~~~~52.~~~~

610 24 9
                                        

(Uwaga! Autor nie odpowiada za szkody psychiczne, które zostaną wyrządzone czytelnikom tego rozdziału, nie wiem, co brałem, pisząc to, powinienem połowę, no cóż, zdarza się przedawkowanie i odklejka)

Duradel miał prostą zasadę, jego wrogiem był każdy, kto wchodził mu w drogę i próbował niweczyć jego interesy. Nie lubił tego. Bardzo nie lubił. Jeszcze bardziej nie lubił, kiedy ktoś robił z niego zwykłego durnia.

Cenił sobie jakość swojego towaru. Miał wyrobioną renomę, każdy wytrawny klient wiedział, że jego towar jest pierwszej klasy. Każdy... i tak miało pozostać. Nie mogło być tak, że nijaki Treznor Gratisus będzie próbował to zmienić i to pozostanie bez konsekwencji. Odpowie za to, jeszcze nie wiedział, jak bardzo.

Wiedział za to co innego, wiedział, że Duradel go poszukuje. Specjalnie robił to głośno, ostentacyjnie, na pełnej kurwie, wysadzając przy tym kilka budynków należących do Treznora Gratisusa, którego prawdziwe personalia miały się nijak do tych, znanych tylko w półświatku przestępczym. Naprawdę ten butny, wkurwiający go kurwibąk nazywał się Attar Sah. Zwiał przed nim ze stolicy V Strefy do nieco mniejszej nadmorskiej metropolii położonej na obrzeżach V strefy. Duradel nie miał pojęcia, co chciał tym osiągnąć poza tym, że mocno mu podniósł ciśnienie, przecież musiał wiedzieć, że znajdzie go w Alkifie. Tak samo znalazłby go w każdym innym mieście, choćby uciekł na drugi koniec świata. Nadepnął mu na odcisk i nie odpuści mu tego, musi wiedzieć, kto rządzi w Viggo, musiał się pogodzić, że to miasto należy do niego, że to on nim rządzi i nie pozwoli się dymać jakiemuś pojebańcowi.

To wiedział o Attarze na pewno. Był pierdolnięty jak mało kto. I lubił historię Ziemi. Nie był pewny, co tak bardzo podoba mu się w tej planecie, ale ewidentnie był fanem tego, co ludzie z Ziemi nazwaliby historią Imperium Rzymskiego. Było to widoczne na pierwszy rzut oka dla kogoś, kto miał w ręce książkę do historii, którą ludzie przywieźli ze sobą z Ziemi i mógł zobaczyć, jak według wyobrażeń tamtejszych historyków wyglądał dom rzymskiej szlachty. Takąż willę, na wzór tych starożytnych, kazał sobie potajemnie w Alkifie wybudować jeden z większych popierdoleńców w V Strefie.

Gdy już się dowiedział, gdzie uciekł przed nim ten zarozumiały dupek, po wyglądzie jego willi z łatwością mógł go zlokalizować. Dla Attara nie było to zaskoczenie, gdy zapukał do jego drzwi szóstego wieczora od momentu, gdy rozpoczął jego poszukiwanie i opuścił swoją własną rezydencję.

Dom Attara z pozoru był niechroniony, z pozoru, ze względu na bezpieczeństwo pana domu i aby nie uciekli z niego niewolnicy, willę bacznie obserwowali z pewnej odległości ludzie tego pojebańca. Wiedział o tym.

Drzwi otworzył mu młody, nieco przestraszony chłopak, widocznie młodszy niż Lawrence, który, a jakże, towarzyszył mu. Niewolnik nie zdążył nawet zapytać, o co chodzi, bo bezceremonialnie odepchnął go, jak natrętną muchę, a ten przeleciał kilka metrów, lądując plecami na fantazyjnym fresku i wydając z siebie głuche jęknięcie. Fresk przedstawiał skomplikowaną scenę męskiego seksu, gdzie jeden z mężczyzn, widocznie uległy, dawał się bez sprzeciwu posuwać stereotypowemu „męskiemu mężczyźnie", przy czym wszystko, co powinno być duże, pulsujące, żylaste i wyeksponowane, zaiste było duże, pulsujące, żylaste i wyeksponowane, aż nadto.

— Się znalazł koneser sztuki — mruknął bardziej do siebie niż do asystenta Du. — Jak myślisz, Lawrence, może powinienem sobie machnąć taki fresk u siebie w firmowym gabinecie, co?

— Obawiam się, Proszę Pana, że fresk ów mógłby być odebrany zanadto... wyuzdany.

— Szkoda, bo chciałem wynająć artystę, który by nas namalował w takiej... ciekawej pozycji. Wytrzymałbyś tak z dobę?

Slave Academy. Yaoi (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz