~~~~16.~~~~

1.5K 59 30
                                        

Po raz kolejny tego dnia łzy zalewały mu twarz, nic więc dziwnego, że prawie nic nie widział. Sytuacja raczej nie miała się poprawić, bo ból, który odczuwał, po wielu zbyt bliskich spotkaniach ze szpicrutą, nie zamierzał słabnąć. Z chwilą, gdy nastąpiło ostatnie uderzenie znienawidzonym narzędziem w uszy, nieprzyjemne odczucia nasilały się. Głowa w okolicach małżowin paliła żywym ogniem i pulsowała nieznośnie. Najchętniej przyłożyłby do tych miejsc lód, albo coś innego, równie zimnego, lecz wiedział, że nie ma co liczyć na podobną łaskę, zwłaszcza od tego psychopaty.

Gdyby tego wszystkiego jeszcze było mało, to treser wyciągnął go na środek lustrzanej sali. Wcale nie uspokajał go fakt, iż podobny los spotkał jeszcze kilku chłopców. Denerwował się jeszcze bardziej, bo zdał sobie sprawę z jednej, szalenie istotnej w tej chwili rzeczy. Nauczyciel postanowił wyróżnić wyciągnięciem na środek pomieszczenia największych buntowników ze wszystkich. Tych, którzy śmieli go zwyzywać, rzucić się na niego, podejmować próbę ucieczki z lekcji, bądź w inny sposób mu się sprzeciwiło. To nie mogło wróżyć nic dobrego.

Kurwa! Na pewno to nie zapowiada nic dobrego! Tylko dlaczego uczepił się mnie! Ja mu się nie sprzeciwiałem. Nawet jeśli zrobiłem coś nie tak, to z pewnością znalazłbym jeszcze kilku niewolników, zachowujących się gorzej niż ja. Przecież się starałem! Nawet nie płakałem tak bardzo, jakbym mógł! Powstrzymywałem się do cholery! — myślał zrozpaczony.

— Zapewne zastanawiacie się, dlaczego niektórzy z was zaznali wyróżnienia i mogą teraz klęczeć tu, koło moich nóg, jak na posłusznych niewolników przystało. Otóż... chciałem nagrodzić ich wytrwałość... a także niewątpliwie przydatną w ich sytuacji umiejętność... przeciwstawiania się moim rozkazom. Wszyscy wyróżnieni, choć mogłoby ich być jeszcze kilku, otrzymają zasłużoną nagrodę — odezwał się wreszcie Pan, a z każdym jego słowem napięcie rosło w każdym niewolniku. George odczuwał je nieznośnie. Było to niezwykle ciężkie uczucie, jakby coś ciążyło mu nieprzyjemnie na żołądku. Podsycane przez nieprzyjemne kłucie pod czaszką, tworzyło iście wybuchową mieszankę żywego lęku, którego chciał się pozbyć za wszelką cenę.

Nie podobało mu się to wszystko od początku. Teraz miał już pewność, że skończy się to dla wyróżnionych źle.

Geo klęczał wraz z siedmioma innymi chłopakami w kole. Chęć ucieczki narastała w nim. Przerażenie narastało z minuty na minutę. Pocieszać mógł się tylko tym, że nie tylko w nim. Niewolnicy tworzący okalające ich koło wyglądali na równie przejętych, chociaż im samym nic nie groziło. Chyba. Największe drżenie wywoływał chyba posępnie wyglądający połyskliwy wózek. Zwyczajny, metalowy, taki, którym przewozi się potrawy pod specjalnymi kloszami z punktu A do punktu B. Nic nadzwyczajnego. A jednak... w tej chwili budził on w nim nieopisane uczucia.

— Niektórzy z was, głupie kundle, miało już dziś okazję zjeść posiłek. Ci, którzy tego nie zrobili, zapewne się ucieszą. Mam bowiem zamiar ich nakarmić. — Nauczyciel pstryknął palcami, a jego osobisty niewolnik, ciągle nagi, podszedł do wózka i zaczął ściągać z niego małe tacki wraz z kloszami, które coś pod sobą ukrywały. Każdą z nich stawiał przed wyciągniętym wbrew woli na środek pomieszczenia niewolnikiem. Przed Georgem też wylądowała jedna.

Co to jest? Przecież on nie może chcieć nas tak po prostu nakarmić! To byłoby niedorzeczne! To ma być przecież kara!

Spróbował złapać spojrzenie Jo i Maxa. Udało mu się. Nic jednak z nich nie wyczytał. Zwłaszcza że szybko zapatrzył się na srebrny klosz, gdy treser powrócił do okrążania ich, niczym rekin szukający ofiary w morskiej toni. Też tak się czuł. Jak mała rybka, mająca zaraz wylądować w jego krwiożerczych szczękach. I to w sumie nawet by się zgadzało. I rekiny i wampiry mają wspólne cechy. Na przykład zęby, które mogą rozszarpać każdego na strzępy, jeśli tylko tego sobie zażyczą. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu w okolicach kręgosłupa.

Slave Academy. Yaoi (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz