Rozdział XV

353 20 0
                                    


Po godzinie siedzenia nad rzeką w parku dostałam telefon od Bell. Powiedziałam jej, gdzie się znajdowałam i z wyczekiwaniem rozglądałam się wokoło. Siedziałam na kamykach, które lekko mnie już irytowały, wbijając się w każdą część mojego ciała. Przeskakiwałam to z jednej pozycji w drugą. Na całych nogach miałam już odbite wzory kamieni, z których mogłaby powstać niezła tapeta do pokoju, taki nowoczesny styl w końcu jest ostatnim krzykiem mody.

Nie raz podziwiałam wielkie topole znajdujące się w tym parku. Teraz jednak mój wzrok skupiły ogromne koła na tafli jeziora stworzone przez gałęzie tych jakże osobliwych drzew. Przypominała mi trochę wejście do bajkowej krainy, przez którą przechodziły postacie z książek, o których czytałam, gdy byłam młodsza.

Fantastyka była moim ulubionym gatunkiem książek, aż nie przerzuciłam się na filmy. Wspomnienia z radości, jaką mi dawała, gdy czułam się zagubiona i obca w swoim świecie wciąż pozostawała.

– Kayla, no wreszcie, ledwo cię znalazłam – Zobaczyłam Bell na horyzoncie.

– Już się bałam, że może poszłaś spać po moim telefonie – oznajmiłam, przypominając sobie jej zaspany głos.

– Masz szczęście, że mama zrzuciła mnie z łóżka godzinę wcześniej i tylko sobie leżałam.

– Rzeczywiście miałam, inaczej w życiu byś nie odebrała – zaśmiałam się, czując, że humor mi się poprawił.

– Powiesz w końcu, co się stało? – Zaczęła trudny temat.

– Po prostu Ethan...

– Znowu on, nie możesz, no nie wiem zacząć mówić o Ericu czy nieodwzajemnionej miłości do Krisa?

– Że co proszę? Czy ja nazywam się Cassidy?! – zaśmiałam się, próbując jakoś zebrać myśli w słowa.

– No dobra, opowiadaj...

Powiedziałam jej o wszystkim, co się wydarzyło między mną a brunetem. Z największą satysfakcją opowiedziałam o pożegnaniu jego kluczyków, w „Kaylowym" stylu. Kiedy Bell o nim usłyszała, pękła ze śmiechu, wydawało mi się, że zaraz połknie komary, które latały wokół nas. Niezbyt jej tego życzyłam, nie raz nałykałam się ich podczas jazdy rowerem i raczej znikomy poziom mięsa w nich, nikogo nie zachęcił do dodania ich do swojej codziennej diety.

– No nieźle, nie sądziłam, że mu tak nagadasz, w końcu każdy wie, że ślinisz się na jego widok.

– Chyba patrzyłaś na Jenn, a nie na mnie – Próbowałam uciec od tematu, gdyż znając Bell, od razu zaczęłaby go drążyć.

– Skoro mowa o Jenn, to zadzwoniłam po nią. Mamy się spotkać na miejscu.

– Przypadkiem nie była poza miastem?

– Wróciła w nocy. Podobno zagadał ją niezły Argentyńczyk i dała mu numer.

– Jenn? – dopytałam zszokowana, przypominając sobie, jak zawsze plątał jej się język podczas flirtowania. – Te dzieciaki tak szybko dorastają... – Wybuchłyśmy obydwie śmiechem.

Po rozmowie z Bell i całym zajściem w parku poczułam się lepiej. Pomimo usłyszenia tych tragicznych słów od mojej pierwszej miłości wiedziałam, że jakoś muszę to przezwyciężyć. Dzisiaj jednak miałam ochotę się bawić, a nie smucić. Nie chciałam, żeby Ethan miał tę satysfakcję z zepsucia mi dnia.

Bell podwiozła nas do centrum, gdzie wśród tłumów chodzących po ruchliwych uliczkach dojrzałyśmy czekającą Jenn. Brunetka ubrana w niebieski top bez rękawów sięgający jej za piersi oraz białe spodenki z dziurami wyróżniały ją w tłumie ludzi, których ubrania wydawały się nadzwyczaj szare i nijakie w porównaniu z siateczkowymi podkolanówkami. Nieważne jak bardzo ją uwielbiałyśmy i chwaliłyśmy gust, to zawsze musiała dobrać jeden element, który psuł całą jej stylizację. Zazwyczaj to mnie i Bell kłuło to w oczy, lecz po delikatnych napomknięciach o tym od razu Jenn obrażała się i jeszcze gorzej dobierała ubrania.

Now or Never | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now