Rozdział XII

359 22 1
                                    


Do obiadu jednak wciąż pozostała prawie połowa dnia, więc znudzona siedzeniem w domu postanowiłam wyjść na zewnątrz po wzięciu prysznica. Narzuciłam na siebie czyste ubrania i zbiegając na parter bloku, zapukałam do brązowych drzwi. Usłyszałam cichą muzyczkę rozbrzmiewającą w całym mieszkaniu, jak i czyjeś kroki.

– Kayla miło, że wpadłaś – otworzyła mi drzwi dziewczyna w wieku mojego brata.

– Cześć Raven, jest babcia? – zapytałam, zaglądając za nią.

– Wyszła. Miała coś do załatwienia. Wejdź do środka – Zaprosiła mnie gestem ręki.

Oczom ukazało mi się jedno z mniejszych mieszkań w bloku urządzone w starym stylu. Drewniane meble, jak i kwieciste wzory utożsamiały mnie z tym, że mieszka tam starsza osoba. Pani Catherine – tak jak kazała siebie nazywać babcia Raven, od kiedy pomogłam jej nieść zakupy parę lat temu była mi dobrze znana. Pierwszy raz wtedy miałam z nią styczność, zazwyczaj unikałam sąsiadów i wolałam, by mnie nawet nie zauważali. W jej przypadku było inaczej. Tego słonecznego dnia, kiedy po raz pierwszy rozmawiałyśmy, zrobiło jej się słabo nieopodal graniczącego z naszym blokiem parku. Znałam ją z widzenia. Akurat wtedy biegałam i dostrzegłam, że coś jest nie tak. Postanowiłam pomóc, na całe szczęście, bo była naprawdę w złym stanie. Nie chciała, żebym zadzwoniła po pogotowie, więc odprowadziłam ją do domu, gdzie się nią zajęłam. W mieszkaniu spotkałam jej wnuczkę, która była przerażona, widząc swoją babcię potykającą się o własne nogi. Od tamtej pory często byłam gościem w ich domu nie tylko, by dotrzymać im towarzystwa i pomóc, lecz również ze względu na Axela.

– Wybieram się do parku, co powiesz na spacer? – zaproponowałam, spoglądając na czarnowłosą dziewczynę z lekko skośnymi oczami.

– Jasne, Axel wariuje już od rana w domu i miałam z nim wyjść – oznajmiła, otwierając drzwi do łazienki, skąd natychmiastowo wybiegł pies z wyrzuconym na bok jęzorem, machając tak szybko ogonem, że nawet wycieraczki w aucie mojego taty nie doszłyby nigdy do takiej prędkości.

– Dawno się nie widzieliśmy – powiedziałam, głaszcząc go po plecach, na co od razu przewrócił się na nie, by go pogłaskać po brzuchu, tam, gdzie lubił najbardziej.

Axel był buldogiem, którego adoptowała córka Catherine — Vivian, gdy była jeszcze w Stanach. Niestety od pięciu lat mieszkała w Niemczech, gdzie założyła nową rodzinę, a córkę zostawiła pod opieką babci. Brutalne, jednak prawdziwe. Kiedy usłyszałam o tej historii po raz pierwszy, łza aż zakręciła mi się w oku. Catherine i Raven miały naprawdę trudno, więc czasami wpadałam, żeby nawet odrobinę oderwać je od szarej rzeczywistości. Podziwiałam Raven, że w tak młodym wieku tyle przeżyła i wciąż to znosiła. Była naprawdę dzielna. Mogłaby być wzorem dla Marca, lecz po tylu porównaniach do niej jak tylko słyszy jej imię, robi się cały purpurowy i zgrzyta zębami. Kiedy jeszcze był rok szkolny, Raven próbowała się z nim zaprzyjaźnić, czekając, by poszli razem do szkoły, lecz bał się jej na tyle, że wstawał godzinę wcześniej by jej nie minąć na klatce schodowej.

– Dobra, w takim razie zbierajmy się – zarządziłam, zapinając Axela na smycz, widząc, że dobiega godzina dziesiąta.

– Zostawiłam wiadomość na drzwiach – oznajmiła, zbiegając za mną po schodach.

Skierowałyśmy się do pobliskiego parku, by Axel mógł troszeczkę być na świeżym powietrzu. Mnie też trochę go brakowało. Po porannym sprzątaniu czułam, jakbym oddychała dotychczas kurzem. Czyste powietrze było o wiele lepsze. Oczywiście mogłabym polemizować nad jego czystości, ale na nic lepszego w tym mieście raczej liczyć nie mogłam.

Now or Never | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now