Rozdział 21

837 19 14
                                    


C O L L I N

Gdy podwiosłem Maddie pod jej dom ta wyskoczyła z auta i pobiegła w stronę wejścia. Ruszyłem z przed jej domu dopiero gdy dziewczyna weszła do swojego domu. Miałem do załatwienia jeszcze jedną rzecz. Musiałem jechać do klubu. Głównie dlatego że już od dawna obiecywałem chłopakom że z nimi do niego wyskoczę. Niezbyt mi to dzisiaj pasowało ale nie mogłem odmówić bo by mnie powiesili. A i tak byłem już spóźniony dlatego że pewna piękna brunetka kręciła mi się w głowie. Zabranie Madison na klif było spontaniczną decyzją. Właściwie pomyślałem tylko że bardzo chciałbym ją tam zabrać. I ją tam zabrałem.  Moje pocałunki również były spontaniczne. Być może po prostu stęskniłem się za jej ustami.

Gdy tylko pomyślałem o jej ustach znów miałem ochotę ją pocałować. Chęć zawrócenia była ogromna. Jednak rozum wygrał i już po chwili wchodziłem do zatłoczonego klubu. Gdy tylko wszedłem do środka poczułem zapach alkoholu, potu i papierosów. Niezbyt przyjemne połączenie. Zdecydowanie wolę zapach wanilii.

Rozglądam się po klubie szukając znajomych twarzy. Już po chwili moim oczom ukazali się moi znajomi. Podszedłem do nich witając się z każdym.

***
Po dobrych kilku godzinach straciłem już rachubę czasu. Co chwilę ktoś wtykał mi kieliszek do dłoni przez co byłem już porządnie nawalony, więc nie zwracałem uwagi na otaczających mnie ludzi. Siedziałem przy barze popijając whisky. Nawet nie wiem czemu to wziąłem. Było obrzydliwe, ale przynajmniej czułem się jak dorosły mężczyzna.

Moje myśli ponownie zaprzątnęła pewną brunetka o ustach malinowych które dane mi było całować. I jakie było moje zdziwienie kiedy stanęła obok mnie zgarniając moją twarz w swoje dłonie. Obraz mi się rozmazał, w głowie mi się kręciło ale i tak posłałem jej najszerszy uśmiech.

Jej ruch mnie zaskoczył. Tak po prostu mnie pocałowała. Było to trochę dziwne i nie w jej stylu. Prędzej rzuciłaby jakimś sarkastycznym tekstem. Wyparłem te myśl bo przecież była tu ze mną i właśnie się całowaliśmy. Lepiej być nie mogło.

Dziewczyna pociągnęła mnie delikatnie w stronę schodów które prowadziły na górę do pokoi. Po drodze udało mi się jeszcze kilka razy potknąć. Na szczęście przeżyłem.

Dziewczyna ponownie pocałowała mnie tym razem dużo zachłanniej niż wcześniej. Zjechała pocałunkami na moją żuchwę i z mocą zassała skóre. Sam po chwili przyparłem ją do ściany. Moja głowę przeszedł promieniujący ból. Jevana whiskey.

Głową mi chyba za chwilę odleci.

Już ledwo przytomny wgryzłem się w jej szyję zostawiając po sobie kilka śladów.

— Collin — niemal jęknęła.

Chwila...przerażałem oczy i niemal od razu odskoczyłem od dziewczyny.

Nicole nie Maddy. Nicole.

Dopiero jak się przyjrzałem i mój wzrok lekko się wyostrzył mogłem stwierdzić jak bardzo się ona różniła od Madison. Miała dużo ostrzejsze rysy twarzy, jej włosy były jaśniejsze, a usta miały taki zwyczajny kolor. Maddy miała je delikatne rysy twarzy co dodawało jej dużo dziewczęcości. Jej włosy były koloru ciemnego brązu, a usta były pełne i malinowe. Nicole miała większy nos i mniejsze oczy. A ich kolor nie był taki piękny jak mojej sąsiadki.

O japierdole — szepnąłem do siebie i tym samym osuwając dziewczynę od drzwi abym mógł przez nie wyjść. Byłem na siebie ogromnie wkurwiony. Miałem ochotę sam sobie przyebac w twarz. Serio.

                                             *
Siedzieliśmy wszytscy wspólnie w domu Madison. Oczywiście ona musiała się spóźnić ale gdy tylko ją zauważyłam nie mogłem oderwać od niej oczu. Wygladała tak pięknie.

The perfect enemy [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now