Rozdział XLIII

248 8 6
                                    


Szybkim krokiem szłam za chłopakiem nie chcąc by zniknął mi z oczu podczas przechodzenia przez las, który z każdą minutą robił się coraz ciemniejszy. W pewnej chwili idąc szybkim tempem, stukając butami o chodnik rozglądałam się wokoło wciąż pewna obaw, gdy nagle Ethan gwałtownie się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Uderzyłam czołem o jego klatkę piersiową. Niezadowolona podniosłam wzrok z wyrzutami.

– Uważaj trochę!

– Ty leziesz jak kaczka za swoją matką, nie ja.

Westchnęłam głośno lekko zaczerwieniona odwracając wzrok. Nie chciałam tego komentować. Wiedziałam, że miał rację.

– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytałam chcąc wreszcie usłyszeć odpowiedź.

Nie odpowiedział, lecz pokazał dłonią bym spojrzała w górę. Miałam dość tych gierek, nie zamierzałam już oglądać się wokoło, kiedy mi każe. Poirytowana zastanawiałam się czy nie zostawić go tutaj i nie wracać, lecz sama myśl o ciemnym lesie, w którym miałabym być sama przerażała mnie do tego stopnia, że na mojej skórze pojawiał się zimny pot.

Ethan widząc, że nie zerkam tam, gdzie mi pokazał dotknął dłonią mojej twarzy podnosząc mój podbródek ku górze. Zmieszana tym dojrzałam nad koronami drzew zarys wagonika. Wytrzeszczałam oczy, nie wiedząc czy mam już zwidy czy naprawdę to zobaczyłam. Kiedy zniżyłam wzrok zorientowałam się, że chłopak już był parę metrów przede mną.

– Czekaj na mnie!

– I jeszcze czego? Jak już się przylepiłaś to, chociaż trzymaj tempo!

Po chwili wyszliśmy zza krzaków, które odgraniczały nas od wagonika, którego dojrzałam wcześniej. Wyjmując ostatek gałązek z włosów rzuciłam okiem po małej budce przy wielkim napisie „Happyland", który już był częściowo starty i porośnięty bluszczem. Za nim zobaczyłam stare, zardzewiałe karuzele i wielkie koło młyńskie ze znajomym wagonikiem. Otworzyłam usta ze zdziwienia podbiegając do głównej bramy, gdzie stały barierki.

– Na co czekasz? – zapytał chłopak przechodząc nad nimi.

– Chyba sobie żartujesz. Nie dam rady się wspiąć...

– Twój problem. W takim razie miłego spaceru do domu – odparł figlarnie się uśmiechając.

Stałam przed główną bramą zamkniętą na kłódkę oglądając jak brunet oddala się ode mnie. Z każdym jego krokiem czułam dziwny niepokój jakbym miała zaraz stracić oddech. Było mi duszno. Zacisnęłam pięści rozglądając się z niepokojem po okolicy. Zbyt się bałam by zostać tu samą. Nie mając wyboru chwyciłam rękami za zimne barierki i podpierając się na rękach wdrapałam się na sam szczyt. Myślałam, że najtrudniejsze będzie wspięcie się tam, szczególnie, że zawsze w szkolę próbowałam uniknąć wspinaczki na zajęciach wf'u. Był to mój największy koszmar. Ku mojemu zdziwieniu po spojrzeniu na dół dostałam lęku wysokości. Byłam może na wysokości dwóch metrów, lecz wydawało mi się, że jest to trzy razy tyle. Z trzęsącymi się nogami i rwącym bólem w zranionej ręce odwróciłam się do bramki brzuchem by zejść jak po drabinie. Kiedy położyłam stopę na jednej rurce zrozumiałam, że jest niestabilna. Nic jednak już nie mogłam zrobić i z przerażeniem w oczach spadłam uderzając o ziemię z piskiem.

Leżałam na boku trzymając się za kolano. Piasek wokół mnie nasypał mi się do oczu, przez co cała zapłakana próbowałam ręką go odgarnąć z twarzy, która piekła mnie niesamowicie.

– Kayla?! – Usłyszałam krzyk Ethana, który natychmiast pojawił się obok mnie.

– Wszystko w porządku?! – Podbiegł szybko przykucając nade mną.

Now or Never | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz