Rozdział XX

276 21 3
                                    


Nie wiedziałam, dokąd mam pójść, lecz jak najszybciej chciałam opuścić to miejsce. Pierwsza myśl, jaka przeszła mi przez głowę to było zatrzymanie się u Bell, lecz sama świadomość, że jest tam Jordan, z którym też się pokłóciłam pogłębiała moją niechęć do tego pomysłu.

Od myślenia, gdzie się zatrzymać i co dalej zrobić nogi przywiodły mnie do McWella. Widząc znany mi już niebiesko biały slogan weszłam do środka siadając na pufach obok okien. Oparłam się wzdychając.

Zauważył mnie właściciel, który już zza lady odezwał się do mnie.

– To co zawsze? – zapytał i tak znając już odpowiedź.

– Dzisiaj jedna truskawka, wanilia i czekolada – poprosiłam, na co dojrzałam pierwszy raz wytrzeszcz u Willa.

– Kayla, dobrze się czujesz?

– Wszystko jest w najlepszym porządku.

– Ta jasne... – odparł zmieszany. – Kto cię rzucił?

To pytanie było niczym milion strzał wbijających się w moje serce. Nie wiedziałam, czemu musiał trafić w sedno. Na szczęście nie drążył tematu widząc, że nie odpowiedziałam i zabrał się za robienie koktajli.

Po wypiciu dwóch z nich, jeden za drugim zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Nigdy nie uciekłam z domu, więc była to dla mnie nowość. Na pewno nie chciałam od razu wracać, wolałam by w końcu dotarło do nich to co chciałam im przekazać. Szczególnie, że za niedługo miała być rocznica śmierci Clarrie.

Wykończona myśleniem położyłam głowę na blacie mając nadzieję, że jego chłód przyśpieszy moje procesy myślowe. Po krótkiej chwili usłyszałam jak ktoś w niego zapukał, po czym się przysiadł naprzeciwko. Podniosłam wzrok, który dopiero po chwili się wyostrzył.

– Super, jeszcze jego brakowało... – pomyślałam przewracając oczami.

– Słyszałam od Willa, że ktoś cię rzucił. Nie musisz tak rozpaczać po dostaniu kosza ode mnie – stwierdził Ethan przeczesując do tył swoje czarne włosy.

– Ta jasne, jakbym nie miała nic lepszego do robienia – westchnęłam zakładając ręce na piersiach. – Już wolałabym rozpaczać nad tym zmiażdżonym komarem na szybie w aucie Willa niż nad tobą.

– Czego chcesz? – dopytałam po chwili nie słysząc żadnego zbędnego komentarza.

– Nic takiego, przechodziłem i zobaczyłam największą ofiarę losu zapijającą swoje smutki.

– A ja na rozchmurzenie spotkałam największego dupka na świecie. Pogadamy o tym, kto ma więcej szczęścia?

– Zabawne – Przewrócił oczami.

– I to bardzo, rybko.

– Bardzo śmieszne... – Skrzywił się lekko.

– Zjadłeś coś nieświeżego, że nagle wróciło ci człowieczeństwo, że ze mną rozmawiasz? – zapytałam podejrzliwie. – A może po prostu żadna z twoich panienek nie ma teraz czasu, skoro siedzisz tu ze mną?

Ethan zaśmiał się słysząc mój komentarz o jego bawieniu się z dziewczynami nie komentując go w żaden sposób. Oparł się rękami o blat i opierając na nich głowę spojrzał mi w oczy.

– Coś gorszego. Grzebałem w mule przez parę godzin – odparł podnosząc jeden z kącików ust.

– Skarb znaleziony? – zapytałam zaciekawiona.

– Tak, szkoda, że nie działały. Teraz muszę mieć zapasowe – oznajmił machają nimi na palcu.

– Uważaj, tutaj też jest akwarium, żeby znowu coś nie poszło na dno...

Now or Never | ZAKOŃCZONEOnde as histórias ganham vida. Descobre agora