samym dnie. Był tam alkohol.

– Czy ona naprawdę musiała pomieszać drinka z lemoniadą... – westchnęłam, próbując wstać.

Przeszłam parę kroków po tarasie, starając się opanować swoje upojenie. Westchnęłam z ulgą, że po wstaniu wciąż nie czułam dodatkowym promili. Chciałam jak najszybciej udać się do reszty, lecz odwracając się, ujrzałam Travisa trzymającego puszkę w dłoni.

– Kayla, najlepszego, jak tam impreza się podoba? – zagadał natychmiastowo.

– Jest świetnie, ale wybacz, muszę wracać do reszty.

– Daj spokój, dopiero zaczęliśmy rozmowę. Bo jeszcze pomyślę, że za mną nie przepadasz – zaśmiał się, dopijając piwo.

Oczywiście, że tak było. Doskonale wiedziałam, jaki jest i co robi na imprezach, Nie dość, że staję się agresywny to jeszcze namolny wobec dziewczyn. Dlatego właśnie, gdy się go widzi, odwraca się i idzie w drugą stronę. Niestety dzisiaj mnie zaskoczył i nie miałam czasu na ucieczkę.

– Dlaczego akurat na mnie musiało paść i to dzisiaj? – westchnęłam, szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji.

– To nie tak, że cię nie lubię, przecież każdy cię uwielbia, ale obiecałam Bell, że pomogę jej z ciastem – nazmyślałam, jak tylko mogłam, po czym minęłam go, idąc na schody.

Now or Never | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz