Rozdział XIX

286 19 9
                                    


Naburmuszona tupiąc głośniej nogami skierowałam się na przystanek autobusowy. Jenn wyszła wcześniej niż ja, więc mogłam być sama. Było to jednak trochę dziwne. Pierwszy raz Jordan mnie nie odprowadził. W głębi serca czułam smutek, lecz bardziej buchała ode mnie złość na niego. Doskonale wiedziałam, że coś zaiskrzyło między nami, lecz skąd miałam znać swoje uczucia. Nie wiedziałam co mi nagle do głowy wpadło. Zresztą mogło być to przez kaca i jeszcze jakieś promile alkoholu we krwi.

– Kayla od teraz jesteś na odwyku... – pomyślałam podirytowana.

Wróciłam do domu po południu i już przy otwieraniu drzwi wyczuwałam kłopoty — Ktoś robił curry. Jedyną osobą w domu, która robiła zazwyczaj to danie to mama, więc na samą myśl, że jest w domu przewróciłam oczami.

– Świetnie, jeszcze ona na poprawę humoru – westchnęłam wchodząc do środka. – Wróciłam!

Dobrze wiedziała, że jeśli mama zaczęła gotować to miała zły dzień. Nie raz wraz z tatą kończyliśmy w kuchni siedząc nad talerzem, którego zawartość mogłaby być eksponatem w muzeum historycznym. Jak nic jej skrzydełka z przyprawami pomylili by z ceramicznymi płytkami z prehistorii. Tata już trzeci raz złamał sobie zęby na jej eksperymentach kulinarnych. Dla mnie jedynym ratunkiem było pozbycie się jedzenia w momencie, gdy wychodziła z kuchni. Jedynym z nas, który znosił to więzienne żarcie był Marc. Był prawdziwym weteranem, którego podziwialiśmy. Nie wiem czy tylko jemu dawała jadalne jedzenia, a nas nie cierpiała. Wydawało się to podejrzane.

– Kayla siadaj, jest jedzenie – zaprosiła mnie do stołu.

– Jadłam u Bell – chciałam się wywinąć, lecz na horyzoncie pojawił się skrzat z zarzuconymi rękami na piersiach.

– Lepiej siadaj, bo sytuacja nie jest za ciekawa – powiedział dość rozbawiony tym.

– Nie rozkazuj mi, wracaj do nabijania punkcików w grze.

– Mówiłem ci, że to expa! Kayla serio nie masz za grosz szacunku do gier.

– Jakoś przeżyjesz i tak jesteśmy skazani na siebie – odparłam wystawiając mu język.

– Ciekawe czy jeszcze można zmienić rodzeństwo...

– Rozczaruję cię, już sprawdzałam.

Zanim mi odpowiedział z kuchni wyszła mama ubrana w zielony fartuch. Poprosiła, żebym usiadła do stołu. Nie chciałam, lecz widząc jej krzywą minę obiecałam, że zjem chociaż troszeczkę.

Odstawiłam plecak do salonu i szybkim krokiem zajęłam miejsce w jadalni. Zobaczyłam tatę podpierającego głowę jedną ręką.

– Znowu gotowała? – szepnęłam do niego.

– Widzisz moje załamanie... – odparł wydając się jakby już zjadł co najmniej trzy dania.

Po chwili mama przyniosła do stołu wielki garnek i zaczęła nakładać nam jedzenie. Kiedy otworzyła pokrywkę ciepła para buchnęła lekko brudząc okulary taty, które natychmiast przemył rękawem. Zerknęłam na jedzenie w środku i nie mogłam uwierzyć. Miało kolor. Spojrzałam to na mamę, to na garnek, po czym oparłam się plecami o krzesło i skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Dobra, o co tutaj chodzi? – zapytałam nie mogąc dowierzyć własny oczom, że potrawa mamy pachnie jadalnie.

– Ciocia Nathalie wpadła rano i przyniosła trochę curry dla nas... – wyjaśniła blondynka po czterdziestce.

Wszystko wyjaśnione, a ja z tatą odetchnęliśmy z ulgą. Nabraliśmy ryżu i curry na talerze. Wolnym ruchem widelca zajadałam się. W atmosferze czułam jednak, że coś jest nie tak. Zanim nabiłam sobie następną porcję na widelec tata kaszlnął mówiąc moje imię.

Now or Never | ZAKOŃCZONEDär berättelser lever. Upptäck nu