Rozdział VI

412 24 4
                                    


Nadeszła moja kolej. Zakręciłam butelką i tym razem padło na Bell. Była tak ucieszona tym, że aż chciało mi się śmiać. Zazwyczaj się zachowywała w ten sposób. O ile nie była w centrum uwagi albo zabawy po prostu ją nudziły.

– Wyzwanie! – powiedziała jednomyślnie. – Nie mogę być gorsza od ciebie – mrugnęła do brata.

– Wypij love shota z następną osobą, która zostanie wybrana.

– Oryginalnie muszę przyznać.

Wprawiłam w ruch butelkę po raz drugi, czekając na moment, kiedy kogoś wylosuje. Zaczęła zwalniać, coraz słabiej się poruszała, aż przystanęła na Jenn.

– No to chyba jakieś jaja... – westchnęła naburmuszona.

– Pijcie, pijcie! – odezwał się tłum gapiów.

Bell też z podobnym entuzjazmem jak Jenn odebrała od Jordana shoty przyszykowane specjalnie na tę okazję. Dziewczyny splątały dłonie, przytulając się przy tym. Przechylając kieliszki, wypiły zawartość, będąc najmniej zadowolonymi z wylosowanego zadania. Jak nic marzyły, by tą drugą osobą był ktoś inny.

– Nigdy więcej – podkreśliła Bell.

– Zobaczymy – zaśmiałam się, ponawiając próbę pójścia do toalety.

Tym razem na szczęście się udało. Nikt mnie już nie zatrzymywał, za co byłam bardzo wdzięczna.

Myjąc ręce, przeglądnęłam się w lustrze, poprawiając makijaż. Moje włosy też były lekko roztrzepane, więc na nowo przeczesałam je, zwracając im ich oryginalne napuszenie. Jak nic wyglądałam jak pudel sąsiadów, więc od razy wsadziłam szczotkę pod wodę i zgarniając parę kropli, przejechałam po włosach, by je chociaż trochę opanować. Uśmiechnęłam się, widząc, że o wiele lepiej już wyglądam. Powoli procenty z pamiętnego drinka od Bell również mijały, lecz teraz nie byłam pewna czy są to one, czy może rumieńce wyszły mi po wspólnym tańcu z Jordanem. Chyba, każdy widział jakie gorąco buchało od naszej dwójki. Sama to czułam i zarazem chciałam zejść ze stołu i nie sprawiać, że wszyscy się gapią, a z drugiej strony Jordan był zbyt charyzmatyczny, bym od tak go tam zostawiła. Jak nic to jego tajna broń w czarowaniu dziewczyn.

Słysząc czyjeś kroki, spojrzałam na umywalkę obok, do której właśnie podeszła wysoka blondynka. Po przyglądnięciu się jej zrozumiałam, że to ta sama osoba, którą wcześniej widziałam z Ethanem.

– Ładna szminka – zagaiłam rozmowę, próbując czegoś więcej się o niej dowiedzieć.

Spojrzała na mnie zaskoczona, z lekką wyższością kończąc malować usta. Po schowaniu swoich kosmetyków do torebki odwróciła się, a raczej zmierzyła mnie wzrokiem. Czułam, jak po plecach przechodzą mi ciarki, poczułam się dziwnie nieswojo, nie byłam nawet pewna dlaczego.

– A więc to ty tak zirytowałaś Ethana – przerwała niezręczną ciszę.

– Mam ciekawą reputację – zamieniłam to w żart, by jednak spróbować być miłym. – Jestem Kayla.

– Scarlet.

– Nie widziałam cię wcześniej, chyba nie chodzić do North Side? – Czemu zabrzmiało to, jak kiepski podryw?!

– Nie, chodzę do Saint Evans – Od razu pomyślałam, że to jakaś księżniczka z prywatnej szkoły.

– To dlatego wydawało mi się, że się nie znamy.

– Przyszłam, bo zaprosił mnie Ethan – Tak jak mówiłam, nawet nie wiedziała, że to ja obchodzę urodziny, była tu tylko dlatego, że odbywała się impreza.

– Długo go znasz? – próbowałam pociągnąć rozmowę.

– Co taka ciekawska jesteś? Też wpadł ci w oko?

– Nie. Mam jakiś standard chłopaka – zaśmiałam się, odwracając wzrok.

– Ciekawe, nie wiem, czego można w nim nie lubić. Najwyraźniej chyba jeszcze nie dorosłaś, żeby tego dostrzec – odparła, przechodząc obok mnie.

Znowu się we mnie zagotowało. Oni naprawdę dobrali się perfekcyjnie. Jedno obraża mnie, nazywając utrapieniem, a drugie mówi mi, że powinnam dorosnąć. Nie sądziłam, że mogło być jeszcze gorzej, aż do momentu, gdy znowu się odezwała.

– Nie masz się o co martwić i tak nie zwróci na ciebie uwagi. Nie jesteś ani trochę w jego typie, a poza tym... – nachyliła się nade mną. – już jest mój.

– Poczekamy, zobaczymy – pomyślałam wnerwiona.

– Tak samo jest twój, jak i trzech innych dziewczyn, które miał w tym miesiącu? – próbowałam ją trochę wybić z tej pewności siebie.

Dziewczyna zaszła czerwienią. Cała nabuzowana wyszła teatralnym krokiem z większym podirytowaniem. Kiedy obserwowałam jej reakcję, myślałam, że zemdleję ze śmiechu. Z satysfakcją wyszłam z toalety z uśmiechem na ustach, rozglądając się czy gdzieś nie uchodzi dym z jej głowy.

Przeszył mnie znowu chłód, lecz tym razem zaczęłam się trząść. Rzuciłam okiem po sofie, gdzie położyłam kurtkę. Nie było jej. Sprawdziłam dokładniej, pytając Bell czy jej nie widziała.

– Nie, niestety – odparła zajęta grą.

Westchnęłam niezadowolona. Nagle poczułam jak coś mnie okrywa na ramionach. Odwróciłam się za siebie. Ujrzałam Jordana zakładającego mi na barki swoją czarno zieloną koszulę w kratę.

– Ubierz, jeszcze się rozchorujesz.

– Nie trzeba, naprawdę...

– Kayla, nie chcę, żebyś zmarzła – Zaczerwieniłam się.

Wsadziłam ręce w rękawy i wyłożyłam włosy spod kołnierzyka, gdy nagle zobaczyłam lampkę wymierzoną w moją twarz.

– Cholera, ta lampa błyskowa... – Jordan szybko schował telefon.

– Zrobiłeś mi zdjęcie? – zapytałam, jakby nie kontaktując.

Chłopak jedynie głupkowato się uśmiechnął, a następnie wrócił do gry. Przez następne parę godzin kontynuowaliśmy zabawę. Nie wiem, jednak kiedy odpłynęłam. Po kilkunastu kolejkach poczułam się tak senna, że opadłam jak kłoda na sofę.

Rozdziały będą dodawane w poniedziałki i czwartki!

Do zobaczenia w piątek~! <3

Now or Never | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now