Rozdział XXVIII

324 15 3
                                    


Nareszcie nadszedł dzień mojego upragnionego wyjazdu na obóz. Pomimo ostatnich zmartwień próbowałam jakoś dać sobie radę. Nie powiem, pomagała mi medytacja i bieganie dzięki którym mogłam chociaż trochę odpocząć od tego szaleństwa. Na szczęście teraz siedziałam w autokarze przyglądając się widokowi za oknem. Marzyłam o zameldowaniu się już w hotelu w Salt Lake City i odebraniu mojego kajaka na dalszą podróż.

Przez większość czasu spałam nie chcąc być wykończoną po przyjeździe na miejsce. Po włączeniu silnika pojazdu wynajętego przez władze obozu by przywieść uczestników, oczy same mi się zamykały.

– Kayla chcesz jeszcze żelka? – zapytała Mia siedząca obok mnie.

Poznałam ją jeszcze w San Diego na parkingu, gdzie czekaliśmy na autokar. Wydawała się na zagubioną i nikogo nie znała tak jak i ja. Tym razem moi starzy znajomi z poprzedniego roku zrezygnowali z obozu na rzecz studiów lub innych podróży. Też zostałam sama jak i ona, więc od razu do mnie podeszła. Odnalazłyśmy wspólny język prawie w tej samej chwili, gdy usiadłyśmy razem w autokarze.

– Nie dzięki – odparłam próbując wrócić do spania.

– Nie śpij już, zaraz będziemy – oznajmiła niska dziewczyna o czerwonych włosach do ramion.

– Już?! – dopytałam zszokowana jak szybko minął ten czas.

– Jasne, przecież spałaś prawie osiem godzin. Nawet tamte dziury na szosie cię nie obudziły, a zakładałam się z Liz czy jednak wstaniesz.

– Dzięki Kayla, Mia wisisz mi dyszkę – stwierdziła radosnym tonem blondynka o kręconych włosach siedząca na siedzeniu przed nami.

Liz poznałyśmy niedługo po znalezieniu miejsc. Przypominała mi bardzo Bell, była równie wygadana i towarzyska jak ona. Kiedy z nią rozmawiałam czułam nawet tą samą charyzmę, co u niej.

– No błagam, już takie zakłady robicie? – westchnęłam.

– Zakłady są zawsze dobre, o ile się wygrywa – wyjaśniła Liz odbierając swoją nagrodę.

W Liz najbardziej zaskoczyło mnie to, że dowiedziałam się o jej skłonnościach do hazardu już w drugiej minucie siedzenia w autokarze. Kiedy zapytała się mnie czy dołączę do jej znajomych podczas gry w pokera całkowicie mnie zamurowało. Wydawała się być osobą, która przelicza wszystko na interes, a nic na przyjemność.

– Dobra królewno wstajemy – dodała po chwili wskazując za oknem na napis Salt Lake City.

– Wreszcie na miejscu – stwierdziłam uradowana.

– Przynajmniej nikt nie będzie nam już chrapać – zaśmiała się uszczypliwie Liz.

Prychnęłam lekko urażona. Wcale nie chrapałam, to jej się coś zdawało.

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do naszego celu. Zatrzymaliśmy się przed Grant Flower Hotel, w którym mieliśmy spędzić następną noc.

– Dobierzcie się teraz od trzech do czterech osób – poprosiła organizatorka około czterdziestki.

Rozejrzałam się za kimś, lecz od razu na horyzoncie pojawiła się Mia z Liz. Westchnęłam. Wiedziałam, że nie będę mieć za dużego wyboru, więc nie chciałam być wybredna.

– Teraz niech jedna osoba z grupy podejdzie i wylosuje sobie pokój – dodał mężczyzna trzymający woreczek z karteczkami.

Wybraliśmy Liz jako naszą reprezentantkę. Podeszła do organizatora ciągnąc jeden z numerków. Z takiej odległości nie mogłam zaprzeczyć jej wspaniałej figury, którą dodatkowo podkreślały obcisłe czarne jeansy oraz koszulka w paski ledwo zakrywająca jej brzuch.

Now or Never | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz