5. Policzył

4.6K 205 72
                                    

Piątkowy poranek był wyjątkowo słoneczny, jakby chciał wszystkich przygotować na nadchodzący weekend. A ja marzyłam, aby słońce nigdy nie wzeszło, żebym mogła zostać w swoim pokoju i nie pokazywać się nikomu na oczy. Kolejne promienie wdzierały się pojedynczo do mojej sypialni, przypominając o tym, co nieuniknione. Poranny prysznic, chodź zimny, wydawał się nadzwyczaj kojący. Letnia woda stykała się z moim rozgrzanym ciałem i uspokajała każdy mięsień w moim ciele. Wszystkie czynności wykonywałam na pamięć. Włosy, makijaż, ubranie. Stanęłam przed lustrem, zawiązując na brzuchu delikatną kremową koszulę, która wpasowała się w brązowy top. Dłońmi wygładziłam jasne jeansy i spakowałam ostatnie rzeczy do plecaka. Wychodząc, zabrałam z komody okulary przeciwsłoneczne, aby przynajmniej moje oczy schowały się przed słońcem.

A może przed spojrzeniem?

Melissa w błękitnym garniturze krzątała się po kuchni, pakując jakieś rzeczy do torebki. Jej widok z rana, drugi dzień z rzędu był niemałym zaskoczeniem. Miło jest choć przez chwilę posmakować normalności.

-Dzień dobry - rzuciłam, sięgając do lodówki po drugie śniadanie.

-Och dzień dobry skarbie, dobrze spałaś? - spytała miło, dość piskliwym jak na nią głosem.

Ktoś mi porwał i podmienił mamę. I to nie tak, że ta mi się nie podoba, ale jest to niecodzienne. Dawno nie słyszałam od niej pytania w stylu "co tam u ciebie" czy "jak ci się spało".

-W porządku - odpowiedziałam wolno, próbując ukryć zdziwienie. Przyglądałam się uśmiechniętej mamie, próbując wyczytać z niej, jaki jest powód takiego zachowania.

-To dobrze. Wiesz, ja dzisiaj mam to sympozjum na temat innowacyjnych technik naprawy więzadeł. Pokażę ci później notatki, na pewno przydadzą ci się na medycynie, a szczególnie przy wyborze specjalizacji.

Jeszcze nie skończyłam liceum, a ona już wybrała mi specjalizację. Jednak to moja mama, nikt jej nie podmienił.

Mimo wszystko zawsze dawałam jej o tym mówić. Nigdy nie przerwałam. Nie powiedziałam, że to nie jest moja wymarzona przyszłość. Robiłam to, czego oczekiwała, aby uniknąć niepotrzebnych kłótni.

Kątem oka zobaczyłam w oknie zajeżdżające na podjazd czarne Camaro. Zauważyła też to moja mama.

-Kto to? - zapytała, podchodząc bliżej okna.

-To Aiden - odpowiedziałam, skacząc na jednej nodze, próbując szybko wsunąć białego buta.

-Aiden Wood? Syn tych prawników? - ponownie zapytała, na co przytaknęłam- Wspaniale, jego rodzina jest bardzo szanowana. To dobra partia, lepsza niż ten, jak mu tam było...

-Jake, mamo. Muszę już lecieć - dokończyłam, zabierając swoje rzeczy.

-Dobrze tylko weź klucze, ja wrócę późno - dodała na koniec, gdy całowałam Yodę w głowę na pożegnanie.

Wsiadłam do samochodu, rzucając plecak na tylne siedzenia.

-Wszystko w porządku ? - zapytał brunet, dziwnie mi się przyglądając.

-Tak, dlaczego pytasz?

-Twoja mama dziwnie na nas patrz - powiedział i wskazał palcem na okno, przez które faktycznie wyglądała Melissa z groteskowym uśmiechem - Może powinienem się przywitać - powiedział, po czym zaczął odpinać pas bezpieczeństwa, co szybko powstrzymałam.

-Nie, proszę, jedźmy już, bo nie wyjdziemy stąd do jutra - ułożyłam głowę na opartą o drzwi rękę i głęboko odetchnęłam. Aiden ukłonił się delikatnie w stronę mojej mamy, która nie odeszła ani na krok od okna, po czym wyjechał z podjazdu.

Divine Destiny // ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now